Upokorzenie smakuje tak samo w ustach każdego człowieka.
Potem skinął na Diomedesa. – Weź go, Argiwie, i zanieś do Machaona. Staraj się nim nie potrząsać, aby trucizna nie dostała się bliżej jego witalnych organów. Mój przyjacielu – powiedział do Filokteta – leż spokojnie i bądź dobrej myśli. Machaon nie na darmo jest synem Asklepiosa. On będzie wiedział, co dalej robić. Diomedes pobiegł przed nami. Niósł swój ciężar bez wysiłku, jakby Filoktet był dzieckiem. W pełnej zbroi biegł równym tempem, które – jak widziałem wcześniej – potrafił utrzymywać przez dłuższy czas. Oczywiście my również natychmiast udaliśmy się do gabinetu Machaona. Dano mu dobry dom, który dzielił ze swym o wiele bardziej nieśmiałym bratem, Podalierosem. Ludzie chorowali zawsze, nawet podczas wojny. Filoktet leżał na tapczanie z zamkniętymi oczami i ciężko oddychał. – Kto wyssał ukąszenie? – spytał Machaon. – Ja – odparł Odyseusz. – Dobra robota, Itakijczyku. Gdybyś nie zadziałał tak szybko, umarłby na miejscu. Nawet teraz jeszcze może umrzeć. Trucizna musiała być silna. Czterokrotnie miał konwulsje i czuję pod dłonią, że serce nie pracuje równo. – Kiedy dowiemy się czegoś pewnego? – spytałem. Jak wszyscy lekarze, niechętni stawiać śmiertelne diagnozy, pokręcił głową. – Nie mam pojęcia, panie. Czy ktoś złapał węża albo przynajmniej go widział? Pokręciliśmy przecząco głowami. – Zatem nic nie wiadomo – odparł Machaon z westchnieniem. Nazajutrz do Troi wyruszyła delegacja. Przedstawiciele płynęli na wielkim statku, którego pokład znajdował się w nieładzie, by myślano, że właśnie przybija po dalekiej podróży z Grecji. Reszta ludzi zadomowiła się na wyspie, czekając na ich powrót. Zachowywaliśmy się cicho i pilnowaliśmy, żeby dymy z ognisk nie płynęły ponad wzgórza i nie zdradziły naszej obecności jakiemuś przypadkowemu obserwatorowi z lądu. Mieszkańcy wyspy nie sprawiali nam kłopotu, nadal byli oszołomieni rozmiarami floty, która spadła na nich z błękitu. Rzadko widywałem się z młodszymi dowódcami. Wybrali na swego przywódcę Achillesa i raczej w nim niż we mnie szukali dla siebie przykładu. Od śmierci Ifigenii nie zbliżył się do mnie. Kilka razy widziałem go z daleka. Poznałem jego charakterystyczny wzrost i sylwetkę, ale on udał, że mnie nie widzi, i odszedł swoją drogą. Mimo wszystko podziwiałem jego metody pracy z Myrmidonami. Nie tracił czasu i nie pozwalał im na bezczynność, jak to było w przypadku reszty żołnierzy. Codziennie ich ćwiczył i musztrował. Te siedem tysięcy żołnierzy było najzwinniejszymi i najzdolniejszymi ludźmi, jakich kiedykolwiek miałem. Byłem trochę zdziwiony, stwierdziwszy, że do Aulidy przyprowadził zaledwie siedem tysięcy, ale teraz widziałem, że Peleus i jego syn stawiali raczej na jakość niż na ilość. Żaden z nich nie miał jeszcze dwudziestu lat i wszyscy byli zawodowymi żołnierzami, a nie ochotnikami bardziej nawykłymi do pługa czy hodowli winogron. Żaden z nich też, jak się dowiedziałem, nie był żonaty. Bardzo mądre. Tylko młodzi mężczyźni, bez żon i dzieci, rzucają się do walki, nie dbając o swój los. Delegacja wróciła po siedmiu dniach. Statek przybił już po zapadnięciu ciemności. Trzej ambasadorowie natychmiast przyszli do mojej kwatery. Ich twarze powiedziały mi, że nie odnieśli sukcesu, ale poczekałem, aż nadejdzie Nestor, zanim pozwoliłem im cokolwiek powiedzieć. Nie było potrzeby wzywać Idomeneusza. – Odmówili jej wydania, Agamemnonie! – powiedział mój brat, uderzając pięścią w stół. – Uspokój się, Menelaosie! Nigdy nie sądziłem, że ją oddadzą. Co zatem właściwie się stało? Czy widziałeś Helenę? – Nie, trzymali ją w ukryciu. Zaprowadzono nas do cytadeli – znali mnie z mojej poprzedniej wizyty, nawet w Sigios. Priam siedział na tronie i spytał, czego tym razem sobie życzę. Powiedziałem, że Heleny, a on się roześmiał! Gdyby tylko ten jego synalek tam był! Zabiłbym go na miejscu! Usiadł, chowając twarz w dłoniach. – A oni ciebie. Mów dalej. – Priam powiedział, że Helena przyszła z własnej woli, że nie życzy sobie wracać do Grecji, uważa Parysa za swego męża i woli majątek, który zabrała ze sobą, mieć tu, w Troi, chcąc mieć pewność, że nigdy nie stanie się obciążeniem dla swego nowego kraju. Insynuował też, że ja uzurpowałem sobie prawo do tronu Lakonii. Czy możesz w to uwierzyć? Powiedział, że po śmierci jej braci, Kastora i Polluksa, ona powinna być prawowitą władczynią! Ona jest córką Tyndarejosa! A ja tylko marionetką Myken! – No, no – powiedział Nestor, chichocząc. – Brzmi to tak, jakby Helena uknuła spisek, będąc jeszcze z tobą w Amyklaju, Menelaosie. Kiedy mój brat odwrócił się gwałtownie do starca, uderzyłem laską w podłogę. – Mów dalej, Menelaosie. – Zatem wręczyłem Priamowi czerwoną tabliczkę z symbolami Aresa. Popatrzył na nią, jakby nigdy czegoś podobnego przedtem nie widział. Jego ręka tak się trzęsła, że upuścił ją na podłogę. Rozbiła się. Wszyscy podskoczyli. Wtedy Hektor podniósł kawałki i schował. – Wszystko to musiało zajść już kilka dni temu. Dlaczego nie wróciłeś od razu? – spytałem. Spojrzał żałośnie, nie odpowiedział, a ja, podobnie jak Nestor, domyśliłem się dlaczego. Miał nadzieję zobaczyć Helenę. – Nie powiedziałeś im, jak skończyła się ta pierwsza audiencja – podpowiedział Palamedes. – Dokończę, jeśli mi pozwolicie! – warknął Menelaos. – Najstarszy syn Priama, Deifobos, publicznie poprosił ojca, aby nas zabił. Wtedy wystąpił Antenor i zaoferował nam mieszkanie. Powołał się na Zeusa Gościnnego i zabronił jakiemukolwiek Trojaninowi podnosić na nas rękę. – To interesujące, on pochodzi z Dardanii. – Poklepałem Menelaosa łagodnie. – Bądź dobrej myśli, bracie! Wkrótce będziesz miał okazję się zemścić. Teraz idź i połóż się spać. Dopiero gdy Nestor i ja zostaliśmy sami z Odyseuszem i Palamedesem, dowiedziałem się tego, co naprawdę chciałem wiedzieć