Upokorzenie smakuje tak samo w ustach każdego człowieka.
Za tym pytaniem padnie następne: o to, jak kochał się z La Venerą. Nie życzył sobie wysłuchiwać takich pytań ani na nie odpowiadać. Tamtej kobiety nie kochał tak jak tę dziewczynę, wciąż jednak darzył La Venerę czułością i szacunkiem. Była kobietą, która przeżyła tragedię i wiele przecierpiała. Ta mlódka nie może mieć o tym pojęcia. Uśmiechnął się powściągliwie do Justiny. Wstała, by posprzątać ze stołu, lecz wciąż czekała na jego odpowiedź. - La Venera wyśmienicie gotowała - przyznał. - Nie byłoby w porządku porównywać jej z tobą. Ciśnięty z rozmachem talerz o włos minął jego głowę. Turi wybuchnął niepohamowanym śmiechem. Śmiał się z radości i szczęścia, że uczestniczy w takiej domowej scenie i że po raz pierwszy z twarzy tej młodej dziewczyny zniknęła maska pokory i słodyczy. Kiedy jednak Justina zaczęła szlochać, wziął ją w ramiona. Stali tak w srebrzystym mroku, który na Sycylii zapada błyskawicznie. Turi szeptał do uszka, prześwitującego różowo wśród kruczoczarnych włosów: - Tylko żartowałem. Jesteś najlepszą kucharką na świecie. - Ukrył twarz w zagłębieniu jej szyi, aby nie dostrzegła, że się uśmiecha. Ostatniej wspólnej nocy więcej rozmawiali, niż się kochali. Justina wypytywała go o La Venerę, a on zapewniał żonę, że to przeszłość i trzeba o niej zapomnieć. Pytała zatem, jak widzi ich przyszłość. Tłumaczył, że załatwia wyjazd do Ameryki, gdzie do niej dołączy. Lecz to wiedziała już od ojca; teraz martwiła się, w jaki sposób będą się widywać przed jej wyjazdem do Stanów. Guiliano zrozumiał, że Justinie nawet przez myśl nie przeszło, iż on może nie zdołać uciec; była zbyt młoda, aby wyobrazić sobie tragiczny finał. Ojciec dziewczyny pojawił się tuż przed świtem. Justina, żegnając Turiego, przywarła do niego na chwilę, po czym odeszła Guiliano udał się do kaplicy w zrujnowanym zamku i czekał, aż Aspanu Pisciotta przyprowadzi jego dowódców. Wyglądając ich, uzbroił się w ukrytą wcześniej w kaplicy strzelbę. Rozmawiając tuż przed ślubem z opatem Manfredim, zwierzył się starcowi z podejrzeń, że Stefan Andolini i Passatempo spotkali się z don Croce dwa dni przed masakrą na Portella delia Ginestra. Zapewnił opata, że nie wyrządzi jego synowi najmniejszej krzywdy, lecz musi poznać prawdę. Opat opowiedział mu całą historię. Tak jak Turi przypuszczał, syn mu się do wszystkiego przyznał. Don Croce poprosił Stefana Andoliniego, by przyprowadził Passatempa do Villaby na potajemne spotkanie. Andoliniemu kazano zaczekać za drzwiami pokoju, w którym obaj mężczyźni konferowali. Miało to miejsce zaledwie na dwa dni przed rzezią. Po pierwszomajowej tragedii Stefan Andolini bez ceremonii wypytał Passatempa, o czym była mowa, a ten przyznał, że don Croce zapłacił mu pokaźną sumkę, by działał wbrew rozkazom Turiego i skierował ogień z karabinu maszynowego prosto w tłum. Passatempo zagroził, jeśli Andolini zdradzi się choć słówkiem przed Guilianem, on przysięgnie, że w czasie układów z don Croce Stefan był cały czas w pokoju. Ten tak się przeraził, że nie wspomniał o tym nikomu oprócz ojca, opata Manfrediego. Man-fredi poradził mu, by trzymał gębę na kłódkę. Tydzień po masakrze Guilianem targał wciąż tak pełen żałoby gniew, że z pewności? rozstrzelałby obu towarzyszy. Guiliano raz jeszcze zapewnił opata, że nie skrzywdzi jego syna. Powiadomił Pisciottę, co ma zamiar uczynić, nalegał jednak, by załatwić sprawę po powrocie Justiny do Montelepre. Nie zamierzał odgrywać roli rzeźnika, zanim odegra rolę pana młodego. A teraz czekał w kaplicy zrujnowanego normańskiego zamku, przez której sklepienie prześwitywały błękitne wody Morza Śród-ziemnego. Oparł się o szczątki ołtarza i tak przyjął wprowadzonych przed Aspanu dowódców. Kapral, poinstruowany przez Pisciottę, zajął pozycję, z której mógł trzymać na muszce Passatempa i Andoliniego. Tych dwóch podprowadzono bezpośrednio przed oblicze Guiliana, pod ołtarz. Terranova, który o niczym nie wiedział, przysiadł na jednej z kamiennych ław. Przez całą noc dowodził kordonem, więc był zmęczony. Guiliano nie powiadomił nikogo, co zamierza uczynić z Passatempa. Turi zdawał sobie sprawę, że Passatempo przypomina dzikie zwierzę, potrafi przewidzieć zmianę pogody, wyczuwa aurę niebezpieczeństwa, jaką emanują inni ludzie. Guiliano postępował zatem ostrożnie, jak zawsze z tym bandytą. Nieodmiennie zachowywał wobec niego większy dystans niż wobec całej reszty. Prawdę powiedziawszy, wyprawił go daleko, by kontrolował rejon wokół Trapani, gdyż brzydziło go okrucieństwo bandyty. Wykorzystywał wszakże Passatempa do dokonywania egzekucji na informatorach, a także do zastraszania „zaproszonych gości", kiedy uparcie odmawiali płacenia okupu. Sam wygląd bandyty przerażał więźniów i skracał negocjacje, ale kiedy to nie wystarczało, Passatempo wyjaśniał, co w razie niezłożenia okupu uczyni im i ich rodzinom, a jednocześnie z upodobaniem dodawał, że „goście", którzy przestaną się stawiać, zostaną uwolnieni najszybciej jak to możliwe. Guiliano wycelował w Passatempa pistolet maszynowy. - Nim się rozstaniemy, musimy wyrównać rachunki - powiedział. - Nie usłuchałeś moich rozkazów, wziąłeś od don Croce zapłatę za zmasakrowanie ludzi na Portella delia Ginestra. Terranova obserwował teraz Guiliana spod przymrużonych powiek, dumając nad własnym bezpieczeństwem, podczas gdy Turi próbował ustalić, kto jest winny. Możliwe, że i on zostanie oskarżony. Mógłby powiedzieć coś na swoją obronę, ale na razie Pisciotta trzymał na muszce Passatempa. Guiliano zwrócił się do Terranovy: - Wiem, że ty i twoja banda byliście posłuszni moim rozkazom. W przeciwieństwie do Passatempa. Czyniąc jednak to, co uczynił, naraził twoje życie na niebezpieczeństwo, więc jeśli nie dojdę prawdy, będę musiał stracić was obu. Ale to już zależy od was. Stefan Andolini nawet nie drgnął. Raz jeszcze pogodził z tym, co przyniesie los. Był oddany Guilianowi i podobnie jak ci, którzy wierząc w Boga nie potrafili pojąć, że jest mściwy, a zatem w imię obrony Jego czci dopuszczali się przestępstw, ufał z całego serca, iż nie stanie mu się żadna krzywda. Passatempo natomiast zwierzęcym instynktem wyczuwał, że tuż za nim czai się śmierć. Pomóc mu mogło jedynie wrodzone okrucieństwo, ale przecież wycelowano w niego dwie lufy. Mógł tylko grać na zwłokę i zdecydować się na ostatni, desperacki krok Powiedział więc: - Stefan Andolini dał mi pieniądze i przekazał wiadomość, jego też pociągnijcie do odpowiedzialności. - Miał nadzieję, że Andolini uczyni jakiś ruch w swojej obronie, a kiedy wywoła zamieszanie on zyska sposobność ataku. Guiliano zwrócił się do Passatempa: - Andolini wyznał swoje grzechy, a jego dłoń nigdy nie spoczęła na karabinie maszynowym. Don Croce zdradził go tak, jak on zdradził mnie. - Ależ ja zabiłem z setkę ludzi, a ty nigdy się nie skarżyłeś - odparł Passatempo w zwierzęcym osłupieniu. - A Portella zdarzyła się niemal dwa lata temu