Upokorzenie smakuje tak samo w ustach każdego człowieka.
Proszę, żebyś był z tymi zawodowcami tak szczery, jak prywatnie ze mną". - Nadi Jago. Czy wiesz, co tu jest napisane? - Nie, Bren-ji. Czy coś się stało? - Tabini przysłał ekipę telewizyjną! - To wyjaśniałoby jej obecność w samolocie. Jestem zaskoczona, że nie zostaliśmy zawiadomieni. Chociaż to pewne, że mają listy polecające. "W sytuacji, w której było rozsądne odizolować cię od miasta i tamtejszych kontaktów, nie widzę skuteczniejszego sposobu przeciwstawienia się twojemu wrogowi, niż zyskanie większej przychylności opinii publicznej. Osobiście rozmawiałem z kierownictwem działu informacji i świadomości publicznej w sieci ogólnokrajowej i zezwoliłem szanowanej i bardzo uznanej ekipie dziennikarskiej na przeprowadzenie z tobą wywiadu w Malguri; który to wywiad, na co z szacownym panem ministrem edukacji mamy nadzieję, może doprowadzić do comiesięcznych konferencji prasowych...". - On chce, żebym co miesiąc występował w specjalnym programie! Czy wiesz coś o tym? - Z całą pewnością nie, nadi. Jestem jednak przekonana, że jeśli Tabini-aiji zezwolił tym osobom na rozmowę z tobą, to są one godne zaufania. - Godne zaufania. - Przejrzał list w poszukiwaniu kolejnych hiobowych wieści, lecz znalazł jedynie fragment: "Wiem, że pogoda o tej porze roku nie jest najlepsza, ale mam nadzieję, że przyjemności dostarcza ci biblioteka oraz mieszkanie pod jednym dachem z szacowną aiji-wdową, której, żywię nadzieję, przekażesz moje osobiste życzenia pomyślności". - To niemożliwe. Muszę porozmawiać z Tabinim. Jago, potrzebuję telefonu. Natychmiast. - Nie mam zezwolenia, Bren-ji. Tutaj nie ma telefonu, a ja nie mam zezwolenia na wypuszczenie cię spod naszej... - Do diabła, Jago! - Nie mam zezwolenia. - A Banichi? - Wątpię, nadi-ji. - No to ja też nie mam zezwolenia na występ w telewizji. Nie mogę z nimi rozmawiać. Zmarszczone czoło Jago świadczyło o niepokoju. - Paidhi mówi mi, że Tabini-aiji dał tym osobom zezwolenie. Jeśli Tabini-aiji zezwolił na ten wywiad, to paidhi z pewnością zdaje sobie sprawę, że byłby to dla nich i dla ich przełożonych spory afront, sięgający nawet dworu aijiego. Jeśli paidhi otrzymał w tym liście zezwolenie na odmowę, to muszę poprosić o ten list. - Nie chodzi o Tabiniego. Nie mam zezwolenia z Mospheiry na żaden wywiad. Absolutnie nie mogę tego zrobić bez konsultacji z moim biurem. A na pewno nie mogę tego zrobić w pół godziny po otrzymaniu wiadomości. Muszę skontaktować się z moim biurem. Natychmiast. - Czy twoje man'chi nie jest związane z Tabinim? Czy tak właśnie nie mówiłeś? Boże, trafiła prosto w przewidywalny i bezdyskusyjny punkt. - Moje man'chi do Tabiniego nie wyklucza sprzeczania się z nim czy ochrony mojego autorytetu wśród rodaków. To mój obowiązek, nadi-ji. Nie dysponuję żadną siłą. Cała siła jest po waszej stronie. Moje man'chi daje mi jednak moralną władzę poproszenia cię o pomoc w wykonywaniu moich obowiązków. Wykręty i wybiegi prawnika procesowego stanowiły konieczną część pracy paidhiego. Jednak namówienie Jago do innego spojrzenia na man'chi było jak wytoczenie sprawy sile ciążenia. - Musiałby na to zezwolić Banichi - rzekła Jago z niezmąconym spokojem - jeśli ma taką władzę, w co wątpię, Bren-ji. Jeśli chcesz, żebym pojechała na lotnisko, przekażę mu twoje zastrzeżenia, chociaż obawiam się, że ekipa telewizyjna pojawi się zgodnie z planem, co może nastąpić, zanim da się coś załatwić, a nie wyobrażam sobie, jak Tabini mógłby wycofać zezwolenie, które najwyraźniej wydał, bez... - Słabo mi. To pewnie ta herbata. - Proszę cię, nadi, nie żartuj. - Nie mogę z nimi rozmawiać! - To rzuciłoby bardzo złe światło na wiele osób, nadi. Chyba rozumiesz... - Nie mogę samodzielnie decydować o takich zmianach polityki, Jago! Nie należy to do nadanych mi uprawnień... - Odmowa spotkania z tymi osobami z pewnością będzie miała daleko idące reperkusje