Upokorzenie smakuje tak samo w ustach każdego człowieka.
To nie była odpowiedź, jakiej by sobie życzyła. - W takim razie jedziesz z nami. - Nie mogę - powiedziała zdecydowanie. ; - Tesso - westchnęła Eileen, przyglądając jej się uważnie. - Nie mogę, mamo. - Ale dojedziesz do nas? - Nie była zadowolona, ale zrezygnowała. - Obiecujesz? - Dojadę. Będę za parę dni. - Natychmiast poczuła ulgę. Rozległ się dzwonek do drzwi. -Trzeba było mi powiedzieć. Trzeba było mi powiedzieć, Tesso. - Reilly był wściekły. - Mogliśmy go zgarnąć zaraz po wyjściu z domu, mogliśmy go śledzić, jest przecież tyle sposobów. - Pokręcił głową. - Zamknęlibyśmy go w końcu i w ten sposób byłoby po wszystkim. Rozmawiali w ogrodzie za domem, z dala od uszu matki i Kim. Prosiła go o dyskrecję, prosiła, by nie wymachiwał pistoletem, zapewniała, że wszystkie są bezpieczne. Ale i tak zostawił partnera w samochodzie przed domem i niebawem miał przyjechać wóz Patrolowy z pobliskiego komisariatu, a Reilly dyskretnie sprawdził, czy rzeczywiście wszystko jest w porządku i czy nie grozi im niebezpieczeństwo. Miała na sobie biały frotowy szlafrok, włosy po prysznicu wydawały się ciemniejsze, poły szlafroka odsłaniały gołe nogi. Siedząc pod rozłożystym krzewem, choć musiała pokornie wysłu- 213 chiwać słusznych i gniewnych wyrzutów Reilly'ego, wreszcie poczuła się odprężona. Przy nim była spokojna. Dwukrotnie tego dnia była w śmiertelnym niebezpieczeństwie, jak chyba nigdy w życiu, i dwukrotnie on ją uspokoił. Odwróciła wzrok, zbierając myśli, pozwalając uspokoić się skołatanemu sercu, a później raz jeszcze na niego spojrzała. - Przykro mi, naprawdę mi przykro... Po prostu nie wiedziałam, co robić. Nie myślałam logicznie. Wyobrażałam sobie grupę antyterrorystyczną, negocjacje, psychologów, zakładników i... - I spanikowałaś. Rozumiem, to całkowicie normalne. To znaczy, ten facet zagrażał twojej córce, mamie, ale jednak... - odetchnął głęboko, próbując pozbyć się gniewu, i raz jeszcze pokręcił głową. - Wiem. Masz rację. Bardzo przepraszam. Spojrzał na nią. Nie mógł znieść myśli, że znalazłaby się w niebezpieczeństwie, że jej córka również była w niebezpieczeństwie. Wiedział też, że nie można jej za to całkowicie winić. Tessa nie jest agentką FBI, tylko archeologiem i matką. Nie powinien oczekiwać, że będzie myślała tak jak on, że w ekstremalnej sytuacji zareaguje spokojnie i racjonalnie. Nie wtedy, kiedy stawką w grze jest życie córki. I nie po takim dniu, jaki miała za sobą. - No cóż, zrobiłaś to, co było najlepsze dla rodziny i nie mogę mieć o to pretensji - odezwał się po dłuższej chwili. - Ja prawdopodobnie postąpiłbym tak samo. Najważniejsze, że wszystko skończyło się dobrze. To się naprawdę liczy. Twarz Tessy nagle pojaśniała. Przypomniała sobie jednak Vance'a i znów poczuła wyrzuty sumienia. - Ale... oddałam mu rękopis. - A my mamy kopie. - O ile wasz fotograf nie zapomniał włożyć filmu do aparatu. Reilly uśmiechnął się z oporem. - Myślę, że wszystko jest w porządku - powiedział i spojrzał na zegarek. - Już się zmywam, na pewno jesteś skonana. Kazałem tutejszej policji obserwować dom. Zamknij za mną porządnie drzwi. 214 - Wszystko będzie dobrze - nagle zdała sobie sprawę z tego, jak bardzo jest bezbronna, jak one wszystkie są bezbronne. - Nie mam już nic, czego by Yance potrzebował. - Na pewno? - żartował, ale nie do końca. - Słowo harcerki. Jak on to robi? Umiał z nią postępować; nawet po dzisiejszym dniu poczuła się zrelaksowana. - Dobrze. Jeżeli jutro będziesz się czuła na siłach - dodał - to przyjedź rano do miasta. Myślę, że przydałoby się wszystko jeszcze raz szczegółowo omówić z resztą zespołu i ustawić wszystkie nasze kaczuszki w jednym rządku. - Nie ma sprawy. Muszę tylko wsadzić Kim i mamę do samolotu. - A więc zobaczymy się jutro. - Tak - popatrzyła mu prosto w oczy. Wstali i ruszyli w kierunku domu... Po kilku krokach przystanął. - Jest jedna rzecz, o którą nie miałem okazji cię zapytać. - Co to takiego? - Dlaczego je zabrałaś? - spytał szybko. - Te dokumenty. To znaczy, wydawało mi się, że powinnaś jak najprędzej się stamtąd wyrwać... A jednak straciłaś kilkanaście sekund, by wrócić po te papiery. Sama nie była pewna, co jej wtedy strzeliło do głowy. Teraz też wydawało jej się to idiotyczne. -Nie wiem - powiedziała bez przekonania. - Po prostu tam leżały. -Rozumiem... Jestem tylko zdziwiony, nic więcej. Powinno ci zależeć jedynie na tym, żeby stamtąd zwiewać, co sił w nogach. - Tessa odwróciła wzrok. Wiedziała, do czego zmierza. - Czy ty potrafisz odpuścić? - naciskał. - Czy naprawdę nie muszę cię na wszelki wypadek aresztować? Żeby cię chronić przed tobą samą? - pytał śmiertelnie poważnie. - Czy to wszystko jest dla ciebie naprawdę aż tak ważne, Tesso? - W tym jest coś... - uśmiechnęła się półgębkiem. - Po prostu w tym jest tajemnica. Manuskrypt, cała ta historia... To mi nie daje 215 spokoju, chciałabym się dowiedzieć, o co tak naprawdę chodzi. Musisz to zrozumieć - nagle poczuła potrzebę, by mu to wytłumaczyć. - Archeologia to nie jest... nie przynosi satysfakcji równie często jak inne zawody. Nie każdemu zdarza się odkryć grobowiec Tutenchamona albo Troję