Upokorzenie smakuje tak samo w ustach każdego człowieka.
.. Z naszej strony musimy uważać na te sprawy... Choć biorąc pod uwagę nastawienie naszego Imperatora... — ostatnia uwaga Makali dotyczyła faktu, że Ichindar, Imperator Tsurani, przywiązywał dużą wagę do zacieś niania stosunków z Królestwem — ...możecie się spodziewać szybkiej i skutecznej pomocy, o ile taka będzie wam potrzebna. Arutha podziękował mu, po czym Makala i Gardan wyszli. Książę Krondoru siedział do późnej nocy i rozmyślał o wszystkich nowinach, jakie usłyszał od wodza moredhelów, ale choć bardzo starał się o nich zapomnieć lub potraktować je jako nierozwiązywalną łamigłówkę dotyczącą rywalizacji pomiędzy dwoma stronnictwami wśród ludów zamieszkujących Północ, nic z tego nie wychodziło. Czuł, że Królestwo stanęło w obliczu nowej wojny. Chyba że najlepszy z jego agentów, były złodziejaszek, ze zdumiewającą łatwością udający dworaka, wprowadzi w życie przemyślny fortel, który stłumi pożogę wojenną w zarodku. W końcu Książę podniósł stojący na stole dzwonek. Na jego dźwięk w drzwiach natychmiast pojawił się paź. — Wasza Książęca Mość? — Powiadom straże, by natychmiast dano mi znać o powro cie giermka Jamesa... niezależnie od pory dnia czy nocy. — Natychmiast, Wasza Książęca Mość — odpowiedział paź, zamknął drzwi i pobiegł, by wykonać rozkaz. Arutha nie wrócił do swoich komnat, bo choć podjął już decyzję o tym, by posłać Jimmy'ego z Gorathem do Romney, wciąż jeszcze musiał odpowiedzieć sobie na setki pytań, z których najbardziej nagliło jedno: kim byli członkowie grupy Sześciu? Gorath obudził się, gdy tylko skrzypnęły drzwi. Poderwał się na nogi i zacisnąwszy dłonie, stanął w pozycji obronnej. Nie był 111 przekonany o tym, że żaden skrytobójca nie zdoła się wedrzeć do pałacu. Pamiętał, że kilka lat temu niewiele brakło, by książę Arutha dał się zabić jednemu ze sług Murmandamusa. Odetchnął jednak, gdy ujrzał, iż jego gościem jest jeden z książęcych giermków, James. — Witam... — zwrócił się doń młodzieniec. — I ja witam — odpowiedział Gorath. Moredhel usadowi! się w krześle obok okna z widokiem na ogród. — Znowu na przesłuchanie? — Nie — odparł James. — Wybieramy się razem do Ro- mney. Gorath natychmiast wstał. — Nie mam żadnych bagaży — stwierdził. — Jestem gotów, — No... jakieś tam zapasy nam szykują... choć nie będzie tego za wiele. — Ale myślałem — przyznał moredhel — że dla bezpieczeń stwa będzie nam towarzyszyć przynajmniej kompania konnych. — Za wiele przy tym hałasu i zachodu. — Uśmiechnął się James. Sięgnąwszy za pazuchę, wyjął dziwnie wyglądające urzą dzenie, sferę z maleńkimi dźwigniami, które można było prze stawiać kciukiem. — Nie pojedziemy też konno. — No to jak się tam dostaniemy? — rozległ się głos zza pleców Jamesa. Książęcy giermek odwrócił się, by spojrzeć w oczy stojącemu za nim Owynowi. — Tylko my tam ruszamy... Gorath i ja. Ty zostaniesz tutaj albo udasz się do Timons, jak wola. — Nie mogę tu zostać — stwierdził Owyn. — Nie mam co robić, a nie jestem w służbie Księcia. I nie mogę wrócić do Timons. A co, jeżeli zostanę pojmany w drodze i zmuszony do mówienia? — A co ty właściwie wiesz? — spytał James z uśmiechem, — Wiem, że macie się udać do Romney — stwierdził Owyn, — A skąd ci to wiadomo? — Umiem czytać mapy i usłyszałem dość z wymiany zdań pomiędzy Gorathem i Locklearem, by zrozumieć, co się święci. 112 — Owyn kuł żelazo, póki gorące. — A jak już o tym mowa, jestem ze wschodu i znam tamte krainy. Mam krewnych w Ran, Cavell i Dolth, bywałem też w Silden i Romney. James potrząsnął głową, jakby coś wspominając. — Nieważne... Wydaje mi się, że ja i Locklear w bardzo podobny sposób spieraliśmy się z kimś, kto nie chciał nas zabrać ze sobą... wiele lat temu. Niech będzie... j edziesz z nami. Lepiej mieć cię na oku, niż wypuścić i pozwolić, by cię zabito. Zabrawszy obu towarzyszy do pustego pomieszczenia w innej części pałacu, James wskazał leżący na ziemi stos broni. Gorath niczym jastrząb rzucił się na jedną z leżących na ziemi głowni. — Minoga! ? ? '? — Pijawka, to fakt — stwierdził James. — Ale dlaczego ją tak nazywasz? — Nazwa to tylko nazwa... — stwierdził Gorath.—Mój lud nie zawsze żył w górach, człowiecze. Kiedyś brodziliśmy po plażach nad Morzem Goryczy. — Moredhel z zachwytem przy glądał się krzywiźnie głowni, a potem z wyraźną przyjemnością ważył w dłoni rękojeść. Włożywszy ostrze do pochwy, zwrócił siędo Jimmy'ego: —Nie będę pytał, jakim sposobem trafiła do was klinga wykuta przez kowala z mojego ludu. — W zasadzie sam możesz się tego domyślić — odpowie dział James. Wskazał towarzyszom trzy worki podróżne. — Jedzenie i inne zapasy, bo może przyjdzie nam jednak jakiś czas wędrować. Choć liczę na to, że w Romney uda się załatwić sprawy bez problemów i szybko wrócimy do Krondoru. — A gdzie jest Locky? — spytał Owyn. — Z rozkazu Księcia za godzinę rusza w drogę... z kolejną misją. Spotkam się z nim po powrocie. To nie jedyny bochen chleba w piecu, by tak rzec, choć ten może trzeba wyjąć przede wszystkim