They seem to make lots of good flash cms templates that has animation and sound.
Linki

an image

Upokorzenie smakuje tak samo w ustach każdego człowieka.

Pewnego dnia wyszedł ze swego domu w Dallas i dotychczas nie powrócił. Wiele wskazuje, że wiedział dużo więcej, niż ujawnił podczas śledztwa. — Czy to znaczy, że tajemnica Araratu wyszłaby na jaw, gdyby żywioły nie przeszkodziły ekspedycji? — Nie żywioły, tylko ja — obruszył się Wieczny Tułacz. — Ty?’ — Jak możecie się domyślać, śledziłem bardzo pilnie całą wrzawę wokół Araratu. Nie przedstawiało to specjalnych trudności. W ciągu ostatnich lat udało mi się dopasować do systemów komputerowych użytkowanych przez ludzi. Mówiąc współczesnym językiem, okazało się, że jestem kompatybilny… Roztoczyłem nadzór nad poczynaniami Lee Mingha, odnalazłem paru czekających na obudzenie… — Ale co z ekspedycją? — przerwał mu Vitry. — Kiedy dowiedziałem się o zamierzeniach spółki Erol–O’Malloney, postanowiłem ich wyprzedzić. Korzystając ze śmierci pustelnika, przywłaszczyłem sobie jego ciało. Chciałem uczciwie ostrzec badaczy. — Chyba wiedziałeś, że cię nie posłuchają? — Ostrzegłem, a potem zrobiłem, co musiałem. Moim obowiązkiem jest chronić Pana. Kiedy natrafili na wejście główne, kiedy stanęli przed pancernymi wrotami… Nie miałem innego wyjścia, jak wywołać ten wstrząs. Reszty dokonała lodowata woda. — A cudowne ocalenie O’Malloneya? — zapytała Anna. — Musiałem pojawić się w jego skórze, aby zdementować przypuszczenia, że cokolwiek ciekawego kryje się pod lodowcem. — Nie bardzo poskutkowało… — Wszyscy uwierzyli oprócz Lee Mingha. Kiedy dowiedziałem się o jego kontakcie z Ozalem i zamordowaniu młodego Turka, poczułem, że sytuacja robi się groźna. Tym bardziej, że zbliżał się krytyczny termin przebudzenia, 1996 rok. — A nie mogłeś po prostu zabić Lee Mingha i wyeliminować pozostałych Spadkobierców, zanim się obudzą? — Nie jestem mordercą! Poza tym nie znałem wszystkich nazwisk. Komputerami zajmuję się od niedawna. Zresztą Sieć też jest w końcu przedsięwzięciem nowym. To, co opowiadałem wam o historii Spadkobierców, to w dużej mierze wiedza uzyskana w ciągu ostatnich tygodni… — Co więc zrobiłeś? — Uznałem, że najlepszym sposobem będzie pójście tropem Chińczyka. Pojechałem za nim do Hiszpanii, potem przykleiłem się do obudzonego Alvareza. — A właśnie, Alvarez? — odezwał się Vitry. — Czy ten Hiszpan to Spadkobierca czy Obudzony? — Oczywiście że Obudzony. W populacji HS 1 istniała zawsze część jednostek bliższych Spadkobiercom. Zaobserwowałem, że w okresie poprzedzającym dwudziestego dziewiątego lutego wielu z nich samodzielnie dąży do obudzenia. Ma sny, widzenia. Kiedy po Wielkiej Nocy moc słabnie i wracają do normy, zapominają o zwidach… Chyba że Strażnik ich obudzi. — Wróćmy do twojego planu… — Cóż, mówiłem już wam, mój plan polegał na przeniknięciu do Trzynastki, poznaniu ich knowań, no i udaremnieniu ich… — I w tym celu zabiłeś Alvareza? — Nie wiedziałem dokładnie, co zrobi, chociaż po zamordowaniu żony i psychiatry Juan Portillo nie cieszył się moją sympatią. Ostateczną decyzję podjąłem, kiedy idąc za nim Marszałkowską, zobaczyłem, jak kruszy się ten gzyms. Hiszpan miał intuicję, chciał zrobić krok w bok. No, więc go troszeczkę unieruchomiłem… Czy to morderstwo, czy lekkie wsparcie losu? W każdym razie, gdyby nie wasze śledztwo, dziś wiedziałbym wszystko o ich zamiarach… — Atak? — Mogę się ich tylko domyślać. Najgorsze, że jestem kompletnym wrakiem, niezdolnym do samodzielnego przeprowadzenia kontrakcji. — Możesz liczyć na naszą pomoc — zadeklarował Vitry z powagą. — A mój przyjaciel Charles już zaczął działać. * Charles Martigny opuścił Fontainebleau krótko przed północą. Godzinę później znalazł się w zaułku na tyłach CIM–u (Centre Informatiąue Mondiale). Miał przy sobie legitymację funkcjonariusza Sureté na nazwisko porucznika Coligny z Direction Active de Renseignement Generaux. Bez trudu wszedł więc do wnętrza, kierując się wprost do bloku D. Niczym nie ryzykował, prawdopodobieństwo, że senny wartownik go rozpozna, było niewielkie, jeśli zaś idzie o prawdziwego porucznika Coligny’ego, to przebywał on akurat na wakacjach wśród cienistych palm Martyniki. Konstruktorzy Światowego Superkomputera doskonale wyposażyli swoje najnowsze dziecko. CIM–1 nazwany przez jednego ze swych sponsorów Cimesem, posiadał więcej niż tylko wręcz monstrualną bazę danych. Był arcybezpieczny. Nie sposób było włamać się do niego z zewnątrz i dokonać jakiejkolwiek manipulacji… Po prostu przezornie nie podłączono go do Sieci. Wszystkie dane z trzech pozostałych CIM–ów roboczych otrzymywał po przekopiowaniu na dyskietki i oczyszczeniu z potencjalnych wirusów. A w zgromadzonych w pamięci Cimesa gigabajtach znajdowały się nie byle jakie informacje. Zazdrościło ich Francuzom KGB, a Interpol mógł występować tylko w roli petenta. CIA w ogóle nie miało dostępu. Jeden z najam — bitniejszych realizowanych programów zakładał zewidencjonowanie wszystkich obywateli Ziemi — na razie spisano ponad trzy miliardy, ale prace ciągle trwały. Kartoteka obejmowana imiona, nazwiska, daty urodzenia, profesje, aktualne adresy, a nade wszystko uwzględniała koligacje rodzinne. — Największy krok naprzód w ewidencji ludności od czasu ksiąg stanu cywilnego wprowadzonych na mocy Kodeksu Napoleona — szczycił się dyrektor Michelet. * Spadkobiercy zainteresowali się Superkartoteką przed paroma miesiącami