Upokorzenie smakuje tak samo w ustach każdego człowieka.
Jej powinniœmy na razie unikaæ, pozostali nie maj¹ znaczenia. - Racja. Ci najbardziej niebezpieczni znajduj¹ siê w tym drugim ¿elaznym pojeŸdzie. Jak zdo³amy wyci¹gn¹æ z nich tajemnicê? Kim s¹ i ile potrafi¹? - Mo¿e moglibyœmy... niech¿e siê zastanowiê... A co wy na to, gdybyœmy z pojazdu uwiêzionego w dolinie straconych z³udzeñ pojmali najs³absze wœród nich ogniwo? Mo¿e wtedy zdo³alibyœmy wydusiæ jak¹œ odpowiedŸ? - Rozjaœniasz moje ¿ycie. A kto wœród nich jest najs³abszy? - Wedle mojej oceny jest ich dwoje. Wojownik, który okaza³ gniew, jak siê okaza³o, pe³en nienawiœci, no i ¿a³osna dziewczynka, ta od kota. - Ach, ona, oczywiœcie! Nie wydaje mi siê, ¿e moglibyœmy skupiæ siê na tym wojowniku z mieczem. Jego wola mo¿e uderzaæ w obie strony, równie dobrze móg³by siê nam sprzeciwiæ, a wtedy nic z niego nie wyci¹gniemy. Nie, dziewczyna jest w³aœciw¹ osob¹. W strachu zdradzi nam wszelkie informacje, jakie nas interesuj¹. Ale drugi raz nie nabierze siê na kota. - To prawda, musimy wymyœliæ coœ innego. Ile ona ma lat? - Hm, dziesiêæ, mo¿e dwanaœcie. - Tak, na tyle w³aœnie wygl¹da³a. Wobec tego wyœlemy do niej jakiegoœ sympatycznego jedenastoletniego ch³opca, - Œwietnie siê to zapowiada. Zaczynamy natychmiast, nie mamy czasu do stracenia. 10 W J1 Kiro zarz¹dzi³ odpoczynek. Wszyscy potrzebowali snu. Sam postanowi³ obj¹æ pierwsz¹ wartê, usiad³ wiêc w wie¿yczce, sk¹d mia³ rozleg³y widok na czarn¹ dolinê. Byæ mo¿e w³aœnie dlatego nie zauwa¿y³, co siê dzieje tu¿ przy pojeŸdzie, z ty³u, od strony góry, na któr¹ w³aœciwie nie zwraca³ uwagi. Na pocz¹tku jednak coœ dzia³o siê tu¿ przed nim, choæ i tego nie zauwa¿y³. C o œ zbli¿a³o siê do J1 ukradkowymi d³ugimi skokami. Zawsze wtedy, gdy uwaga Kira skierowana by³a gdzie indziej, coœ ciemnego, wygl¹daj¹cego jak cieñ, bieg³o od ska³y do ska³y, pokonuj¹c na raz tylko krótki odcinek, ale wreszcie dotar³o do potê¿nej machiny. To, co ukry³o siê za rogiem J1, nie by³o niczym przyjemnym. Ohydna, budz¹ca grozê postaæ, skulona i œwiadoma celu. Liczy³o siê dla niej jedno: zdobyæ s³awê i uznanie, a to w³aœnie by³o mo¿liwe przy wype³nianiu takiego zadania. Stwór kucn¹³ przy g¹sienicach, odetchn¹³, zebra³ si³y na przemianê. Jaka¿ ohydna ta kupa ¿elastwa! Wielka, paskudna i niebezpieczna. M³oda dziewczyna? To pestka. Wiele mo¿na osi¹gn¹æ, jeœli w³aœciwie rozegra siê karty. Dodatkowe korzyœci... Poprawi³ to, co unios³o siê pod przepask¹ na biodrach. Ale po kolei, nie wolno siê teraz spieszyæ. Dziesiêæ, dwanaœcie lat? Wspaniale. On mia³ uosabiaæ jedenastolatka i zmusiæ tê dziewczynkê, ¿eby siê w nim zakocha³a. Drobnostka! Ach, doprawdy, czy on nie mo¿e zachowywaæ siê spokojnie? Ale ju¿ sama myœl poci¹ga³a go tak nieodparcie, ¿e zacz¹³ siê œliniæ. To on, to jemu dano tê szansê, a nie jego kompanom. W³aœnie jemu. Spróbuje wykonaæ zadanie jak najlepiej. Nie rzuci siê od razu na tê dziewczynê, wstrzyma siê, zaczeka, a¿ nadejdzie odpowiedni moment. PóŸniej. Potem. Kiedy wype³ni ju¿ zadanie... Gdzie ona mo¿e byæ? Tyle tu ma³ych okienek. W niektórych ca³kiem ciemno, niczego nie widzia³, przez inne nie móg³ zajrzeæ do œrodka. Musi teraz bardzo uwa¿aæ, nie mo¿e siê spieszyæ. Nie wolno mu pope³niæ ¿adnego b³êdu. W tym czasie Kiro mia³ wizytê. Do pokoju w wie¿yczce na palcach wesz³a Sol. Kiro uœmiechn¹³ siê do niej. - Nie powinnaœ spaæ? - Jedna z zalet bycia czymœ poœrednim miêdzy duchem a cz³owiekiem polega na tym, ¿e sama mogê zdecydowaæ, czy chcê siê po³o¿yæ spaæ czy te¿ nie. Duchy nie sypiaj¹, ludzie natomiast tak. Pomyœla³am sobie, ¿e dotrzymam ci towarzystwa. - Œwietnie. Trochê to jednostajne, ci¹gle prowadziæ rozmowy tylko z samym sob¹. Stanêli zapatrzeni w martw¹ dolinê. - Jaka¿ ona straszna - mruknê³a Sol. - A mimo to kryje siê w niej jakieœ tragiczne piêkno. - To prawda. Krajobraz nie prosi³ o to, by tak wygl¹daæ. Pamiêtasz, ¿e wœród ostrych ska³ tu i ówdzie ros³y kalekie skamienia³e drzewa? - Tak, sprawia³y wra¿enie pokrytych sadz¹, osmalonych, jak gdyby sp³onê³y. W wiecznej nocy na zewn¹trz panowa³a cisza. Znik¹d od dawna ju¿ nie dobiega³ ¿aden krzyk. Od czasu triumfalnego pogardliwego œmiechu, którego nikt w J1 nie móg³ poj¹æ, nie s³yszano ju¿ tajemniczego, przeraŸliwego zawodzenia z Gór Czarnych. Jak gdyby tamten chór czeka³ w milczeniu na to, co wkrótce siê stanie. - Podobno musisz dokonaæ wyboru - powiedzia³ Kiro. - Marco postawi³ ci ultimatum. Gdy powrócimy do domu, powinnaœ zdecydowaæ, czy chcesz dalej byæ duchem czy te¿ cz³owiekiem. Czy wiesz ju¿, co wolisz? - Nie. A poniewa¿ on jest taki niem¹dry, ¿e nie chce mi pozwoliæ, bym by³a i jednym, i drugim zarazem, bardzo trudno jest wybraæ. A co ty o tym myœlisz? - Ja? - uœmiechn¹³ siê. - No có¿, musisz zdecydowaæ sama. - Chodzi mi o to, jak¹ Sol byœ wola³. Kiro d³ugo przygl¹da³ jej siê z ukosa. - To jasne, ¿e mieliœmy z ciebie wiele po¿ytku jako ducha, który potrafi w dodatku czarowaæ, lecz osobiœcie... Brzmia³o to obiecuj¹co. - Tak? - zachêcaj¹co rzuci³a Sol. Lecz Kiro zacz¹³ mówiæ o czym innym. - Popatrz na tamten szczyt, wygl¹da naprawdê, jakby mia³ rogi. - Tylko nie mieszaj w to wszystko chrzeœcijañskiego szatana. Odmawiam. Chocia¿ rzeczywiœcie to wygl¹da jak rogi. A poza tym nie próbuj siê wykrêciæ od odpowiedzi na moje pytanie. Kiro nakry³ d³oni¹ rêkê Sol spoczywaj¹c¹ na balustradzie przy oknie. Sol natychmiast cofnê³a rêkê. - Nie, nie wolno ci mnie dotykaæ, bo wtedy lemuryjska si³a przyci¹gania natychmiast zaczyna dzia³aæ, a nie czas na to teraz. - Nie zamierza³em próbowaæ w ¿aden sposób na ciebie oddzia³ywaæ - oœwiadczy³ zdumiony. Sol oddycha³a g³êboko. - A wiêc to prawda? To wy decydujecie, czy jakaœ nieszczêsna dziewczyna ma ulec waszemu urokowi? Kiro odwróci³ siê i nonszalancko podszed³ do stolika kontrolnego. - Oczywiœcie, ¿e tak. - Ale to siê nie zgadza - oœwiadczy³a Sol zaczepnie. - Wydaje mi siê bowiem, ¿e Ram, który tak kocha Indrê, nigdy nie chcia³by oddzia³ywaæ na Elenê, a tak w³aœnie siê sta³o raz, kiedy j¹ obj¹³. - To zupe³nie co innego. On po prostu chcia³ j¹ pocieszyæ