Upokorzenie smakuje tak samo w ustach każdego człowieka.
A poza tym valada Geloe mówi, że całymi latami można nie jeść mięsa. Deornoth skrzywił się. - Ale kto by chciał tak żyć? Przyglądał się uważnie księciu. Josua, szczupły z natury, schudł jeszcze bardziej; pod skórą jego twarzy wyraźnie rysowały się kości. Odrobina tłuszczu, jaką kiedyś można było dostrzec, teraz zniknęła, a jego wysokie czoło i jasne oczy sprawiały, że przypominał wizerunek starożytnego mnicha-filozofa: wzrok zawsze miał utkwiony gdzieś daleko, zdając się ignorować wirujący wokół niego świat. Ogień zasyczał, obejmując wilgotne drewno. - Panie, pozwól, że zadam ci jeszcze jedno pytanie - przemówił cicho Deornoth. - Czy jesteśmy tak pewni tego Kamienia Rozstania, aby w jego poszukiwaniu ciągnąć chorych i rannych przez tereny Thrithingów? Nie mam nic przeciwko Geloe, która - jak wszyscy wiemy - jest bardzo dobrym kompanem, ale żeby iść aż tak daleko? Kilka mil na zachód stąd zaczyna się Erkynland. Z pewnością znaleźlibyśmy jakąś oddaną duszę w jednym z miast w Dolinie Hasn. Nawet gdyby zbyt bali się twego brata, aby udzielić nam schronienia, dostalibyśmy przynajmniej jedzenie i cieplejsze ubrania dla rannych. Josua westchnął i przetarł oczy. - Możliwe. Deornoth, możliwe. Wierz mi, też się nad tym zastanawiałem. - Wyciągnął nogi trącając końcem buta węgle z ogniska. - Nie możemy jednak ryzykować ani oszczędzać zbytnio czasu. Każda godzina marszu przez otwarty teren oznacza zwiększony wysiłek jednego z patroli Eliasa. które nas szukają, jak również chroni nas przed atakiem z zaskoczenia. Nie, wydaje się, że jedynym miejscem, do którego możemy się udać, jest. Kamień Rozstania Geloe i im szybciej tam dotrzemy, tym lepiej. W Erkynlandzie nie ma dla nas miejsca, przynajmniej na razie, a może już na zawsze. - Książę pokiwał głową i znowu się zamyślił. Deornoth westchnął i pogrzebał w ognisku. Rankiem trzeciego dnia podróży przez równiny dotarli do brzegu rzeki Ymstrecca. Szeroka rzeka lśniła słabo pod przepastnym, szarym niebem; była zaledwie niewyraźną srebrną żyłką podobną do snu przemykającego przez pogrążone w mroku, wilgotne łąki. Odgłosy rzeki wydawały się równie stłumione, jak jej blask; zaledwie szmer odległej rozmowy. Ludzie Josui chętnie zatrzymali się na odpoczynek nad brzegiem rzeki, rozkoszując się pluskiem i widokiem szybko płynącej wody - pierwszej od chwili, kiedy wyszli z lasu. Kiedy Gutrun i Vorzheva oświadczyły, że pójdą kawałek w dół rzeki, by umyć się swobodnie, Josua kategorycznie zaprotestował, obawiając się o ich bezpieczeństwo. Zgodził się, choć niechętnie, dopiero wtedy, gdy Geloe oznajmiła, że pójdzie z nimi. Trudno było kwestionować wiedzę i przezorność czarownicy. - Ach, czuję się tak, jakbym myła się po raz pierwszy - powiedziała Vorzheva, zanurzając stopę w wodzie. Wybrały kawałek piaszczystego brzegu, gdzie rosnąca w środku koryta rzeki kępa brzóz poszerzała jej bieg i osłaniała je przed wzrokiem pozostałych. Jej głos zabrzmiał beztrosko, choć twarz przeczyła temu. - Przypomina mi się dzieciństwo. - Zmarszczyła brwi, polewając wodą mocno podrapane nogi. - Ależ ta woda jest zimna! Księżna Gutrun rozpięła dekolt sukni. Stała trochę dalej od brzegu, a woda opływała jej grube łydki. Księżna spryskała szyję i obmyła twarz. - Nie jest taka zła! - roześmiała się. - Obok naszego domu w Elvritshalla przepływa rzeka Gratuvask, w niej dopiero jest zimna woda! Każdego roku wiosną panny z miasta schodzą, by się w niej wykąpać; ja też tak robiłam za młodu. - Wyprostowała się wpatrzona w dal. - Mężczyźni muszą pozostać w domach przez cały ranek pod karą chłosty, aby dziewczęta mogły się wypluskać. Tak, woda jest naprawdę zimna! Powstaje ze śniegów, które topnieją w górach na Północy. Żeby usłyszeć prawdziwe wrzaski, trzeba posłuchać setki dziewcząt wskakujących do zimnej wody w poranek miesiąca Avrel! - Znowu się roześmiała. - Jedna z opowieści mówi o młodzieńcu, który bardzo chciał zobaczyć kąpiące się w rzece Gratuvask panny - to bardzo znana historia, może ją słyszałyście? - Urwała nagle, pozwalając, by woda wyciekła z jej złożonych dłoni. - Vorzheva? Źle się czujesz? Vorzheva stała zgięta wpół z twarzą bladą jak ściana. - To nic takiego - powiedziała ochrypłym głosem i wyprostowała się. - Zaraz przejdzie. Widzisz, już jest lepiej. Opowiedz tę historię. Gutrun przyglądała się jej podejrzliwie. Zanim jednak księżna zdążyła cokolwiek powiedzieć, usłyszały głos Geloe, która nie opodal czesała kościanym grzebieniem włosy Leleth. - Opowieść musi zaczekać - przemówiła czarownica stanowczo. - Nie jesteśmy same. Vorzheva i Księżna spojrzały w kierunku, w którym wskazywała Geloe. Na wzgórzu oddalonym od nich kilkaset jardów na południe stał jeździec na koniu. Był zbyt daleko, by rozpoznać jego twarz, lecz nie miały wątpliwości, że patrzy w ich stronę. Wszystkie kobiety spojrzały na niego, nawet Leleth zwróciła w jego stronę szeroko otwarte oczy. Na chwilę zapadła zupełna cisza i wszystkim wydawało się, że nie bije żadne serce. Potem jeździec zawrócił konia i zjeżdżając ze wzgórza zniknął z pola widzenia. - Co..