Upokorzenie smakuje tak samo w ustach każdego człowieka.
Najprzód odwiedziła Syte i z właściwą sobie umiejętnością przekonywała i upominała ją, przypo- mniawszy zasady szkoły magicznej, w której Syta otrzymała wychowanie. - Na cóż więc przydazą się te wszystkie nauki i przykłady, wszystkie objaśnienia praw i zasad, pro- wadzących nad po drodze doskonalenia się, jeżeli już przy pierwszej próbie załamało się w tobie wszystko, co dobre, a w głębi duszy powstają niskie i złe uczucia, o których sądziłam, że dawno już zwy- ciężyłaś je w sobie. Tymczasem burzą one w tobie harmonię i wprowadzają cię w stan zaślepienia na drodze godnej kobiety, która dotarła już do progu wyższego wtajemniczenia. Wprawdzie Urżani przyznawała, że los Syty jest ciężki, lecz próba taka została nałożona na nią wi- docznie z woli wyższej, a już od niej samej zależało, aby zamienić ją w misję. Wychować, uszlachetnić i oświecić człowieka, z którym los ją związał, zmusić go do wzniesienia się na wyższy poziom, a samej zniżać się do tego poziomu -jest to pole pracy, godne szlachetnej kobiety. Wielcy magowie pochwalą niewątpliwie i pobłogosławią taką misję, wypełnioną sumiennie, a kiedy na- dejdzie czas - uświęcą wzajemnym obrzędem ten związek; choć zawarty w tak wyjątkowych warun- kach, lecz rozjaśniony i oczyszczony zgodną pracą ku doskonaleniu się. Takie rozmowy, różniące się tylko w zależności od warunków, nie pozostały bez dobrego skutku; wzburzenie duchowe, wywołane rozpaczą, wstydem i buntem, powoli stygło i Urżani z radością zauwa- żyła, że w strudzonych sercach budziło się uczucie posłuszeństwa i wreszcie nastąpiło zupełne pogo- dzenie się zlosem. Poza tym wszystkie młode kobiety zgodziły się pomagać kolejno Avani w świątyni. Nazajutrz, jaśniejący radością Jan cT Igomer przyszedł podziękować Urżani. Już poozumiał się z Sy- tą; była teraz spokona, zgodna i miała nadzieję, że wkrótce między nimi nastąpi zupełnia harmonia. Ód tej pory Urżani rozpoczęła wszechstronną czynność i oprócz roli propagatorki spokoju i zgody w domach przyjaciółek, pomagała także i Avani. Zaznajomiwszy się w świątyni z wieloma olbrzymami i szybko opanowawszy ich język, zaczęła odwiedzać ich rodziny w mieście i okolicznych osiedlach. Dzi- cy okazywali jej szacunek, a chociaż patrzyli na nią ze strachem, to jednak bez szemrania poddawali się jej woli, uważając, że Urżani jest siostrą bogini. jy Nieraz podczas tych wycieczek, Urżani była zdziwiona i przyznwała słuszną sprawiedliwość wybit- nym rezultatom na polu oświaty, jakie już osiągnął Abrasak. Rozwój umysłowy u większości dzikusów, a w szczególności wśród młodego pokolenia, podniósł się znacznie; szybciej i łatwiej przyswajali sobie wykładane im wiadomości, zaczynali już posługiwać się najprostszymi narzędziami, gotować strawę lub też zajmowali się rybołówstwem i polowaniem. Najwięcej zajmowała się kobietami i dziećmi. Pokazywała im jak się plecie koszyki, nici, sznurki i t.d., a niektórych uczyła łatwiejszych rzemiosł. Największe postępy wykazywała i największe powodze- nie miała sztuka wyrabiania różnych ozdób na głowę, szyję i ręce z piór zabitych ptaków i różnobarw- nych kamieni. Pomimo odrażającej brzydoty dzikusów, pociąg do podobania się zaczął wzrastać w ich dziewiczych duszach i mężczyźni stroili się nie mniej chętnie od kobiet. Czas poobiedni Urżani i Avani spędzały razem, starając się skracać sobie czas wygnania rozmowa- mi, aby w ten sposób zagłuszyć tęsknotę za boskim miastem. Różne niezwykłe zdarzenia dowodziły im, że nie zostały zapomniane. Pewnego dnia, na przykład, znalazły w swojej komnacie zapas odzieży, kilka magicznych przyrządów i krótkie wskazówki, w jakim kierunku prowadzić swoje prace. Pewnego znów razu Urżani rozmawiała z Narajaną, który zapewnił ją, że energicznie przygotowuje się do pochodu, w celu oswobodzenia jej i ten "niewdzięcznik", Abrasak drogo zapłaci za podłą zdradę. Abrasak ciągle jeszcze nie powracał lecz Urżani często mówiła o nim z Avanią i żałowały obie, że ol- brzymia energia tego człowieka i jego silny umysł skierowane są w złym kierunku, a niskie skłonności podsycane bywają przy tym nieczystą i bezcelową namiętnością. Wreszcie powrócił on z odbydwoma towarzyszami, bardzo widocznie zadowolony z rezultatów po- dróży. Opowiedział d^lgomerowi, że odnalezieni przezeń olbrzymi są daleko więksi i bardziej szpetni od tu- tejszych "małp"; miały to być w całym tego słowa znaczeniu powory. Posiadają oni długie ogony, krótkie i grube kończyny, podobne do łap, opatrzonych pazurami, a mężczyźni mają nawet rogi. Często chodzą na czworakach, a kiedy staną na nogach, to wówczas dopiero można ocenić ich nieprawdopodobny wzrost. Wspierają się na wyrywanych z korzeniami drzewach, a karmią się surowym mięsem zwierząt, które zabijają kamieniami, lub duszą. - Tak niskiego poziomu zdolności umysłowych jeszcze nigdy nie spotkałem; nasze "małpy" wobec nich - to uczeni. Poza tym są oni jeszcze prawie niemi, gdyż nie można nazwać mową wykrzykiwanych tych kilku gardłowych dźwięków, jakie wydają - dodał Abrasak. - Ach, Boże mój! I w jakim to celu spędziłeś aż kilka miesięcy wśród tego bydła i do czego są nam oni potrzebni? Dziwię się, że nie zabili was! - zdumiewał się d' Igomer. Abrasak roześmiał się głośno. *- Nawet zamierzali to uczynić lecz zacząłem razić ich elektrycznymi uderzeniami i to ich powstrzy- mało. A co się tyczy pożytku z nich, to sam wkrótce zobaczysz! Rozwalą oni ściany boskiego miasta, jak tekturowe! D" Igomer pokręcił głową