Upokorzenie smakuje tak samo w ustach każdego człowieka.
W czasie pertraktacji z gospodynią zobaczyliśmy w izbie małego chłopczyka, który dawał nam znaki. Wyszliśmy za nim, a on powiedział, że nie będziemy tu bezpieczni, lecz że on może nam znaleźć nocleg. Zaprowadził nas za parę groszy do spokojnego domku żydowskiego, gdzie na garści słomy złożyliśmy swe zmęczone członki. Następnego ranka rozpoczęliśmy dalszą wędrówkę do Sierakowa*, gdzie zatrzymaliśmy się czekając na Sten-kulę, by wsiąść razem do dyliżansu. W Sierakowie szalała cholera a lekarz miejski wyjechał, tak więc musieliśmy udzielić pomocy chorym w czasie naszego pobytu w mieście aż do chwili, gdy rozległ się głos trąbki pocztowej, dając sygnał do odjazdu. Ruszyliśmy w drogę a potem jechaliśmy pospiesznie aż do Greifswalde. W Drezdenku** wsiadła do dyliżansu młoda, piękna panna i jechała w naszym towarzystwie około dwudziestu mil. Spędziliśmy z nią piękne chwile. Jako Szwedzi, byliśmy początkowo zdumieni, mając samotną pannę za towarzyszkę podróży. Przyzwyczailiśmy się, iż nasze panny nie ośmielały się wyjść z domu bez wuja czy ciotki lub przynajmniej jakiejś kobiety jako ochrony przed złośliwymi oczami i językami. Nie było jeszcze młodego Szweda, którego by podobne zwyczaje nie nabawiły kłopotów i który by nie musiał błyszczeć intelektem i prawić komplementów pośród matron, tak, by choć mała część tego trafiła do pięknej dziewczyny przez nie strzeżonej. W Prusach jest zupełnie inaczej — albo cnota jest tam bardziej niezłomna, albo też jest ona w niższej cenie. W każdym razie był to okropny zwyczaj, by dziewczyna mogła podróżować całe trzydzieści mil zupełnie sama, w towarzystwie tylu młodych mężczyzn, choć nie kryło się w tym tyle niebezpieczeństw, co w różnych tete a tete, które nasze dziewczęta mają za plecami matek, i w miłostkach prowadzonych w Szwecji z powodzeniem, przewyższającym prawowierną Hiszpanię i niewierny Konstantynopol. Przejeżdżaliśmy przez wiele miejscowości nawiedzonych przez cholerę. Panował tam spokój gdy jednak przyjeżdżaliśmy do * W oryg. Zirke. ** W oryg. Driesen miasta, do którego dotarła jedynie wieść o spustoszeniach, jakie cholera czyniła, byliśmy zamykani razem z naszą panną w domu kwarantanny i musieliśmy tam siedzieć, dopóki dyliżans nie ruszył w dalszą drogę. Trudno sobie wyobrazić coś bardziej komicznego od podobnej kwarantanny. W czasie naszego uwięzienia trzymały się nas tylko wesołe pomysły, zabawy i dowcipy, w których brała udział nasza towarzyszka podróży, nie miało to bowiem dla niej większego znaczenia, iż przechodzi kwarantannę z kilkoma młodymi ludźmi. W Szczecinie* wsiadł do dyliżansu pruski porucznik. Opowiadał z niezadowoleniem, iż został odkomenderowany do Torunia, by pomóc Rosjanom w budowie mostów pontonowych przez Wisłę. Droga po drugiej stronie Szczecina jest dość piękna, we wszystkich tych miejscach, gdzie Odra przecina miasto, znajduje się aż piętnaście mostów. 2 października rano przybyliśmy do Greifswalde, gdzie znowu musieliśmy przebyć pięciodniową kwarantannę zanim wjechaliśmy do miasta. Konsul generalny, af Lundblad, dowiedziawszy się o naszym przyjeździe, zrobił nam zaszczyt składając wizytę, która musiała się jednak ograniczyć do rozmowy przy barierze, odgradzającej dom kwarantanny. Opowiadał o wszystkim, co tylko nas mogło zainteresować i obiecał załatwić nam podróż do Szwecji jachtem, który miał odpłynąć 12 października, choć ruch statków ustał teraz prawie zupełnie. Wiele razy odwiedzał nas też przyjaciel z Lund, magister Leche, który przebywał właśnie u generalnego konsula i nigdy nie zapomnimy niezwykłej przyjaźni i dobroci, jaką obaj nas otaczali. Gdy kwarantanna dobiegła końca, pojechaliśmy w towarzystwie Lechego na Rugię. Wyspa jest dość piękna, o urozmaiconym krajobrazie, a szczególnie ta jej część, która stanowi księstwo Potbus. Odwiedziliśmy Stubbenkammer, urwisko skalne z piaskowca, spadające stromo do morza. Na samym szczycie, gdzie zaprowadzono nas z zawiązanymi oczami, znajduje się balustrada. Gdy zdjęliśmy opaski z oczu, ujrzeliśmy w dole przepaści spienione fale, rozbijające się o skałę. W połowie skały sterczał okrągły występ przypominający grzbiet koński, który zwano Tronem Królewskim. Tradycja mówiła, że Karol XII kazał się tam spuścić aby móc z tego miejsca przypatrywać się bitwie morskiej. Zwiedziliśmy także ruiny świątyni bogini Herty z kamieniami ofiarnymi. W zamierzchłych czasach czczono tam Hertę i co * W oryg. Stettin. roku ofiarowywano na jej cześć dwie młode dziewice. W pobliżu świątyni znajdowało się małe, okrągłe jeziorko Herty, gdzie bogini przyjeżdżała się kąpać, wieziona przez swoje służki. Herta nie zażywa już tu więcej kąpieli. Podanie nie mówi jednak, czy ze wstrętu do wody, czy też z braku zaprzęgu. 12 października weszliśmy na pokład jachtu, a 15, po odbyciu niczym nie wyróżniającej się podróży morskiej, dobiliśmy do brzegu pomiędzy twierdzami Kungsholmem i Drottningskar