Upokorzenie smakuje tak samo w ustach każdego człowieka.
319 149. Sylvia Browne Zakończenie okresu żałoby, zanim zostanie ona w pełni wyrażona i doświadczona, może być niebezpieczne dla waszego zdrowia. Spróbowałam tego kiedyś, dawno, dawno temu. Stwierdziłam, że jestem zbyt silna i niezniszczalna, by tak bardzo cierpieć, więc zepchnęłam ból głęboko do wnętrza i przeładowałam swój rozkład zajęć całą trywialną, pochłaniającą uwagę pracą, jaką tylko zdołałam dla siebie wynaleźć. Zapłaciłam za to potworną infekcją nerek. Podobnie jak w przypadku każdej innej potężnej emocji, energia żałoby musi znaleźć jakieś ujście, a jeśli nie zostanie całkowicie przetrawiona i odrzucona z ciała, możecie liczyć na to, że wcześniej, czy później, w taki, czy inny sposób, każe za siebie zapłacić. Podchodźcie więc z cierpliwością do żałoby, zarówno własnej, jak i otaczających was ludzi. Pamiętam, jak jechałam do domu po śmierci mojego ojca i zastanawiałam się, jak wszyscy ludzie na ulicach mogą zajmować się swoimi sprawami tak zwyczajnie, jak gdyby był to dzień jak co dzień, podczas gdy mój świat rozpadł się w kawałki. Pamiętam, jak w drodze do domu weszłam do sklepu spożywczego i przesuwałam się wzdłuż półek niczym zombie, aż obcy człowiek zatrzymał mnie głośnym, głupawym "Hej, rozchmurz się!". Najprawdopodobniej miał dobre intencje. Mimo to najchętniej przejechałabym go swoim wózkiem, gdyby nie to, że było tam zbyt wielu świadków. Uczciwie na to patrząc, skąd mógł wiedzieć, że cierpię? Lecz do dziś zastanawiam się nad tym, czy nie powinniśmy przywrócić żałobnych ubrań lub czarnych opasek na ramię, albo innego sposobu, w jaki mogliby się wyróżniać ludzie pogrążeni w żałobie, tak by inni mogli obdarzyć ich szacunkiem, przestrzenią i szczególną uwagą, na jaką za- sługują ludzie opłakujący swoich bliskich. 320 Dziesięć rzeczy, których się obawiamy ... Mimo że strata jest niezwykle bolesna, im lepiej poj- mujemy duchową perspektywę tego, co się stało, tym jesteśmy spokojniejsi i tym mniej obwiniamy Boga o to, że zabrał nam kogoś, kogo kochaliśmy. Jeśli mówimy: "On ich zabrał", szczególnie, gdy chodzi o dziecko, sprawiamy, że Bóg wydaje się arbitralny i samolubny. Bóg nie postępuje w taki sposób. Nawet najmniejsze dzieci mają w sobie wiekowe dusze, które skomponowały własny wzorzec, włącznie ze swoją śmiercią. Nie możemy zrozumieć ich wyborów i ich przyczyn. Musimy je po prostu szanować najlepiej jak potrafimy, choćby wydawały się nam okrutne i niesprawiedliwe. Bóg nie "zabiera" żadnego z nas, ani naszych ukochanych, wbrew naszej wiecznej woli. Po prostu pomaga nam układać wzorce oraz żyć w zgodzie z nimi i kocha nas wystarczająco, by iść wraz z nami i' ochraniać po drodze nasze dusze. Miałam niezliczonych klientów, którzy tak się boją stracić ukochanych ludzi, że emocjonalnie się od nich odsuwają, aby w ten sposób obronić się przed bólem straty. W końcu pozbawiają i siebie, i ukochaną osobę radości płynącej z duchowej bliskości. Gdy ją tracą, nie odczuwają korzyści płynących z emocjonalnej ochrony, a wręcz przeciwnie, muszą walczyć z poczuciem winy i żalem z powodu wszystkiego, co przeoczyli. Przypomina to trochę obawę przed trzęsieniami ziemi, przez którą spędzacie życie w progu domu, lub w południowo-wschodnim rogu swojej piwnicy, na wypadek, gdyby przyszło tornado. Życie, którym rządzi strach - nawet strach przed czymś równie niszczycielskim jak poczucie straty - jest życiem pozba- wionym spokoju, wolności, miłości i współczucia, jakie daje nam ten świat, jeśli tylko jesteśmy cierpliwi i nie domagamy się niczego mniej. 321 Sylvia Browne Szczególnie głęboko poruszył mnie jeden klient. Był to mężczyzna o imieniu Bemie, pogrążony w żałobie po niedawnej utracie trzydziestodwuletniej żony. Do głębokiego żalu dołączał się fakt, że chociaż Bemie głęboko kochał swoją żonę, zawsze zachowywał w stosunku do niej pewien emocjonalny dystans i nigdy tak naprawdę nie powiedział jej, jak bardzo ją kochał. Podczas seansu odkryłam powód takiego postępowania. Kiedy Bemie był dzieckiem, pewnego dnia powiedział swojej matce, jak bardzo ją kocha. W trzy dni później, zupełnie nagle, jego matka zmarła. Nie uświadamiając sobie tego, Bemie doszedł do wniosku, że jeśli się kogoś kocha i powie mu o tym, sprawi się, że osoba ta zniknie. Tak więc przez całe swoje małżeństwo pozbawiał siebie i swoją żonę prawdziwej uczuciowej bliskości, z tego ironicznego powodu, że tak bardzo ją kochał. Oczywiście dobrą wieścią było to, że nigdy nie jest za późno, by opowiedzieć swoim zmarłym bliskim o wszystkim, co leży wam na sercu. Bemie zachował pewien sceptycyzm, lecz obiecał, że spróbuje. W tydzień później śnił o swojej zmarłej żonie. Tak naprawdę, żona odwiedziła Berniego, zaś on wyraził głębię swoich uczuć