Upokorzenie smakuje tak samo w ustach każdego człowieka.
Nie bój się niczego. Chłopiec skinął lekko głową. Wyglądał na przerażonego. Więc co to jest? spytał Bob, ledwie wyszli na zewnątrz. Zapalenie otrzewnej powiedział lekarz. Po otrzewnej rozlała się ropa. Co to znaczy, do diabła? Pękł mu wyrostek robaczkowy. Ma bardzo wysoką temperaturę. Musimy go natychmiast operować. Posłałem po naszego najlepszego chirurga. Ale zdaje się, że wypłynął swoim jachtem na weekend... Nie ma tu nikogo innego? spytał Bob modląc się w duchu, żeby pojawił się ktoś bardziej kompetentny od tego zdenerwowanego chłopaka. Doktor Keith przeprowadza w tej chwili operację. Poważny wypadek samochodowy. Poza tym, to ortopeda. Najlepsze wyjście to poczekać na doktora Sheltona. A co w tym czasie mamy robić? Chłopiec ma bardzo odwodniony organizm, więc podałem mu dożylnie płyny. I dużą dawkę antybiotyków. I to wszystko? spytał Bob. Naprawdę nie można zrobić nic więcej, zanim nie zjawi się ten ważniak? Można zachować spokój odparł z przekąsem lekarz. Proszę podać jego dane w recepcji... Bob zawahał się na chwilę. Spokojnie, powiedział do siebie. Ten chłopak ma mnóstwo spraw na głowie. No, tak powiedział. Dobra. Dziękuję. Przepraszam. Odwrócił się. Nazwisko pacjenta? Podał nazwisko recepcjonistce przeliterowującje wolno. Adres? Podał adres domu w Wellfleet. Zawód? Dziecko odparł zjadliwie Bob, a potem podał wiek chłopca. Wyznanie? Nie wiedział, co odpowiedzieć. Recepcjonistka była niezadowolona. Brak od parł Bob. Teraz była jeszcze bardziej niezadowolona. Chyba... katolik. Ta odpowiedź najwyraźniej ją zadowoliła. Nie można było tego o niej powiedzieć, gdy doszli do pytania o polisę ubezpieczeniową. Kiedy Bob za proponował, że wystawi czek, recepcjonistka spojrzała na niego podejrzliwie. Panie Beckwith! Ktoś wołał go z drugiego końca korytarza. Dobra wiadomość! Był to młody lekarz, który przybiegł spocony, łapiąc oddech. Jaka? spytał Bob. Doktor Shelton został w domu z powodu złej pogody. Właśnie przyjechał. Świetnie odparł Bob. Obaj rzucili się pędem przez korytarz. Doktor miał włosy przyprószone siwizną i na całe szczęście wyglądał na człowieka opanowanego i do świadczonego. Był nawet trochę zbyt chłodny. Czy mamy zgodę na operację? spytał młodego lekarza. Jeszcze się za to nie zabrałem, panie doktorze. Shelton odwrócił się do Boba. Gdzie są rodzice chłopca? spytał. Nie żyją odparł Bob. Cóż, ktoś musi wyrazić zgodę w ich zastępstwie. Czy pan jest prawnym opiekunem chłopca? Nie. Jest nim człowiek o nazwisku Venargues we Francji. W takim razie będziemy musieli poprosić go o zgodę telefonicznie. Jest to dozwolone pod warunkiem, że uczestniczy przy tym świadek. Nie, pomyślał Bob, nie ma na to czasu. Nawet nie mam numeru Louisa przy sobie. Zostawiłem go gdzieś na biurku. A czy ja... nie mógłbym podpisać zgody? spytał Bob. Pański podpis nie ma mocy prawnej powiedział Shelton. Zadzwońmy do tego Francuza. Chłopiec jest poważnie chory. Więc operujcie go nakazał Bob. Natychmiast. Rozumiem pańską troskę, panie Beckwith. Ale chirurdzy, podobnie jak wszyscy, muszą przestrzegać prawa. Niech pan się teraz nie przejmuje prawem, do diabła powiedział ze złością Bob. Odpowiedzialność biorę na siebie. Chirurg trwał we flegmatycznym uporze. Panie Beckwith, mówię płynnie po francusku. Mogę wyjaśnić całą sytuację panu Venargues. Bob wpadł w rozpacz. Czy mogę powiedzieć coś panu w zaufaniu? Obaj składaliśmy przysięgę Hipokratesa powiedział Shelton spoglądając w stronę młodego lekarza. Czy możemy porozmawiać na osobności? powiedział Bob zbierając się w sobie. Sprawdzę, co się dzieje u doktora Keitha powiedział niespokojnie młody lekarz. Mamy do dyspozycji salę operacyjną nr 2. Oddalił się. Bob i Shelton zostali sami. Słucham powiedział chirurg. Mogę podpisać w zastępstwie rodziców. Bob obawiał się, że ten sztywny służbista uzna to za jakiś podstęp. Co właściwie łączy pana z chłopcem? Jestem jego... ojcem. Przecież przed chwilą powiedział mi pan... To mój nieślubny syn rzucił szybko Bob. Jego matka to doktor Nicole Guerin, z wydziału medycyny w Montpellier, we Francji. A właściwie była. Zmarła miesiąc temu. Intuicja nie zawiodła Boba. Nic nie znaczący fakt, że matka chłopca też należała do medycznego światka wywarł osobliwie dobre wrażenie na doktorze Sheltonie. Czy to prawda? spytał. Proszę zadzwonić do mojej żony. Ona to po twierdzi powiedział Bob. Doktor został przekonany. Operacja przeciągała się w nieskończoność. Bob siedział na plastikowym krześle w opustoszałej po czekalni i usiłował zapanować nad uczuciem gorączkowej bezradności. Było to niemożliwe. Obarczał się winą za wszystko. Kwadrans przed trzecią dostrzegł młodego lekarza. Przepraszam, panie doktorze zawołał potulnie. Czy mogę z panem chwilę porozmawiać? Jego stosunek do młodzieńca zmienił się wyraźnie. Słucham, panie Beckwith. Czy zapalenie otrzewnej to coś poważnego? U małych dzieci to może być dość niebezpieczne. W jakim sensie? Śmiertelne? Cóż, czasem u dzieci... Jezus Maria! Doktor Shelton jest naprawdę doskonałym chirurgiem, panie Beckwith. Ale i tak istnieje niebezpieczeństwo, że chłopiec umrze, prawda? Tak, panie Beckwith odparł cicho lekarz. Cześć, Sheila. Bob, tak się martwiłam. Czy z nim wszystko w porządku? Pękł mu wyrostek robaczkowy. Właśnie go operują. Czy mam przyjechać? Nie. Nie ma sensu. Zostań z dziewczynkami. Zadzwonię, kiedy będę coś wiedział. Czy on wyzdrowieje? spytała słysząc nutę paniki w jego głosie. Tak, na pewno odparł usiłując w to uwierzyć, żeby jego głos zabrzmiał przekonująco. Zadzwoń, kiedy czegoś się dowiesz. Proszę cię, kochanie. Dziewczynki też są bardzo zdenerwowane. Tak. Postaraj się nie martwić. Pozdrów je. Bob odłożył słuchawkę i wrócił na swoje krzesło. Usiadł i ukrył twarz w dłoniach. I wreszcie poddał się straszliwemu smutkowi, który udawało mu się jakimś cudem dławić w sobie w ciągu minionych sześciu godzin. Rozdział 27 Doskonały wykład, Bob powiedział Robin Taylor, profesor z Oksfordu. Comme dhabitude powiedział Renę Moncourget, profesor z Sorbony. I to wygłoszony po takiej uciążliwej podróży dodał Daniel Moulton, szef oddziału IBM w Montpellier