Upokorzenie smakuje tak samo w ustach każdego człowieka.
W tym celu stosowany jest jezyk teorii dezintegracji pozytywnej K.Dabrowskiego, ktory definiuje zaburzenia psychiczne, zwlaszcza psychonerwice, ale takze i pewne fenomeny psychotyczne jako zjawiska kryzysowe, pjawiajace sie na drodze rozwoju osobowego. Osoby, ktore zglaszaja sie do SSHP, w tym takze K., znaja teorie dezintegracji pozytywnej tylko haslowo. I zapamietuja z niej tylko to, ze zaburzenie psychiczne to nic zlego. Niestety, osoby te dokonuja utozsamienia zaburzenia psychicznego z rozwojem, tylko po to, aby potwierdzic diagnoze, ktora otrzymaly od innego terapeuty lub lekarza. I aby zneutralizowac napiecie rozwojowe. Ich celem staje sie obsesyjna potrzeba potwierdzenia diagnozy, aby przekonac sie, ze nic sie nie zmienilo w stanie zdrowia. Bo wtedy nie trzeba podejmowac zadnych wysilkow osobistych w celu przekroczenia diagnozy. Ona bowiem ulatwia zycie, daje poczucie bezpieczenstwa, uwalnia od odpowiedzialnosci za wlasny los. I pozwla oskarzac lekarzy lub terapeutow za to, co sie z jednostka dzieje. Argumentem jest wlasnie negatywna diagnoza, ktora pacjent traktuje jako argument obronny. Mozna nieraz odniesc wrazenie, ze etykieta jest dodatkowym mechanizmem obronnym, ktory niszczy jedne, a wzmacnia inne mechanizmy obronne. Student K. jest przykladem gracza, ktory uznal, ze najlepsza bronia, czyli obrona, jest atak za pomoca wlasnej etykiety psychiatrycznej. Dzieki tej etykietce, ktora otrzymal w niejednym szpitalu i od niejednego autorytetu, czul sie mocny w walce z otoczeniem. Zwlaszcza z Rodzicami i terapeutami, ktorych chetnie zmienial, gdy okazywalo sie, ze latwo daja sie pokonac i zastraszyc tak ciezka diagnoza. Z tak dobrze opracowana gra trafil do SSHP. Byl przekonany, ze i tym razem zostanie zwyciezca. System pracy w SSHP respektuje zalozenia psychologii analitycznej i psychologii glebi, dotyczace funkcjonowania mechanizmow obronnych. Zwlaszcza zas tlumienia, przeniesienia i percepcji. Miedzy innymi dlatego, grupe skladajaca sie w miare mozliwosci z rownej liczby mezczyzn i kobiet prowadzi dwoje terapeutow. Ulatwia to rozlozenie projekcji, ich lepsza asymilacje, a takze rownomierny, diagnostyczny rozklad przeniesien z Rodzicow na terapeutow. A wiec K. mogl sobie wybrac terapeute zlego i dobrego. Zlym zostal terapeuta, dobra - terapeutka. Ten wybor mial znaczenie dla odczytania powiazan jakie K. mial z Rodzicami. K. traktowal mezczyzn z unizeniem, poddanczo, lekowo, kobiety natomiast wyniosle. Chetnie wydawal im polecenia. Nawet wtedy, gdy prosil o przysluge np. o herbate. Jednoczesnie mial potrzebe codziennego kontaktu telefonicznego z matka, ktorej opowiadal, co robi podczas zajec oraz jaka jest wlasnie pogoda. Po takiej rozmowie wracal podniecony. Coraz bardziej wzmagal konfrontacje z terapeutka, az do czasum gdy powiedziala mu, ze nie musi byc synkiem mamusi i opowiadac jej to, co moglby powiedziec podczas terapii w grupie. K. zareagowal natychmiast - podniosl glos i wykrzyknal: - niech pan uwaza! Zrobil to tak, jakby chcial mnie uderzyc. To wywolalo emocjonalna eksplozje. Byla ona rozladowywana podczas zajec grupowych. K. byl niewatpliwie silnie zwiazany z matka. Odgrywal role mediatora w konflikcie matki z ojcem, ktorego szczerze nie lubil. I ktoremu szczerze zazdroscil pozycji materialnej, spolecznej i psychologicznej. K. przedstawial sie niemal jako straznik matki, wlasciwiej byloby powiedziec - straznik zony swojego ojca. Pogarda, jaka okazywal zenskiej czesci grupy wskazywala jednak, ze problemem byla dla K. pozycja meska. Nie mogl tego problemu wyrazic inaczej, jak tylko przez konflikt z terapeuta. Konflikt ten zostal mu przypadkowo narzucony. Poniewaz zrobil to ktos, kto pelnil role superwizora, nie bylo wyjscia. Gra musiala zostac rozegrana. Podczas kolejnych zajec K. zaatakowal terapeute, oskarzajac go o niekompetencje wtedy, gdy zwrocil uwage jednej ze studentek, ze nie jest szczera. K. wlaczyl sie wtedy, broniac postawy kolezanki z grupy i wzmacniajac ja w sporze wobec prowadzacego. W ten sposob K. skupil uwage grupy na swoim problemie. Wyrazal go, powtarzajac zarzut o niekompetencji trenera. Dyskusja w grupie potoczyla sie w sposob oczekiwany i spotykany w tego typu sytuacjach. Cwiczacy przerazeni oskarzeniami K. skonsolidowali sie przeciw niemu, starajac sie wytlumaczyc terapeute. Sytuacja stala sie trudna do rozwiazania. Nie chcial ustapic terapeuta, racjonalizujac swoje zachowania i zarzuty K. A K. byl wyspecjalizowany w nieustepowaniu w takim momencie, gdyz dotychczas byl gratyfikowany za tego typu gre. Nadarzyla sie okazja do interwencji. Po krotkiej naradzie z terapeutami i wysluchaniu trzech stron wlaczylem sie do treningu, dokonujac szybkiej zmiany w interpretacji zarzutow K. Uznalem, ze sa one uzasadnione i maja glebszy sens psychologiczny. Zarzuty wedlug mnie wskazuja zawsze na droge, jaka trzeba obrac w terapii. Totez stwierdzilem, ze K. sie nie myli w ocenie kompetencji terapeuty. Ale, skoro tak, to myli sie w graniu roli pacjenta. Podwazona zostala wiec pozycja K. jako pacjenta. W tym momencie bystry, wyksztalcony filozoficznie K. zatrzymal swoj atak i rozpoczal obrone. byla to jedna z najciekawszych gier obronnych, jaka udalo mi sie obserwowac