They seem to make lots of good flash cms templates that has animation and sound.
Linki

an image

Upokorzenie smakuje tak samo w ustach każdego człowieka.

Postanowiła wystąpić jako Tosina pomoc do dzieci. Tak, pomoc do dzieci. Dziewczyna z prowincji. Nie douczona, prymitywna, leniwa. To ona podpuściła biedactwa, by zarabiały w piaskownicy. Pieniądze kazała sobie oddawać, o czym, rzecz jasna, Tosia nie miała pojęcia. Taki był zasadniczy szkielet planu. Improwizowanie szczegółów zostawiła sobie Aniela na ostatnią chwilę, ufna w swój błyskawiczny refleks i niezawodną fantazję. Przygotowania do roli należało zacząć Od lekkiej charakteryzacji. Stanęła przed lustrem w łazience. Dziewczyna z prowincji. Leniwa. Powinna być źle uczesana, umalowana nieumiejętnie, trochę z wyglądu nie domyta. Aniela zsunęła gumkę ściągającą włosy w ogon i zaczęła swą metamorfozę od fryzury. Utapirowała włosy w wysoką wieżę, jedno pasmo opuszczając ukosem przez czoło. Z tyłu zakręciła lok; spięła go Tosiną klamrą, którą znalazła w łazienkowej szafce. Sztywna konstrukcja nad czołem, połyskująca warstewką stwardniałego lakieru, nadała jej twarzy wyraz ociężałości, jak gdyby prostactwa. Aniela pomalowała jeszcze usta pomarańczową kredką Tosi i pomazała sobie twarz jej jasnym pudrem w kremie. Kosmetyki Tosi, przeznaczone wszak dla osoby o prawie białej karnacji, na Anieli, opalonej brunetce, wyglądały rażąco. A więc zamierzony efekt został osiągnięty. Z garderobianej szafy, stojącej w pokoju Mamertów, wywlokła Aniela zapomnianą gdzieś w kąciku, od dawna już niemodną bluzkę z tandetnym koronkowym żabocikiem. Bluzka, w czasach swej świetności biała, obecnie zaś przykurzona i pożółkła, pamiętała jeszcze lata studenckie swej właścicielki. W połączeniu zjaskrawoniebieskimi spodniami z zamteksu działała jak zgrzyt noża po szkle. Co do obuwia, Aniela pozostała przy Tosinych czółenkach na wysokim obcasie. Zapewne wszystkie te przygotowania były zbędne i wystarczyłoby odwiedzić wicedyrektor nie odmieniając swego wyglądu. Ale w charakterze Anieli leżała skłonność do przesady i popadania w euforię, przy jednoczesnym zamiłowaniu do perfekcji. Rola pomocy domowej musiała być zapięta na ostatni guzik. Poza tym Aniela pysznie się tym wszystkim bawiła. - Kłamczucho... - odezwała się Romcia nabożnie - jak ty ślicznie wyglądasz... Dziewczynka stała od dłuższej chwili przed Anielą i założywszy w tył rączki przypatrywała się z zachwytem jej zabiegom toaletowym. Romcia w ogóle przejawiała spory ciąg w kierunku damskich rozrywek tego typu. "O, wieczna płci niewieścia" - mawiał wylękły ojciec, widząc, jak jego córeczka z upodobaniem maluje sobie rumieńce lakierem do paznokci. - Dajcie no gumę do żucia - powiedziała z roztargnieniem Aniela, wsuwając na nos swoje okulary i zbliżając twarz do lustra Umieszczonego w drzwiach szafy. - Koniecznie muszę żuć. - Odwinęła z papierka podanego jej "Donalda" i wsadziła go sobie w umalowane usta. - One żują w specjalny sposób - mówiła do siebie. - Trochę bezmyślnie, a trochę z nabożeństwem. O tak. - Jakie one? - chciała wiedzieć Romcia. - Cicho bądź, moje dziecko. Sweterek włóż. Idziemy - rozkazała Aniela i zaciamkała fachowo. Zapytane, gdzie tu można kupić kwiatki, Mamerciątka doprowadziły Kłamczuchę do ulicy Dąbrowskiego, tuż za mostem Teatralnym. Po prawej stronie, między sklepem mięsnym o cenach komercyjnych a Teatrem Nowym pod dyrekcją Izabeli Cywińskiej, mieściła się nieduża kwiaciarenka, w której można było dostać, mimo pory roku sprzyjającej kwitnieniu, głównie cisusy w doniczkach i wianki z nieśmiertelników. Z kwiatów ciętych były jedynie mizerne, przywiędłe goździki. Ale właśnie czegoś takiego trzeba było dbałej o szczegóły Anieli. Kupiła dwa goździki i zapytała ekspedientkę o ulicę Zacisze. Sprzedawczyni obrzuciła wzrokiem jej fryzurę i makijaż i z wyższością mieszkanki miasta wojewódzkiego udzieliła informacji co do ulicy Zacisze. Miała ona być równoległa do ulicy Krasińskiego. - Jak wyjdziesz ze sklepu, to idź w prawo - tłumaczyła wolno i dokładnie, co dla Anieli było jawnym potwierdzeniem jej talentów aktorskich