Upokorzenie smakuje tak samo w ustach każdego człowieka.
Gdy rozjaśniło się na wschodzie, wrócili idąc pod górę plażami i drogami; bębny zamilkły i tylko piszczałki grały cicho i przenikliwie. Tak działo się tej nocy na każdej wyspie Archipelagu: ten sam taniec, ta sama muzyka wiązały ze sobą lądy rozdzielone przez morze. Gdy Długi Taniec się skończył, większość ludzi przespała cały dzień i wszyscy zeszli się znów wieczorem, aby jeść i pić. Gromadka młodzieży, uczniów i czarowników, wyniosła swą wieczerzę z refektarza, aby urządzić własną ucztę na dziedzińcu Wielkiego Domu; byli tam Vetch, Jasper i Ged oraz sześciu czy siedmiu innych, a także paru młodzików zwolnionych na krótko z Wieży Osobnej, bowiem to święto wywabiło z niej nawet Kurremkarmerruka. Wszyscy jedli, śmiali się i z czystej swawoli wyprawiali sztuczki, które mogłyby zadziwić królewski dwór. Jeden z chłopców oświetlił podwórzec setką gwiazd utworzonych z błędnych ogników, barwnych jak drogie kamienie: ich rozkołysana sieć przesuwała się powoli pomiędzy biesiadnikami a prawdziwymi gwiazdami; paru chłopców grało kulami z zielonego płomienia i kręglami, które podrygiwały i odskakiwały, gdy kula się zbliżała; Vetch, jedząc pieczone kurczę, siedział cały ten czas ze skrzyżowanymi nogami, zawieszony ponad kolegami w powietrzu. Jeden z młodszych chłopców usiłował ściągnąć go na ziemię, ale Vetch uniósł się tylko trochę wyżej, poza jego zasięg, i uśmiechając się spokojnie siedział nad ich głowami. Od czasu do czasu odrzucał na bok kość kurczęcia, która zmieniała się w sowę i latała pohukując w sieci gwiezdnych świateł. Ged strzelał do sów strzałami utworzonymi z okruchów chleba i strącał ptaki, a gdy dotykały ziemi, leżały już na niej tylko kości i okruchy - całe złudzenie rozwiewało się. Ged próbował też zasiąść obok Vetcha w powietrzu, nie mając jednak klucza do zaklęcia, musiał trzepotać ramionami, aby utrzymać się w górze, i wszyscy śmiali się z jego wzlotów, trzepotań i nagłych upadków. Wygłupiał się dalej, aby wzbudzić śmiech, i śmiał się razem z nimi, bowiem po tych dwu nocach tańca, światła księżycowego, muzyki i magii był w nastroju szalonym i nieokiełznanym, gotów na przyjęcie wszystkiego, cokolwiek się stanie. Nareszcie zeskoczył lekko na ziemię obok Jaspera, a Jasper, który nigdy nie śmiał się głośno, odsunął się ze słowami: - Krogulec, który nie umie latać... - A czy Jasper nie oznacza "jaspis"? - odciął się Ged, szczerząc zęby. - O, klejnocie pośród czarowników, o, drogocenny kamieniu z Havnoru, zabłyśnij dla nas! Chłopak, który wprawił w ruch światła ponad nimi, zmusił jedno z nich, aby spłynęło w dół i pląsając rzucało blaski wokół głowy Jaspera. Nie całkiem tak opanowany jak zwykle, marszcząc się gniewnie, Jasper zmiótł i zgasił światło jednym ruchem ręki. - Mam już dość tych chłopców z ich hałaśliwością i pustotą - rzekł. - Wchodzisz w wiek średni, bracie - rzucił z góry Vetch. - Jeśli cisza i ponurość są przedmiotem twoich pragnień - wtrącił się jeden z młodszych chłopców - zawsze możesz wrócić do Wieży. Ged zwrócił się do niego: - Zatem cóż jest przedmiotem twoich pragnień, Jasper? - Pragnę towarzystwa ludzi mnie równych - odparł Jasper. - Chodź, Vetch. Zostaw uczniaków z ich zabawkami. Ged obrócił się, aby stanąć twarzą w twarz z Jasperem. - Cóż takiego mają czarownicy, czego brakuje uczniom? - zapytał. Jego głos był spokojny, ale wszyscy pozostali chłopcy nagle ucichli, bowiem zarówno w tonie głosu Geda, jak i w tonie Jaspera ich wzajemna niechęć pobrzmiewała teraz jasno i wyraźnie jak stal wysuwająca się z pochwy. - Moc - odpowiedział Jasper. - Dorównam twej mocy we wszystkim, cokolwiek uczynisz. - Rzucasz mi wyzwanie? - Rzucam ci wyzwanie. Vetch opadł już przedtem na ziemię, a teraz wkroczył pomiędzy nich ze stanowczym wyrazem twarzy. - Pojedynki na czary są nam wzbronione i dobrze o tym wiecie. Koniec z tym! I Ged, i Jasper stali w milczeniu, bo prawdą było że znali prawo Roke, i wiedzieli także, że Vetchem powoduje miłość, a ich obydwu popycha nienawiść. Mimo to ich gniew został tylko okiełznany, ale nie ochłódł. Zaraz też Jasper odsuwając się trochę na bok, jak gdyby chciał być słyszany tylko przez Vetcha, odezwał się ze swym chłodnym uśmiechem: - Byłoby chyba lepiej, gdybyś ponownie przypomniał swemu przyjacielowi pastuchowi o prawie, które go chroni. Wygląda na nadąsanego. Zastanawiam się, czy on naprawdę myślał, że przyjmę jego wyzwanie? Jegomość, którego czuć kozami, uczniak, który nie zna nawet Pierwszej Przemiany? - Jasper - powiedział Ged - cóż ty wiesz o tym, co ja znam? Na mgnienie, nie wymawiając żadnego słyszalnego słowa, Ged zniknął sprzed ich oczu, a na jego miejscu zawisł w powietrzu wielki sokół otwierający swój haczykowaty dziób, jakby chciał zaskwirzyć; trwało to jedno mgnienie, po czym Ged znów stał w migoczącym świetle pochodni, z mrocznym spojrzeniem utkwionym w Jaspera. Jasper cofnął się był o krok, zdumiony, ale teraz wzruszył ramionami i wyrzekł jedno słowo: - Złudzenie. Inni zaszemrali. Vetch powiedział: - To nie było złudzenie. To była prawdziwa przemiana. Dość już, Jasper, posłuchaj... - Dość, aby udowodnić, że za plecami Mistrza zapuścił żurawia w Księgę Nadawania Kształtu: co z tego? Dalej, kozi pastuchu. Podoba mi się ta pułapka, którą sam na siebie zastawiasz. Im bardziej usiłujesz dowieść sobie, że jesteś mi równy, tym bardziej okazujesz się tym, czym jesteś w istocie. Na te słowa Vetch odwrócił cię od Jaspera i powiedział bardzo łagodnie do Geda: - Krogulcze, bądź mężczyzną i daj temu spokój, chodź ze mną..