They seem to make lots of good flash cms templates that has animation and sound.
Linki

an image

Upokorzenie smakuje tak samo w ustach każdego człowieka.

Yves pośliznął się na zmarzniętym śniegu — a przynajmniej tak to wyglądało - i zaciśnięta pięść trafiła go w pierś, rzucając na drewnianą ścianę. Złoczyńca chwycił go za włosy i przyciągnął, plując w twarz chłopca i rechocząc triumfalnie. Wykręcając się na wszystkie strony i nie mogąc podnieść ręki, żeby zetrzeć obrzydliwy śluz, Yves zobaczył, jak nieznajomy niespiesznie i bezszelestnie wyprostowuje się i delikatnie opuszcza klapę, nie spuszczając wzroku z kotłującej się pod ścianą dwójki. Nie rzucił się nierozsądnie na pomoc dręczonemu. Była to najsłodsza nagroda i serce Yve-sa wypełniła wdzięczność i podziw. Bo obcy okazał tym samym, że rozumie i docenia jego fortel, że chłopiec nie jest po prostu ofiarą, ale partnerem w tej sekretnej i chwalebnej walce. Zdążył jeszcze dostrzec pierwszy szybki i cichy ruch i wtedy wymierzony mu solidny policzek odwrócił jego głowę w bok; za pierwszym ciosem nastąpił drugi, aż poczuł się oszołomiony i bliski omdlenia. Zachował jednak dosyć przytomności, by zaskomleć błagalnie i to dostatecznie głośno, żeby zagłuszyć kroki tego, kto musiał być już bardzo blisko: - Nie! To boli! Puść mnie! Przepraszam, przepraszam... Nie bij mnie... W jego głosie brzmiał triumf i duma, opryszek jednak nie zauważył żadnej różnicy, chichocząc i śliniąc się z radości. Ciągle jeszcze się śmiał, kiedy długie ramię chwyciło go za twarz, zaciskając się na ustach, i cisnęło na deski. Długonogi, zwinny młodzieniec usiadł na nim okrakiem i wtłoczył mu kolano w brzuch, wyciskając z niego powietrze, a potem jednym ruchem zerwał mu hełm i uniósłszy głowę bandyty, uderzył nią o podłogę. Wróg leżał teraz bezsilny i niemy jak wyjęta z wody ryba. Yves przypadł do nich jak świeżo wyszkolony jastrząb rzucający się na zdobycz i drżącymi dłońmi począł rozpinać pas, przy którym jego strażnik nosił miecz i sztylet. Podał pas nieznajomemu, który czekał na to z pogodnym spokojem, a otrzymawszy pas, związał nim sprawnie ręce nieprzytomnego, wykręciwszy je uprzednio do tyłu. Dopiero potem odwrócił się i spojrzał na swego pomocnika. Us'miechał się. Oprócz blasku gwiazd nie było tu innego światła, ale Yves wiedział, że się nie myli. Jego wybawca sięgnął między sute fałdy brązowego samodziału na piersi, wyciągnął długi zwój białego płótna i podał go chłopcu. - Otrzyj twarz - odezwał się cichym, niskim głosem, w którym dźwięczało rozbawienie i uznanie - zanim zatkam tym gębę tego rzezimieszka. ROZDZIAŁ DWUNASTY Yves przejechał materiałem po policzkach i czole w milczeniu pełnym na poły zgrozy, na poły podziwu, nie spuszczając wzroku z pochylonej nad bezwładnym ciałem twarzy. W słabym świetle gwiazd lśniły białe zęby i jasne, bursztynowe oczy. Kaptur nieznajomego zsunął mu się na plecy, odsłaniając czarne, przytrzymywane czapką włosy. Jego wygląd i ruchy wyrażały młodość i odwagę. Yves patrzył i czuł, że oddaje mu swoje serce. Wielbił już kiedyś innych bohaterów, ale ten był całkiem nowy, młody i — przede wszystkim - obecny. - Daj - rzekł krótko obiekt jego adoracji, wyciągając rękę po kawałek płótna. Yves wzdrygnął się i pospiesznie oddał mu je. Młodzieniec szybko wetknął jeden koniec materiału w otwarte usta strażnika, owijając resztę wokół jego głowy, dzięki czemu nieszczęśnik stał się nie tylko niemy, ale i ślepy. Wolny koniec podwiązany został do pętającego ręce pasa. Z braku powroza, ze skórzanego kaftana ofiary wyciągnięte zostały sznurówki, którymi fachowo oplatano jego kostki, a następnie przywiązano stopy do nadgarstków. Bandzior przypominał teraz pakunek, który można by załadować na koński grzbiet. Yves obserwował wszystko okrągłymi z podziwu oczyma. Kiedy praca została zakończona, przez chwilę patrzyli na siebie nawzajem, bardzo zadowoleni. Yves otwierał już usta, ale zamknął je zaraz, ujrzawszy palec przyłożony do wciąż uśmiechających się ust. - Poczekaj - powiedział nieznajomy niemal szeptem. Szept jest pozornie bezbarwny, ale zawsze brzmi alarmująco. Cichych słów nie usłyszał nikt oprócz chłopca. — Najpierw sprawdźmy, czy uda się nam odejść tą samą drogą, którą tu przybyłem. Yves przykucnął i zamienił się w słuch. Drżał ze strachu i podniecenia. Jego towarzysz położył się na klapie i przyłożył ucho do desek. Po chwili ostrożnie uchylił ją i zerknął w pachnącą drewnem ciemność. Z zewnątrz, z okolicy głównego budynku i palisady, dobiegały pokrzykiwania i odgłosy ruchu, świadczące o tym, że garnizon jest w pogotowiu; ale pod nimi, wśród majaczących w mroku belek panowała cisza i spokój. - Możemy spróbować. Idź tuż za mną i rób to, co ja. Podniósł klapę i ześliznął się w dół, zwinny jak kot