Upokorzenie smakuje tak samo w ustach każdego człowieka.
- Co można na to poradzić? - Czytałem wszystko na temat taktyki walki żądłami, co udało mi się zdobyć w tłumaczeniu, ale przed nami jeszcze dużo nauki, a ja sam nie wiem, co jest ważne, a co nie. Nie zrobiliśmy jeszcze takich postępów, na jakie miałem nadzieję. Przykro mi. - Ćwiczcie dalej - powiedział Roger. - To na razie wszystko, co możemy zrobić. * * * - Korzystają z Greenbriar - powiedziała Raoux. Sierżant wyglądała już zupełnie inaczej - podobnie jak komandosi Świętych, Raidersi często musieli modyfikować swoją powierzchowność - a po przewrocie przeszła szybki kurs odświeżający jej dawne umiejętności. - Właśnie tam leci. - Dlaczego Greenbriar? - spytał Marinau. - Przecież to chyba najmniejsza z placówek. - Pewnie Kosutic tylko o tej wiedziała - powiedział Catrone. -Pahner znałby więcej, ale... - Wzruszył ramionami. - Przeniesiemy szybko bazę do Cheyenne, jeśli wszystko dobrze pójdzie. - Jesteście gotowi? - spytała Raoux. - Zaczynamy. * * * - W porządku - powiedział Roger, patrząc na hologram Pałacu. - Działka plazmowe tutaj, tutaj i tutaj. Opancerzone i obudowane. Chromfram. - Nie wyjmie się ich jednostrzałówkami - zauważyła Kosutic - ale można je uaktywnić tylko zdalnym sterowaniem z bunkra ochrony. - Działka automatyczne tutaj i tutaj - kontynuował Roger. - Tak samo - odparła Kosutic. - Oba mają na tyle dużą siłę ognia, że mogą załatwić pancerze, których i tak nie możemy wypuścić w pierwszym uderzeniu, bo czujniki w całym mieście zaczęłyby wyć i Pałac zaraz by się zamknął. - Obrona przeciwlotnicza. - W chwili kiedy żądła zbliżą się do stolicy, obrona się zak żuje. Cywilny ruch powietrzny zostanie uziemiony i powietrze s nie się strefą wolnego ognia. Policja ma systemy odróżniania swój wróg; być może uda nam się oszukać część obrony, ale i tak będzi niewesoło. Nie wspominając już o fakcie, że nie mamy wystarcz; jącej liczby żądeł. Być może będziemy musieli zamontować uzbr< jenie na lataczach, na których trenuje Honal. - Cudownie - skrzywił się Roger. - Formacja Mainly Fantomów nadlatującaw czasie parady... - Jeśli przeprowadzimy szturm w samym środku defilady, spowodujemy olbrzymie straty w ludności cywilnej - przypomniała ponuro Despreaux. - Ale to nasza jedyna szansa dostania się w pobliże Pałacu - odparł Roger. - We wszystkich scenariuszach, które sprawdziliśmy, ponieśliśmy klęskę - zauważyła Kosutic. - W takim razie potrzebny wam jest nowy plan - powiedział Catrone, stając w drzwiach. Wszyscy obejrzeli się gwałtownie, a on skrzywił się w sardonicznym uśmiechu i ściągnął z twarzy maskę. Dwoje ludzi stojących za nim zrobiło to samo. - Jak pan się tutaj dostał? - spytał spokojnie Roger i zerknął na Kosutic. - Jasna cholera, Kosutic! - Ja też chciałabym to wiedzieć - odpowiedziała sztywno sierżant - Dostaliśmy się tutaj dobrze ukrytym sekretnym przejściem... tak samo jak dostaniemy się do Pałacu - powiedział Catrone. - O ile przekonacie nas, że powinniśmy was wesprzeć. - Starszy sierżant sztabowy Marinau - rzekł Roger z zimnym uśmiechem. - Co za miła niespodzianka. - Cześć, palancie. - Sierżant machnął mu na przywitanie ręką. - Dla pana, sierżancie, jestem Waszą Wysokością Palantem. - Miło słyszeć, że dorobił się pan poczucia humoru. - Sierżant usiadł przy stole, - Co się stało z Pahnerem? - spytał, przechodząc od razu do rzeczy. - Został zabity przez komandosów Świętych - odparła Kosutic. Roger zazgrzytał jedynie zębami. - Nie wiedzieliśmy o tym - powiedziała Raoux. - Greenpeace? - Tak - wyjaśnił Roger. - Frachtowiec, który zajmowaliśmy, okazał się jednym z ich zasranych okrętów operacji specjalnych... a my byliśmy już osłabieni. Mieliśmy tylko trzydziestu marines. W ciągu kilku minut wszyscy zostali przygwożdżeni; my nie wiedzieliśmy, kim są tamci, oni nie wiedzieli, kim my jesteśmy. Zrobił się jeden wielki burdel. - Pan tam był? - Marinau zmrużył oczy. - Nie - odparł sucho Roger. - Czekałem z Mardukanami na promach desantowych. Arm... kapitan Pahner uznał, że jeśli ja oberwę, cały plan weźmie w łeb. Siedziałem więc z odwodami, ale kiedy się okazało, że to komandosi, musiałem interweniować. Tak, ostatecznie byłem tam. - Poprowadził pan Mardukan przeciwko Greenpeace'owi? - spytała Raoux. - Ilu pan stracił? - Czternastu czy piętnastu. Było nam o tyle łatwiej, że wszyscy mieli działka śrutowe i plazmowe. - Potrafią się nimi posługiwać? - Marinau pokręcił głową. - Ja spodziewałbym się po nich raczej dzid i kamieni. - Niech pan nie lekceważy moich towarzyszy. - Roger mówił wolno, akcentując wyraźnie każde słowo. - Wszyscy jesteście weteranami, ale prawda jest taka, że Imperium nie prowadziło żadnej większej wojny od ponad stu lat. A pani nie znam. - Książę wycelował palec w Raoux. - Joceline Raoux - podpowiedziała mu Kosutic. - Raidersi. - A ty jesteś Eva? - spytała Raoux. - Kopę lat, plutonowy. - Sierżant, starszy sierżant sztabowy - poprawiła ją z uśmiechem Kosutic. - Według Jego Wysokości pułkownik, ale na razie to zostawmy. - Chodzi o to... - zaczął Roger, po czym przerwał i spojrzał na Kosutic. - Eva, w ilu akcjach brałaś udział przed Mardukiem? - W piętnastu. - Sierżancie Catrone? - W dwudziestu paru - odparł Tomcat. - A jakieś zacięte bitwy? Chodzi mi o ciągłą walkę trwającą ponad jeden dzień. -Nie, nie licząc jednej akcji uwalniania zakładników, ale to w żadnym razie nie była bitwa. Do czego pan zmierza? - Zmierzam do tego - odparł Roger - że podczas pobytu na Marduku stoczyliśmy, lekko licząc, dziewięćdziesiąt siedem potyczek i siedem dużych bitew, z których jedna trwała aż trzy dni