Upokorzenie smakuje tak samo w ustach każdego człowieka.
— Ile czasu zajmie nam dotarcie do tej oazy? — zapytał Nefer, a tropiciel zatoczył ręką łuk odpowiadający trzygodzinnej wędrówce słonecznego dysku. W takim razu nie marnujmy więcej czasu — Nefer uśmiechnął się do niego i odwrócił, by zawołać do kapitana dowodzącego rydwanami. — Jak długo jeszcze, żołnierzu? — Wszystko gotowe, Wasza Królewska Mość. — Trąbić do wsiadania! — rozkazał Nefer. Baranie rogi odezwały się jękliwie, a myśliwi rozbiegli się do rydwanów. Mintaka szła u boku Nefera. W tych okolicznościach królewskie pochodzenie stało się nieistotne, byli teraz po prostu chłopakiem i dziewczyną na ekscytującej wyprawie. Książę Trok rozwiał to złudzenie: wskoczył do swojego rydwanu, zgarnął lejce w dłoń i zawołał do króla Apepiego: — Wasza Królewska Mość, odradzam pozostawienie księżniczki pod opieką niedoświadczonego chłopca, to nieroztropne. Dziś nie polujemy na gazele. Nefer zesztywniał i posłał Trokowi wściekłe spojrzenie. Mintaka położyła drobną dłoń na jego ramieniu. — Nie drażnij go. Jest świetnym wojownikiem i łatwo wpada w furię. Jeśli go sprowokujesz, nawet twoja pozycja cię nie ochroni. Nefer gwałtownie odtrącił jej dłoń. — Mój honor nie pozwala mi ignorować tej obrazy. — Proszę cię, moje serce, zignoruj to dla mnie — pierwszy raz użyła tak czułego określenia. Zrobiła to celowo, wiedząc, jakie wrażenie to na nim wywrze; uczyła się już panować nad jego porywczym charakterem i zmianami nastroju z instynktem kochającej kobiety, znacznie dojrzalszym, niż można by oczekiwać od dziewczyny w jej wieku i z jej doświadczeniem. W jednej sekundzie Nefer zapomniał o obeldze Troka i plamie na swoim honorze. — Jak mnie nazwałaś? — zapytał ochryple. — Przecież nie jesteś głuchy, ukochany — aż zamrugał, słysząc kolejne czułe słowo padające z jej ust. — Słyszałeś wyraźnie, co powiedziałam — uśmiechnęła mu się prosto w twarz. W ciszy zahuczał głos Apepiego: — Nie bój się, Trok. Posyłam moją córkę, żeby zaopiekowała się faraonem. Nic mu nie grozi — prychnął śmiechem i zaciął wodze. Gdy jego zaprzęg wystrzelił do przodu, zawołał ponownie: — Zmarnowaliśmy tu pół poranka. Myśliwi, na łowy! Nefer poprowadził swój rydwan tuż za nim, zajeżdżając ostro drogę koniom księcia Troka. Mijając go, zmierzył Hyksosa zimnym spojrzeniem i rzucił: — Zuchwalec z ciebie. Możesz być pewien, że na tym się nie skończy. Jeszcze porozmawiamy sobie, książę. — Obawiam się, że zrobiłeś sobie z niego wroga, Neferze — wyszeptała Mintaka. — Trok ma straszną reputację i jeszcze straszniejszy charakter. Prowadzona przez królewskiego łowczego, dosiadającego na oklep niepozornego, lecz wytrzymałego kuca, kolumna wjechała między nagie skaliste zbocza. Jechali kłusem, oszczędzając konie i pozwalając im odetchnąć po każdym stromym podjeździe. Po godzinie napotkali jednego z nubijskich tropicieli, czekającego na nich na szczycie wzgórza. Mężczyzna zbiegł pospiesznie w dół, by zdać sprawozdanie łowczemu. Rozmawiali przez chwilę z przejęciem, po czym łowczy truchtem podbiegł do myśliwych. — Nubijczycy przetrząsnęli wzgórza, ale nie znaleźli tropu. Są przekonani, że przyjdzie do wodopoju. Nie chcieli go płoszyć, więc zaczekali na nas. — Prowadź do tej wody — rozkazał Apepi. Ruszyli natychmiast. W okolicach południa zjechali w płytką dolinę. Nie oddalili się zbytnio od rzeki, lecz mieli wrażenie, że znajdują się w sercu pustyni, bezwodnej i posępnej. Łowczy zbliżył się do rydwanu Apepiego. — Wodopój jest u wylotu doliny. Bestia zapewne zaszyła się gdzieś w pobliżu — poinformował. Oczywiście Apepi jako doświadczony wojownik objął dowodzenie, a Nefer nie kwestionował jego decyzji. — Rozdzielimy się na trzy szwadrony i otoczymy oazę. Jeśli wypłoszymy zwierzynę, będzie w pułapce. Książę regencie, zechciej zająć pozycję na lewym skrzydle. Faraonie Neferze Seti, oddaję ci środkową formację. Ja zabezpieczę prawe skrzydło. — Potrząsnął nad głową swoim ciężkim łukiem. — Trofeum przypadnie temu, kto wytoczy pierwszą krew. Wszyscy byli wprawnymi woźnicami, więc rydwany ustawiły się w nową formację płynnie i bez problemów. Zarzucili sieć szeroko, by otoczyć wodopój. Nefer przełożył swój łuk przez ramię, odwiązał też lejce z nadgarstków, by móc w każdej chwili je rzucić i mieć obie ręce wolne. Mintaka przylgnęła do jego boku, gotowa podać mu trzymaną w ręce długą włócznię. Przez minione tygodnie opanowali do perfekcji manewr przekazywania broni i Nefer wiedział, że może na nią liczyć i że uchwyt włóczni znajdzie się w jego dłoni w chwili, gdy będzie tego potrzebował. Zbliżali się do oazy stępa, powoli zaciskając wokół niej obręcz złożoną z rydwanów. Koniom udzieliło się napięcie woźniców, może wyczuły też woń lwa. W każdym razie rzucały łbami, przewracały oczami i prychały, unosząc wysoko kopyta i nerwowo przebierając nogami. Sznur pojazdów powoli docierał do kępy niskich krzewów i wybujałej trawy, w której kryło się źródło