They seem to make lots of good flash cms templates that has animation and sound.

Upokorzenie smakuje tak samo w ustach każdego człowieka.

A Reynevanowi przypomniał się Bruno Schilling, renegat z Roty Śmierci. Odchylił korpus, czując na piersi łokieć uzbrojonej ręki zgiął ją nagłym ruchem ciała, przekręcił, obrócił, pchnął barkiem, ile mocy. O dziwo, wyszło, choć nie całkiem. Miast wbić się w gardło, odwrócone ostrze rozpłatało tylko policzek. Bojar zawył jak zwierzę, zalał krwią siebie i okolicę. Fedor z Ostroga zaryczał. Zaryczał i padł uderzony głowicą kordą Tłuczymost, wrzasnął cięty w dłoń Nadobny. Rąbnięty pięścią i kopnięty Kuropatwa poleciał na stół, w gliniane skorupy i rozlane piwo. - W nogi, Reynevan! - Urban Horn zawinął kordem, kopniakiem obalając usiłującego wstać Wejdnara. - W nogi! Na schody! Za mną! Nie dał sobie dwa razy powtarzać. Z dołu ścigało ich wycie bojara putnego. I wściekłe ryki kniazia Fedka z Ostroga. - Baszom az anydt! Baszom a uilagot! Job twoju mać, zkuruena kurua! - Psiakrew. - Urban Horn zgarbił się w siodle. - Krwawię. Od tych ekscesów szwy mi puściły. - Mnie też puściły. - Reynevan zmacał udo, obejrzał się za siebie. - Zajmę się tym, mam przy sobie instrumenty i leki. Wpierw jednak oddalmy się. - Oddalmy - zgodził się Horn. - Oddalmy jak najdalej. Żegnaj nam, miasto Odry. A jak z nami będzie, kamracie? Pojedziesz ze mną na Sowiniec? - Nie. Wracam na Śląsk. Zapomniałeś? Ginewra w potrzebie. - Ratuj więc Ginewrę, Lancelocie. A zły porywacz Meleagant powinien dostać za swoje. W konie. - W konie, Horn. Puścili się w galop. Rozdział dwunasty w którym kobieta pachnąca rozmarynem oferuje Reynevanowi współpracą i pomoc, skutkiem czego sprawy raptownie przybierają zły obrót. Sytuacją ratuje legenda, która niczym Deus ex machina wyłazi nagle ze ściany. Niedaleko szkoły, naprzeciw budynku komandorii joannitów, na murku, by górować nad zebranym tłumem, stał człowieczek w czarnej opończy, o długich, rzadkich, opadających na ramiona włosach. - Bracia! - krzyczał, gestykulując żywo. - Antychryst się objawił! Wśród znaków i fałszywych cudów! Przepowiedziany morderca świętych, siedzący jak tyran w mieście siedmiu wzgórz! W Rzymie, prostytuując stolec Piotra, rządzi namiestnik Szatana i herszt szatańskich sług! Zaprawdę powiadam wam, to papież rzymski jest Antychrystem! Ohydą zesłaną przez Piekło! Tłumek słuchaczy gęstniał. Twarze słuchających były ponure, ponure było ich milczenie, złe, ciężkie, iście grobowe. Było to raczej niecodzienne, zwykle tego typu wystąpieniom, ostatnimi czasy wcale częstym, towarzyszyły śmiechy, brawa i okrzyki aprobaty, mieszane z gwizdami i wyzwiskami. - Czym jest dziś - wołał w podnieceniu długowłosy - Kościół rzymski i kler cały? To spisek apostatów i oszustów, rządzący się chciwością jedynie. To tarzająca się w brudzie i rozpuście banda złoczyńców, syta bogactwem, władzą, zaszczytami, odziana w pozór świętości i maskę religii, czyniąca ze świętego imienia Bożego złodziejskie narzędzie, rynsztunek dla swego nierządu. To odziana w purpurę babilońska kurwa, pijana krwią męczenników! - Patrzcie, patrzcie - powiedział za plecami Reynevana alt miękki jak atłas. - Banda złoczyńców. Pijana kurwa. Kto by przypuścił, że sprawy zajdą tak daleko. Zaprawdę, nastał czas wielkich przemian. Odwrócił się. I poznał ją natychmiast. Nie tylko po głosie. Iluzja, którą maskowała się wtedy, we Wrocławiu, nie ukryła tego, co i teraz widział. Żółtozielonych oczu o bezczelnym wyrazie. Oczu, które zapamiętał. - Jeszcze rok temu - przysunęła się do niego, dość bezceremonialnie wzięła pod ramię. - Jeszcze rok temu motłoch już byłby rozpędzony, a krzykacz pod kluczem. A tu proszę: gada i gada, i to w ludnym punkcie miasta. Czyżby coś się kończyło? A może zaczynało? - Kim jesteś? - Nie teraz. Czuł przy boku ciepło, którym emanowała przez płaszcz i męski watowany wams. Jej ciepło również zapamiętał. Wtedy, we Wrocławiu, gdy szukał na jej ciele objawów zarazy. Jej włosy krył kaptur, ale wydzielały ów ledwie uchwytny zapach rozmarynu, który pamiętał z Raciborza. - Zaprawdę powiadam wam - coraz bardziej zaperzał się i podnosił głos człowieczek w opończy - Kościół rzymski nie jest kościołem Chrystusa, lecz diecezją Diabła, jaskinią zbójców! Na targ rzuca się tam uświęcone prawa, tajemnice Boskości, wcielenie Słowa! Dzieli się na kawałki niepodzielną Trójcę. Zręczni szalbierze, fałszywi prorocy, oszukańczy kapłani, kłamliwi nauczyciele, zdradzieccy pasterze! Wyprorokowano ich nam! Przepowiedziano: przez nich droga prawdy obrzucona będzie bluźnierstwami; dla zaspokojenia swej chciwości obłudnymi słowy was sprzedadzą. I oto pojrzyjcie na rzymską kurię, na jej bulle, na kłamane msze, na odpusty. Czyż, wierę, nie sprzedają nas? Nie wydają dusz naszych na potępienie? - Bracia! Musimy oddzielić się od nasłanych przez Diabła niegodziwców i łotrów, nie możemy mieć z nimi żadnej wspólnoty ani udziału w czynionej przez nich ohydzie. Jakoż w całym stworzeniu są tylko dobrzy i źli, wierzący i niewierzący, ciemności i światłość, ci, którzy są z Boga, i ci, którzy wbrew Bogu trzymają z Belialem! - Nie kuśmy losu - powiedziała odziana w męski wams, pachnąca rozmarynem właścicielka zielonych oczu. - Zmiany zmianami, ale do ideału jeszcze temu światu daleko. Jest ciemność, jest światłość i są tacy, co donoszą. Za chwilę będą tu drabi z ratusza i łapsy Inkwizycji. Chodźmy stąd. - Dokąd? - Chodźmy, mówię. - Nie. Najpierw wyjaśnisz mi... - Chcesz odzyskać Juttę czy nie? - Drzyjcie przed gniewem Pana - słyszeli, odchodząc - wy, którzy uwierzyliście kłamstwu, a zamknęliście uszy na prawdę. Którzy upodobaliście sobie nieprawość i idziecie za rozpustą. Wy, na których wyrok potępienia od dawna jest w mocy! Drzyjcie i pokutujcie! Albowiem przybliża się dzień gniewu, dzień nieszczęsny, dzień łez