They seem to make lots of good flash cms templates that has animation and sound.
Linki

an image

Upokorzenie smakuje tak samo w ustach każdego człowieka.

Przej- ściem między namiotami dotarli na gościniec, gdzie ustawiał się już długi szereg jazdy. Kasztelanie sprawił oddział, po czym wraz z Radochą wyjechał na czoło i dał rozkaz pochodu. Ńoc była bezksiężyco- wa, ale gwieździsta, mróz przybierał, ruszyli tedy zrazu wyciągniętym kłusem, a zmarznięty gościniec dźwiękliwie oddawał odgłos setek kopyt. Zresztą pa- nowała cisza. Jadący na czele Henryk z Radochą milczeli. Dopie- ro gdy minęli znaczące się w mroku ciemniejszym pasmem suchych trzcin i szuwaru Lednickie Jezioro, Henryk, powściągnąwszy rumaka, odezwał się: — Pierwsze kury pieją. Dalej tak jadąc, przed dru- gimi będziemy w Poznaniu. Ba! żeby w Poznaniu — zaśmiał się. — Do wieczora nam jako wilkom po chaszczach i łozach zębami szczękać, bo mróz kąsa. — Mróz się złamie — mruknął Radocha — bo tu- man wstaje. — To od bielideł — odparł Henryk. — Ale choćby i na pluchę szło lubo śnieg — zajedno pod dachem milej, a choćby i pod namiotem, niźli w chruśnia- kach. Tak lubię, jak było z onymi kupcami: nasko- czyć, wziąć, co się da., i do dom. — Myśmy pod Krakowem pół roku bez mała sta- li — odparł Radocha. — Prawda, że pora była ciepła, a książęciu nie spieszno ludzi marnie, tedy naprzód głodem miasto przycisnął, że psy już zeżarli. Jenośmy bramę przełamali, wraz się biedota ku nam przesy- pała, rada obaczyć, zali panowie rajcy takoż psy jedzą. — Ale nam spieszno — sarknął Henryk. — W Po- znaniu panowie mieszczanie psów nie jedzą. A rad 118 bym obaczył — co, bom też wieczerzać zapomniał. Zasię wojewoda, choć o zaskoczeniu prawił, tak się zbiera, jakoby też do ciepłej pory pod miastem stać zamyślał, bo po machiny śle, Jeno Łokieć mógł pod Krakowem stać, bo wiedział, że odsiecz znikąd nie nadciągnie. A tu jeśli kaliszanie śląskich wojsk po- wstrzymać nie wydolą, to może i odstąpić przyjdzie. Zaklął szpetnie, ale Radocha milczał zamyślony. — Nad czym dumacie? — zapytał Henryk. — Rad bym wiedział, zali i tu gołota obaczyć ze- chce, co panowie jadają. — Zaśby nie — zaśmiał się Henryk. — A już Ży- dzi jeno się modlą do swego Boga, by Łokieć przy- szedł, bo im mieszczany dokuczają, tedy ochrony spo- dziewają się od pana, jaką u Pobożnego mielł. Oni1 też najlepiej wiedzą, czego i u kogo szukać. — Jeno czy przystoi rycerstwu do spółki z nie- wiernymi krześcijański naród łupić — wyraził Rado- cha wątpliwość, ale Henryk odparł lekko: — Nie stoję o to. Ale Żydzi — naród przezorny, łupić nie pójdzie, bo i po łbie przy tym można obe- rwać, i na potem mogliby im zakarbować. Powie- dzieć — powiedzą, a do łupienia najdzie się chętnych. Jeno tak gadamy, jakbyśmy już w mieście byl|, a gdzie nam do tego! Póki zasię tam nie jesteśmy i gołota przeciw nam, choćby pod przymusem luba ze strachu. — Bym tak miasto znał, tobym wiedział, co^dzia- łać — mruknął Radocha. — A cóże nam działać, jak nie to, co wojewoda kazali: w chaszczach stać i baczyć, by się mysz do miasta nie przemknęła. Miasto ja znam, bo krewniak mój, Jan, prepozytem jest przy kapitule i nieraz by- wałem u niego. Radocha jednak widocznie szedł za swoją myślą, be zapytał: A mają tu Żydzi swój firtel, jako w Krakowie': — Juści, że nie Iza niewiernym społein z krześci- 119 jany żyć. Od północnej strony przy murze domy swo- je mają, między predykantami a Świętą Katarzyną. — A brama lubo furta która najbliżej? — Wrońska Brama naprzeciw Świętej Katarzyno. skąd drogi wiodą na Oborniki i Jerzyce. Czemu py- tacie? — Wżdy wojewoda chce miasto z nagła zaskoczyć, tyle że nie nam to zlecił. Kto zasię śmietanę chce z mleka spić, winien nie czekać, aż je rozchełbają. -*— Nie o śmietanie mi prawcie, jeno coście umy- ślili —? niecierpliwie przerwał Henryk. ' — Z nagła, to z nagła. Lepiej z rana małą kupą niż, z wieczora dużą, bo i nie wierę, by w mieście ni- czego nie pomiarkowali, choćbyśmy jak się strze- gli. Radziej nam się uda niż Przedpełkowi. A nie uda się, to kości ostawim, tedy i przyganić nie będzie ko- ,mu. • — O kości nie stoję, byle mięsu było lubo — za- śmiał się Henryk. — Tedy pochwaćmy się, bo jeszcze opętane cztery mile do Poznania. Kostrzyn przed na- mi Ledwie widoczne w białawym mroku zjawiły -się zarysy grodu, od północy zaś ciemniejszą smugą zna- czył się las. Kasztelanie skręcił ku niemu z gościńca, zwalniając znowu, bo na grudzie ornych pól łatwo było wypleczyć konia. W milczeniu dotarli do lasu, zaczekali, aż dociągnął cały oddział, po czym Henryk kazał przetrzeć i naobroczyć konie, a zgromadziwszy rycerstwo, przemówił: ? — Nie będziem, szczękając zębami, patrzeć, jako $tę w Poznaniu z kominów kurzy. Bez zwłoki ude- tssjfta o Świtaniu od Wrońskie-j Bramy. Uda się, to bu- dy przy murze podpalimy, niech się mieszczany poża- rem zabawiają, a my. Świętą Katarzynę obsadziwszy, przez żydowski firtel ku klasztorowi predykantów. W kościołach nie tykać niczego, takoż łupieniem się nie parać, póki opór w mieście. Klasztor zasię prze- płuczem, bo psubraty książęciu nieprzychylne, tedy ukarać ich należy. Takoż i mieszczan zbuntowanych 120 pofcarzem na mieniu, gardła ich wojewodzie; ostawia- jąc. Albo swoje damy, jak się nie uda. Zrozumiano? Wszyscy rozumieli, a i każdemu milsza byia walka niż jałowe nzekanie na mrozie. A najmilsza nadzieja zysku i pomsty na obcych, którzy porósłszy w pierzo rycerstwu chcieli wolę swą narzucać i takiego pana. co by im nowymi korzyściami zapłacił. Niedoczek; - nie! ' Poznań spał spokojnie w poczuciu bezpieczeństwa., jakie dawały potężne obwarowania. Budowę ich rozi poczęto już za Pobożnego, zaraz po lokacji. I*rzemysł umocnił je gródkiem na wyniosłości, u ujścia^Bogdan- ki