They seem to make lots of good flash cms templates that has animation and sound.
Linki

an image

Upokorzenie smakuje tak samo w ustach każdego człowieka.

Poweselało niebo, poweselała ziemia i niezmierne obszary piaszczyste odkryły się oczom ludzkim. - Musimy pędzić - rzekł Idrys - bo stąd widać nas z daleka. Jakoż wypoczęte i napojone wielbłądy pędziły z szybkością gazeli. Saba pozostał za nimi, ale nie było obawy, by się zabłąkał i nie zjawił na pierwszym popasie. Dromader, na którym jechał Idrys ze Stasiem, biegł tuż obok wierzchowca Nel, tak że dzieci mogły rozmawiać swobodnie. Siedzenie, które wymościli Sudańczycy, okazało się wyborne i dziewczynka wyglądała w nim rzeczywiście jak ptaszek w gniazdku. Nie mogła spaść, nawet śpiąc, i jazda męczyła ją daleko mniej niż w nocy. Jasne światło dzienne dodało obojgu dzieciom otuchy. W serce Stasia wstąpiła nadzieja, że skoro Saba ich doścignął, to i pogoń potrafi uczynić to samo. Tą nadzieją podzielił się natychmiast z Nel, która uśmiechnęła się do niego po raz pierwszy od chwili porwania. - A kiedy nas dogonią? - spytała po francusku, by Idrys nie mógł ich zrozumieć. - Nie wiem. Może dziś jeszcze, może jutro, może za dwa lub trzy dni. - Ale nie będziemy jechali z powrotem na wielbłądach? - Nie. Dojedziemy tylko do Nilu, a Nilem do El-Wrasta. - To dobrze, oj, dobrze! Biedna Nel, która tak lubiła poprzednio tę jazdę, miała jej teraz widocznie dosyć. - Nilem... do El-Wrasta i do tatusia! - poczęła powtarzać sennym głosem. I ponieważ na poprzednim postoju nie wyspała się należycie, więc usnęła znowu głębokim snem, takim, jakim po wielkim zmęczeniu śpi się nad ranem. Tymczasem Beduini pędzili wielbłądy bez wytchnienia i Staś zauważył, że kierują się w głąb pustyni. Więc chcąc zachwiać w Idrysie pewność, że zdołają ujść przed pogonią, a zarazem pokazać mu, że sam liczy na nią niezawodnie, rzekł: - Odjeżdżacie od Nilu i od Bahr-Jussef; ale nic wam to nie pomoże, bo przecie nie będą was szukali nad brzegiem, gdzie wsie leżą jedna przy drugiej, ale w głębi. A Idrys zapytał: - Skąd wiesz, że odjeżdżamy od Nilu, skoro brzegów nie możesz stąd dostrzec? - Bo słońce, które jest po wschodniej stronie nieba, grzeje nas w plecy; to znaczy, że skręciliśmy na zachód. - Mądry z ciebie chłopiec - rzekł z uznaniem Idrys. Po chwili zaś dodał: - Ale ani pogoń nas nie doścignie, ani ty nie uciekniesz. - Nie - odrzekł - ja nie ucieknę... chyba z nią. I ukazał na śpiącą Nel. Do południa pędzili prawie bez wytchnienia, ale gdy słońce wzbiło się wysoko na niebo i poczęło przypiekać, wielbłądy, które z natury mało się pocą, oblały się jednak potem i bieg ich stał się znacznie wolniejszy. Karawanę otoczyły znowu skały i osypiska. Wąwozy, które w czasie deszczów zmieniają się w łożyska strumieni, czy tzw. khory, zdarzały się coraz częściej. Beduini zatrzymali się na koniec w jednym z nich, całkiem ukrytym wśród skał. Lecz zaledwie zsiedli z wielbłądów, podnieśli krzyk i rzucili się naprzód, schylając się co chwila i ciskając przed siebie kamieniami. Stasiowi, który jeszcze nie zsunął się z siodła, przedstawił się dziwny widok. Oto spośród suchych krzaków porastających dno khoru wysunął się duży wąż i wijąc się z szybkością błyskawicy między okruchami skał, umykał do jakiejś znanej sobie kryjówki. Beduini ścigali go zaciekle, a na pomoc im poskoczył Gebhr z nożem w ręku. Ale z powodu nierówności gruntu zarówno trudno trafić było w węża kamieniem, jak przygwoździć go nożem wkrótce też wrócili wszyscy trzej z widocznym w twarzach przestrachem. I zabrzmiały zwykłe u Arabów okrzyki: - Allach! - Bismillach! - Maszallach! Następnie obaj Sudańczycy poczęli spoglądać jakimś dziwnym, zarazem badawczym i pytającym wzrokiem na Stasia, który nie rozumiał wcale, o co chodzi. Tymczasem Nel zsiadła także z wielbłąda i jakkolwiek mniej była zmęczona niż w nocy, Staś rozciągnął dla niej wojłok w cieniu na równym miejscu i kazał się jej położyć, by mogła, jak mówił, rozprostować nóżki. Arabowie zabrali się do południowego posiłku, który jednak składał się tylko z sucharów i daktyli oraz z syku wody. Wielbłądów nie pojono, albowiem piły w nocy. Twarze Idrysa, Gebhra i Beduinów były wciąż frasobliwe i postój odbywał się w milczeniu. Na koniec Idrys odwołał Stasia na bok i począł wypytywać go z twarzą zarazem tajemniczą i niespokojną: - Widziaieś węża? - Widziałem