Upokorzenie smakuje tak samo w ustach każdego człowieka.
W dodatku 6 Legion był jednostką wsławioną różnymi brudnymi i brutalnymi akcjami na obszarze całej Galaktyki. Jego autorstwa była między innymi masakra tatooińskiego osiedla Anchor Heat oraz atak na dyplomatyczną korwetę senacką na orbicie tej planety. Kiedy fakty te dodano do wcześniejszych zbrodni popełnionych przez tę jednostkę - 6 Legion stał się najbardziej znienawidzonym spośród wszystkich, jakie Imperium posiadało. Teraz, na porośniętych paprociami polanach tej planety, nadszedł czas zapłaty. Rozmyślania przerwał Galvinowi nagły szelest gdzieś z boku. Mógł go spowodować jakiś przedstawiciel licznej tutaj fauny, ale Keith wolał nie ryzykować. Uskoczył za najbliższe drzewo wydobywając z kabury przy kolanie mały miotacz laserowy, by chwilę potem wyjrzeć ostrożnie z bronią gotową do strzału. Jego uwagę przyciągnął sterczący opodal wrak kroczącego AT-ST. Maszyna miała całkowicie skruszone lewoburtowe systemy hydrauliczne i pęknięty wspornik. Był to rezultat zderzenia z pniem ściętego drzewa zepchniętym z prawej strony kotliny. Oprócz tego salwy z cięższej broni wybiły w pancerzu kilka otworów, których poszarpane, popalone brzegi przypominały otwarte do krzyku usta. Szczeliny obserwacyjne w górnej części kadłuba były martwe, ale Galvin był przeświadczony, że to właśnie stamtąd doszły go szelesty. Postanowił zaczekać chwilę. Nie czekał długo. Z włazu umieszczonego na górze kadłuba wraku nagle wychyliła się jakaś sylwetka i zręcznie ześlizgnęła się po boku maszyny. Keith bez trudu rozpoznał mundur tamtego, głęboka czerń charakteryzowała operatorów-pilotów Korpusu Zmechanizowanego. Postaci brakowało tylko zdobiącego głowę rozłożystego hełmu. Opuszczając miotacz wyszedł zza drzewa. - Hej - zawołał w kierunku żołnierza. - Co tu się ...? W połowie wypowiedzi głos uwiązł mu w gardle. Tamten bowiem niespodziewanie rzucił na ziemię trzymany pod pachą pakunek, dobył broni i dwukrotnie nacisnął spust rzucając się desperackim szczupakiem za osłonę. Galvin wykonał rozpaczliwy unik i obie czerwone, opalizujące igły przemknęły obok niego osmalając pobliskie drzewo. Klnąc na czym świat stoi, wczołgał się za stertę spróchniałych gałęzi. - Zwariowałeś? - ryknął. - Omal mnie nie zabiłeś! Operator-pilot musiał także przeżyć chwilę konsternacji, bo odezwał się dopiero po chwili. - Kim jesteś? - Sierżant Keith Galvin, 2 kompania 6 Legionu - odparł nieco spokojniej Keith wodząc lufą miotacza po okolicach schronienia przeciwnika. - A tyś co za jeden? Znów nastąpił moment ciszy. - Varini. Hesser Varini, kapral, 1 sekcja wsparcia. Podejdź tu, to pogadamy. - A dlaczego sam nie podejdziesz? - Bo ci nie ufam. - To miło z twojej strony. Od strony Variniego nic nie nadbiegło w odpowiedzi. Zapadła cisza, wróżąca impas w rozmowie. Galvin postanowił jednak za wszelką cenę czegoś się dowiedzieć. - Hej, jesteś tam jeszcze? - Tak - mruknął Varini czujnie. - Kręciłeś się trochę po tym pobojowisku, więc może mi powiesz co się tutaj stało? - zapytał Keith rozglądając się. - Najpierw ty mi coś powiedz - energicznie nakazał Varini nie wychylając się nawet o cal zza osłony. - Podaj hasło specjalne z akcji na Andal Andara. Galvin zastanowił się chwilę. - Andal Andara? Szkoła oficerska Floty? Oddziały Szturmowe nie miały nic wspólnego z tą pacyfikacją. Flota zrobiła to na własną rękę - odpowiedział spokojnie - Czy o to ci chodziło? Po drugiej stronie znad połamanych paproci ostrożnie wychynęła postać przyciskająca do ramienia miotacz i, zataczając łuki jego lufą, postąpiła kilka kroków naprzód. Galvin uczynił podobnie, ale wstając zdecydował się schować miotacz do kabury. To czyniło go wprawdzie bezbronnym, ale pomogło przełamać nieufność tamtego. - Jeszcze chwila, a odstrzeliłbym ci łeb - mruknął Varini opuszczając broń. - Ale powiedzmy, że na razie ci wierzę. Zrobił kilka kroków wstecz i podniósł upuszczoną wcześniej paczkę. Galvin zasalutował mu pobieżnie, mimo, że Varini w zasadzie powinien zrobić to pierwszy i spróbował nadać swojemu głosowi besztający ton. - Co pan do cholery wyprawia, kapralu? - powiedział dobitnie. - Mógł mnie pan zabić. Od kiedy to przestała obowiązywać na polu walki procedura rozpoznania ? Varini spojrzał na niego z mieszaniną zaskoczenia i złości. - Do diabła, sierżancie - wycedził - to lepsze niż dać się ustrzelić lub złapać patrolom rebeliantów. - Co takiego? - wykrztusił Galvin natychmiast pojmując sens wypowiedzianych przez operatora słów. - Opowiadaj człowieku, opowiadaj! - O czym? - Varini podejrzliwie zmrużył oczy. - O tym, co się stało! - dodał Keith zataczając ręką łuk w kierunku zamarłych wokół nich wraków i ciał. - Dostałem czymś w łeb na samym początku i nie mam pojęcia, w jakim świecie się obudziłem. - Nie ma co opowiadać - mruknął Varini z trudną do zdefiniowania miną. - To koniec. Wszystko szlag trafił. - Wszystko? W jaki sposób? - Chcesz szczegółów? Proszę bardzo. Pamiętasz jak zwiała ochrona bunkra? - Nie. Mówiłem, że ... - Dobra, słyszałem. Jak tylko zaatakowały te podobno niegroźne miśki, zapanował chaos - totalny chaos. Plutony przy bunkrze rozbiegły się w cholerę po lesie, a jedyny, który został na miejscu, zaskoczony rozproszył się i rebelianci umknęli