They seem to make lots of good flash cms templates that has animation and sound.
Linki

an image

Upokorzenie smakuje tak samo w ustach każdego człowieka.

Większość z nich należała do tego samego pokolenia co kapitan i Armand. Panie były eleganckie i ubrane doskonale, aczkolwiek z lekką przesadą, co dotyczyło również klejnotów. Można było odnieść wrażenie, iż ilością i blaskiem biżuterii starają się odwrócić uwagę ewentualnych obserwatorów od nadmiernej tuszy. Kiedy jednak pojawiła się Hillary, przestano po prostu na nie patrzeć. Wszystkie męskie oczy wbiły się w Hillary i jej suknię, która zdawała się opływać ją jak woda. Z przodu niemal ascetyczna w kroju, z tyłu miała dekolt kończący się poniżej pasa i ukazujący smakowite ciało. Hillary zdawkowo przywitała obecnych, nie próbując nawet zapamiętać ich nazwisk. Spojrzeniem obdarzyła jedynie Armanda, który tego wieczoru prezentował się wyjątkowo efektownie. Nie podjęła również rozmowy z Liane, chociaż siedziały naprzeciwko siebie. Nick za to czynił zdwojone wysiłki, aby nadrobić zaniedbanie żony, konwersując uprzejmie z dwiema starszymi damami, siedzącymi po jego lewej i prawej stronie, oraz starszym panem, jak się okazało - angielskim lordem. Liane zauważyła, że Nick często spogląda na żonę, nie tyle dając wyraz uczuciu - jak w czasie kolacji niejednokrotnie czynił Armand - lecz jakby kontrolując jej poczynania. Nie starał się podsłuchać, co mówi Hillary, wyglądało jednak na to, że nie ufa żonie. Pomiędzy serami a sufletem Grand Marinier Liane zaczęła odgadywać powody takiego stanu rzeczy. Hillary rozmawiała ze starszawym włoskim księciem, siedzącym po jej lewej stronie, i oświadczyła mu właśnie, iż dla niej Rzym jest bezgranicznie nudny, ale czyniąc tę uwagę uśmiechnęła się uwodzicielsko, jak gdyby pragnęła zaintrygować rozmówcę; potem przeniosła wzrok na Armanda. - Rozumiem, że jest pan ambasadorem. - Spojrzała na Liane, wyraźnie zastanawiając się, czy to jego córka, czy też żona. - Podróżuje pan z rodziną? - Tak, z żoną i córkami. Mąż pani natomiast mówił, że państwo podróżujecie z synem. Może poznalibyśmy ze sobą dzieci? Pobawiłyby się razem. Hillary skinęła głową, choć sprawiała wrażenie nieco poirytowanej. Dziecięce zabawy nie leżały raczej w polu jej zainteresowań. Tego wieczoru miała w sobie coś drapieżnego; była kobietą poszukującą ofiary, a skoro dysponowała takim ciałem i twarzą, znalezienie owej ofiary nie powinno być trudne. Liane rozbawił uprzejmy sposób, w jaki Armand zgasił Hillary. Nigdy się o niego nie niepokoiła, albowiem jedyną osobą, która niekiedy zabierała jej męża, był Jacques Perrier. Jak się okazało, musieli przepracować całe popołudnie i Armand wrócił do apartamentu w ostatniej chwili, żeby się wykąpać i przebrać. Do takich sytuacji Liane już dawno przywykła. - Być może - powiedziała z udawaną groźbą, kiedy napuściwszy wody do wanny, podała mu kieliszek Kir Royal - będę musiała wyrzucić Jacques'a za burtę. Armand roześmiał się, dziękując Bogu za wyrozumiałość żony. Ale nie widział jej kilka chwil wcześniej, gdy stojąc na pokładzie, spoglądała na morze z wyrazem smutku na twarzy. Tęskniła za dawno minionymi dniami, kiedy Armand zajmował nie tak znaczące stanowiska i potoki memorandów i depesz nie zabierały mu tyle czasu. Tak rzadko się teraz widywali! Pod koniec kolacji Liane jęła się zastanawiać, jaki naprawdę jest Nick Burnham. Sprawiał wrażenie człowieka miłego, lecz zamkniętego w sobie. Uprzejmy, dobrze wychowany, patrzył na otoczenie spokojnym wzrokiem, ale przy deserze był dla wszystkich równie obcy jak w chwili, kiedy zasiadał do stołu. Zastanawiała się, czy nie przyjął tej anonimowej fasady, aby w jakiś sposób zrównoważyć wrażenie, które wywierała jego żona. Liane przypuszczała, że jedynym celem Hillary jest szokowanie. Oczywiście nie szło o to, iż jej suknię zaprojektowano w taki sposób, że przyciągała i zatrzymywała spojrzenia, choć jedno nie ulegało wątpliwości - Hillary Burnham nie należała do skromniś. Tego wieczoru Nicholas obserwował Hillary innym wzrokiem. Przyglądał się jej od chwili, kiedy została przedstawiona jako jego żona; interesowała go reakcja Hil, wciąż bowiem był zaintrygowany tym, co powiedziała mu w barze. Miał irracjonalną nadzieję, że dokona się w niej jakaś przemiana - niestety, była taka jak zawsze. Kiedy kapitan wypowiadał te słowa, "Madame Nicholasowa Burnham", wyraźnie postanowiła udowodnić coś wszystkim. Nick niemal jej współczuł widząc, jak szarpie się w więzach, których tak bardzo nienawidzi. W niczym jednak nie mógł jej pomóc; zirytowało ją nawet miłe spojrzenie, które jej posłał, i gwałtownie skierowała uwagę na Armanda, zwracając się doń z kusicielskim błyskiem oczu. Tyle że ambasador jakby tego nie zauważał. - To nie jest Boston ani Nowy Jork, Hil - wyszeptał Nick, kiedy goście kierowali się do Wielkiego Salonu. - Jeśli wyrobisz sobie tutaj złą opinię, przylgnie do ciebie na pięć następnych dni. - Miał oczywiście na myśli nieudane próby zainicjowania flirtu z Armandem, kapitanem i dwoma innymi biesiadnikami. - A kogo to obchodzi? To banda starych nudziarzy. - Czyżby? Byłbym raczej skłonny sądzić, że ambasador ci się spodobał