They seem to make lots of good flash cms templates that has animation and sound.
Linki

an image

Upokorzenie smakuje tak samo w ustach każdego człowieka.

Noga za nogą podążała korytarzem aż do samego końca, gdzie przystanęła i wyjrzała przez okno. Niestety, wychodziło na ślepą ścianę. Marc zatrzymał się tuż za nią, tak że widziała jego odbicie w szybie. - Deanno, czy mogę ci pomóc? - zapytał znużonym głosem. - Nie wiem, co powiedzieć - głos mu się załamał. - Źle zrobiłem, że dałem jej... że... - Teraz nie ma to znaczenia. Stało się. Miała wypadek, to samo mogło się wydarzyć inaczej, nie na motocyklu. Nie ma sensu roztrząsać, czyja to wina, kto dał jej motocykl, kto... - głos jej zadrżał. - Mon Dieu... - Marc ukrył twarz w dłoniach, ale po chwili wyprostował się i zaczerpnął głęboki oddech. - Żeby tylko z tego wyszła!... A jeśli nie będzie mogła chodzić? - Nauczymy ją z tym żyć. To nasz obowiązek. Musimy dać jej miłość, pomoc, wsparcie bez względu na to, co z nią będzie... - W myśli zaś dodała: Jeśli tylko będziemy mieli szansę. Naraz ogarnął ją przejmujący strach. Co będzie jeżeli...? Marc położył jej ręce na ramionach i powoli odwrócił do siebie. Patrzył na nią oczami podobnymi do oczu Pilar, jednakże twarz miał człowieka starego i zmęczonego. - Czy potrafisz mi przebaczyć? - Co przebaczyć? - jej głos zabrzmiał obco i zimno. - To, co zrobiłem naszemu dziecku... Nie posłuchałem cię, a powinienem był... I... - Wyjechałam po ciebie na lotnisko, Marc. W oczach miała obojętność. Marca przebiegł zimny dreszcz. - Musieliśmy się rozminąć - rzekł niepewnie, jakby pytająco. - Nie, widziałam cię. To... to mi wiele wyjaśniło. Powinnam się byłą już dawno domyślić, ale jakoś nie potrafiłam - uśmiechnęła się blado i wzruszyła ramionami. - Chyba na mózg mi padło... - I... i muszę ci pogratulować. Ona jest nie tylko piękna, ale i bardzo młoda - dodała z goryczą i smutkiem. - Deanno... - mocniej zacisnął dłonie na jej ramionach. - Wyciągasz mylne wnioski. Myślę, że nic nie rozumiesz - mówił, lecz niezbyt przekonywująco. Był za bardzo zmęczony i załamany, aby na poczekaniu wymyślić wiarygodną historyjkę. - To była koszmarna podróż, koszmarny dzień, wiesz przecież sama... Zacząłem rozmawiać z tą dziewczyną i... naprawdę... -Przestań, Marc. Nie mam ochoty tego słuchać. - Deanna widziała. Wszystko. I nie potrzebowała żadnych wyjaśnień, żadnych kłamstw. - Proszę, nie teraz. - Deanno... - zaczął Marc i urwał. Kiedy indziej na pewno by coś wymyślił, teraz jednak nie potrafił. - Proszę... - odwrócił głowę, nie mogąc znieść bólu w jej oczach. - To naprawdę nie jest tak, jak myślisz - dodał i natychmiast pożałował, że to powiedział. Deanna miała teraz pewność, że słusznie odgadła, a on zwyczajnie wyparł się Chantal. Cokolwiek teraz powie, i tak niczego nie naprawi. - To nie tak... - Właśnie że tak, Marc, to jasne jak słońce. I nie przekonasz mnie, że jest inaczej. Potwierdziłeś to, czego domyśliłam się na lotnisku. - Te słowa ugodziły go prosto w serce. - Musiałeś mnie mieć przez te lata za kompletną idiotkę. - Dlaczego sądzisz, że to były lata? - zdziwił się, myśląc: Cholera, skąd ona wie? - Widziałam jak szliście razem, widziałam, jak ona na ciebie patrzyła... To mówiło samo za siebie. Trudno jest w krótkim czasie o taką zażyłość. Wyglądaliście na małżeństwo, i to o sporym stażu... - nagle się zreflektowała. A czy ona nie wyglądała tak samo z Benem? I to po bardzo krótkiej znajomości! Jadą z z lotniska ułożyła sobie w spójny obrazek wszystkie elementy: częste nieobecności, nieustanne wyjazdy, numer telefonu w Paryżu, który najczęściej pojawiać się na ich rachunkach telefonicznych, kilka opowiastek, które zupełnie do siebie nie pasowały... Jeśli nawet nie z nią był związany od lat, na pewno od dawna kogoś miał. W to nie wątpiła. - Co mam ci powiedzieć? - Marc spojrzał jej w oczy. - Nic. Tu nie ma nic do powiedzenia. - Czy to znaczy, że wszystko skończone? Że odejdziesz, bo zobaczyłaś mnie na lotnisku z jakąś dziewczyną?... To bez sensu, Deanno, oszalałaś... - Naprawdę? A czy my jesteśmy ze sobą szczęśliwi? Czy dobrze czujesz się w moim towarzystwie? Tęsknisz za domem, kiedy wyjeżdżasz? Łączy nas głęboki związek oparty na wzajemnym poszanowaniu uczuć, pragnień i dokonań?... Czy czujemy do siebie to samo co osiemnaście lat temu?... - Może po prostu wciąż cię kocham - rzekł i do oczu napłynęły mu łzy. Szybko odwrócił głowę, by Deanna ich nie widziała. - To, czy mnie kochasz, nie ma już żadnego znaczenia. - Co ty wygadujesz, Deanno? - Marc nagle posmutniał. - Nie wiem, nie jestem pewna. Ale dajmy temu spokój. Teraz najważniejsza jest Pilar. Potem porozmawiamy o nas. - Wszystko będzie dobrze. Jestem pewien, że wszystko się jakoś ułoży - spojrzał na nią z determinacją i Deanna poczuła, że ogarnia ją fala paraliżującego zmęczenia. - Skąd ta pewność? Dlaczego wszystko miało się ułożyć? - Bo ja tego chcę - odparł, aczkolwiek bez przekonania. - A dlaczego niby? Bo chcesz mieć żonę, i kochankę?... Rozumiem, to bardzo wygodny układ. Gdzie ona mieszka, Marc? Tutaj? To naprawdę wygodne - mówiła z przekąsem. Teraz pojmowała, czemu nie chciał, by pojechała z nim do Grecji. - Deanno, przestań. - Marc przygarnął ją ramieniem, ale go odepchnęła. - Daj mi spokój. - Pierwszy raz w życiu czuła do niego niechęć, może nawet nienawiść z to, jaki był, co jej zrobił, że jej nie rozumiał. Zatęskniła naraz za Benem, po czym zastanowiła się, czy istotnie ma prawo potępiać Marca. Czy ona była inna, lepsza? Biła się z myślami. - Nie chcę, żebyśmy mówili o tym dzisiaj. Porozmawiamy, jak Pilar wyzdrowieje. Marc z ulgą kiwnął głową. Potrzebował czasu, aby to rozważyć. Musiał poszukać właściwych słów i wszystko sobie poukładać, przynajmniej w myślach. W tejże chwili na korytarzu pojawiła się pielęgniarka, która przywołała ich skinieniem ręki. Natychmiast zapomnieli o wszystkim i śpiesznie podążyli w jej kierunku. - Co się stało? - zapytał Marc. - Córka się obudziła i pyta o państwa. Można z nią porozmawiać, ale proszę uważać, żeby jej nie przemęczyć. Musi oszczędzać siły. Gdy weszli do pokoju, Deanna zauważyła niewielką zmianę w jej stanie. Jej cera była tak samo szara jak przedtem, wzrok jednak nieco się ożywił. Deanna i Marc nerwowo spojrzeli na nią, potem na siebie. Czuli się bezradni. - Część, skarbie. Jesteśmy tu oboje. Tatuś też przyjechał - rzekła Deanna, stojąc tuż przy Pilar i delikatnie gładząc jej rękę. Gdy zamknęła oczy, mogła sobie wyobrazić Pilar jako małą dziwczynkę. - To... fajnie... - Wzrok Pilar wędrował w kierunku ojca. Próbowała się uśmiechnąć, lecz aparat wspomagający oddychanie przeszkadzał. Od czasu do czasu przymykała oczy. - Cześć, tato... Jak... było... w Grecji? - Sprawiała wrażenie przytomniejszej, ale wydawało się też, że jest bardziej napięta. - Chcę... pić..