Upokorzenie smakuje tak samo w ustach każdego człowieka.
W powyższym znaczeniu wszystko może być dane, nawet, i to, co w najwewnętrzniejszej swej istocie nie jest dane. Ono wtedy pojawia się tylko formalnie jako dane, ale przy dokładniejszej obserwacji samo się odsłania jako to, czym jest rzeczywiście. Cała trudność w pojmowaniu poznania polega na tym, że my nie wytwarzamy treści świata w nas samych. Gdyby tak było, wtedy w ogóle nie istniałoby poznanie. Jakaś rzecz może być dla mnie problemem tylko wtedy, gdy jest mi "dana". Co sam wytwarzam, temu sam nadaję określenie, w więc nie potrzebuję dopiero pytać o prawo do tego. Jest to drugi punkt mojej teorii poznania. Treścią jego jest postulat, że w dziedzinie tego, co mamy dane, musi gdzieś istnieć coś takiego, gdzie nasza czynność nie uderza w próżnię, bo w nią wpływa treść świata. Jeśli więc początek teorii poznania określiliśmy w ten sposób, że umieściliśmy go całkowicie przed czynnością, aby żadnym przesądem nie mącić początków samego poznania, to tak samo czynimy teraz pierwszy krok, żeby i w dalszym ciągu nie mogło być mowy o błędzie lub niewłaściwości. Bo i tu nie wypowiadamy żadnego sądu o niczym, tylko wysuwamy postulat, który musi być spełniony, jeśli poznanie ma w ogóle dojść do skutku. Teraz idzie tylko o to, abyśmy w pełni krytycznej rozwagi uświadomili sobie następującą rzecz: wysuwam w formie postulatu charakterystykę, jaką musi posiadać ten element treści świata, od którego mamy rozpocząć naszą poznawczą czynność. Bo zresztą nie ma stanowczo innej możliwości. Dana nam treść świata jest początkowo zupełnie pozbawiona wszelkich określeń. Żaden jej element nie może sam z siebie stanowić pobudki do tego, by właśnie od niego zacząć porządkować ten chaos. Czynność poznawcza musi więc zdobyć się na akt woli i powiedzieć: ten element ma mieć takie a takie właściwości. Taki akt woli nie narusza w niczym jakości danego nam świata. Nie wnosi on do nauki żadnego dowolnego twierdzenia. Niczego bowiem nie przesądza, tylko powiada: jeśli poznanie ma być możliwe, to musimy szukać tej dziedziny, o której przedtem mówiliśmy. Jeśli ona istnieje, to wyjaśnienie poznania jest możliwe. W przeciwnym zaś razie - nie. Jeśli więc za początek teorii poznania uznaliśmy w ogóle to, co jest "dane", to teraz ograniczamy nasze wymaganie do tego, aby wziąć pod uwagę tylko pewien określony punkt tej dziedziny. Spróbujmy teraz przystąpić bliżej do tego postulatu. Gdzież znajdziemy w obrazie świata coś takiego, co nie jest tylko dane, lecz dane jest tylko o tyle, że stanowi zarazem coś wytworzonego w akcie poznawczym? Trzeba sobie zupełnie jasno uświadomić, że to wytwarzanie musimy mieć znowu dane w pełnej bezpośredniości. Do poznania tego nie wolno nam używać żadnego wnioskowania. Już z tego samego wynika, że postrzeżenia zmysłowe nie odpowiadają temu wymaganiu, bo o tym, że one powstają przy współudziale naszej czynności, wiemy nie bezpośrednio, tylko dopiero na podstawie fizykalnych i fizjologicznych badań. Natomiast wiemy, całkiem bezpośrednio, że pojęcia i idee powstają zawsze najpierw w akcie poznawczym i dopiero dzięki niemu pojawiają się w sferze tego, co mamy bezpośrednio dane. To też żaden człowiek nie łudzi się co do tej właściwości pojęć i idei. Ktoś może uważać halucynację za coś danego mu z zewnątrz, nikt jednak nie będzie mniemał o swoich pojęciach, że je ma dane bez własnej myślowej czynności. Obłąkany poczyta za realne tylko że przedmiot i stosunki, które mu się przedstawiają jako "rzeczywiste", choć one faktycznie takimi nie są; nikt jednak nie powie o swoich pojęciach i ideach, że pojawiają się one w danym mu świecie bez jego udziału. Wszystko inne w naszym obrazie świata posiada tę właściwość, że musi być nam dane, jeśli je mamy przeżyć; jedynie z pojęciami i ideami sprawa ma się prócz tego jeszcze i odwrotnie: jeśli je chcemy przeżyć, musimy je wpierw wytworzyć. Tylko pojęcia i idee są nam dane w tej formie, którą nazwano oglądem intelektualnym