Upokorzenie smakuje tak samo w ustach każdego człowieka.
Że dobrze zapłacą, byle rzecz załatwić dyskretnie, nie podbijając cen w okolicy. Charity patrzyła na niego uważnie. - Oferowałeś więc więcej Gwendolyn? - Powiedziałem sobie, że muszę mieć tę ziemię, choćby nie wiem co. Jakby mnie jakaś gorączka dopadła. Przestałem kalkulować. Inwestor znowu zadzwonił. Powiedział, że wezmą mnie na partnera. - Pod warunkiem, że wyłożysz sporą sumę? - zapytał Elias. Leighton zamknął oczy, - Całkiem zgłupiałem. - Niech zgadnę, co było dalej - powiedział Elias. - Włożyłeś wszystko, co miałeś, i zaciągnąłeś kredyt, żeby spłacić Gwendolyn. - Tak było, mówiąc pokrótce - przyznał Leighton. - Zadłużyłem się. Dobiliśmy targu piętnastego rano. Pieniądze z mojego konta przelałem zaraz na konto 181 Jayne Ann Krcntz rzekomego inwestora. Po południu spotkałem się z Gwen. Triumfowała, - Wtedy powiedziała ci, że wyczyściła twoje konto - podsumował Elias. Leighton spuścił głowę. Zatrzymał się przy oknie i zapatrzył w ciemność. - Zabrała wszystko, co miałem. Powinienem ogłosić plajtę. Jennifer jest wściekła. Trudno uwierzyć, ale zaczynam się zastanawiać, czy nie wyszła za mnie dla pieniędzy. Charity wzniosła oczy do nieba, ale nie powiedziała słowa. - Zdajesz sobie sprawę, ze to, co nam właśnie powiedziałeś, w oczach niektórych ludzi stanowi wystarczający motyw morderstwa? - zapytał Elias miękko. Leighton odwrócił się gwałtownie. - Nie zabiłem Gwen. Bóg świadkiem, że miałem ochotę, ale nie zrobiłem tego. Elias podniósł dłoń. - Uspokój się. Nie oskarżam cię. Niech Tybern sprawdza alibi, ale na twoim miejscu postarałbym się o bardzo przekonujące. - Alibi? - Leighton był wyraźnie wytrącony z równowagi. - Nie byłem nawet w pobliżu campingu tamtej nocy. Chcecie wiedzieć, gdzie się podziewałem? Piłem w gospcłdzie. Koło północy wróciłem do domu. Elias wzruszył ramionami. - Jak już powiedziałem, to twoja sprawa. 1 Tyberna. Leighton zrobił kilka kroków, zatrzymał się. - Przyszedłem tutaj z czystej desperacji. Błagam, żebyś dopuścił mnie do swoich interesów. Elias wstał powoli. - Powtarzam ci po raz ostatni: nie prowadzę tu żadnych interesów. Przykro mi, Pitt, nie mogę ci pomóc. 182 Głębokie wody Leighton pokręcił głową z niedowierzaniem. - Coś musi być. Jennifer mnie zostawi. Wiem, że tak zrobi. To okropne, ale... zdaje mi się, że ona kogoś ma. Charity przeraził wyraz twarzy Leightona. Zerknęła na Eliasa. - Astrozofowie odzyskali swoje pieniądze, może Leighton też mógłby się upomnieć. Elias pokręcił głową. - Pieniądze Leightona nie trafiły na konto sekty ani na konto Swintona. Sprawdzałem ostatnie wyciągi. Żadnego przelewu z piętnastego sierpnia. Wszystkiego było około dwustu tysięcy dolarów. Leighton stracił znacznie więcej. - Piętnastego Gwen przetransferowała pieniądze na swoje prywatne konto. Stanowią część schedy po niej. Nie mieliśmy dzieci, ale są jej bracia i siostry. Oni wszystko dziedziczą. Znienawidzili mnie po rozwodzie. Nie wyciągnę ani grosza. Charity zagryzła wargę. - Kiepsko to wygląda, Leighton. - Muszę zaczynać od zera. W moim wieku. Wierzyć się nie chce - szepnął. Odwrócił się i powlókł ciężko do drzwi. - Nie zapomnij o butach - powiedziała Charity. - Co? A, buty. - Leigton włożył mokasyny, otworzył drzwi i zniknął we mgle. Zapadła cisza. Charity czekała, aż doszedł ją odgłos zapalanego silnika. Spojrzała na Eliasa. - Co o tym myślisz? - Myślę, że Tybern miał rację, mówiąc, że ma aż nadto podejrzanych. - Wierzysz, że Leighton mógł zabić Gwendolyn? - Miał poważny motyw, ale inni też, choćby zawie- 183 Jayne Ann Krentz dzeni astrozofowie. ~ Zaczął zbierać naczynia. - Podawać deser? - To zależy, co przygotowałeś. Chili habanero z lodami wasabi? - Spokojnie. Tytko niewinny sorbet z zielonych cytryn. Otis rozprostował skrzydła i spojrzał na Charity z pogardą. - He, he, he. Wstała, zebrała resztę naczyń i zaniosła do zlewu. - Niech będzie sorbet. Nie masz jeszcze dostatecznej satysfakcji? - Nie. Wyjął plastykowy pojemnik z zamrażalnika i podał Charity. - Spróbuj. Ukoi podniebienie. - Na pewno. Elias podniósł łyżeczkę do jej ust. - Otwórz szeroko. Skuszona zapachem rozchyliła wargi. Elias x uśmiechem wsunął jej łyżeczkę do ust. Sorbet eksplodował na języku lodowato-cierpkimi ukłuciami. Wciągnęła głęboko powietrze, obserwując, jak Elias zajada deser tą samą łyżeczką. - Zechcesz mi powiedzieć, o co tu chodzi? - zapytała. - O rzeczy, które nie są słodkie. - Odstawił sorbet i położył dłonie na krawędzi lodówki, zamykćijąc Charity w pułapce. - Co nie ma być słodkie? - Ja. My. To, co nas łączy. Jakie tylko sobie życzysz, byle nie słodkie. Schylił głowę i dotknął jej warg