Upokorzenie smakuje tak samo w ustach każdego człowieka.
Każą mu walczyć, i z kimże to? Z towarzyszem zza niemieckiego kordonu, którego siły tak samo zostały wyżarte przez tamtejszych zdzierców... Inny mówca znacznie już wyraźniej zwracał się przeciw samej idei "Pracy". Twierdził, że biuro takie jest najzupełniej szkodliwe, ponieważ usiłuje podtrzymać kłamliwe dzieło, do którego urzeczywistnienia dąży demokracja nowoczesna, to jest jedność klas. Jest to właściwie instytucyjka na pozór demokratyczna, a w gruncie rzeczy dobroczynna, czysto polska, tkliwie opiekująca się biednymi rodakami. Tę opiekę postanowili rozciągnąć panowie z Passy, z bulwaru Haussmanna i innych nad ubogimi rodakami. Dlaczegóż to? Ażeby tymi rodakami rządzić według upodobania, a nawet, jeśli chęć przyjdzie, sprzedać ich rządowi francuskiemu do kolonizacji Maroka. Robotnicy - dowodził ten mówca - są jedyną klasą, która wskutek warunków swego życia i przez wewnętrzną intencję swych usiłowań chce świat odnowić z gruntu, na warunkach zgoła innych niż jego dzisiejsze, burżuazyjne podstawy. Robotnicy nie powinni znać nic innego, tylko te rzeczy własne: warsztat, zgrupowanie warsztatów, czyli syndykat, federacje syndykatów, giełdy pracy i Contederątion Generale du Travail. Te objawy i potęgi swej siły powinni znać jedynie robotnicy wszelkiej mowy, którzy na ziemi francuskiej pracują, a więc i polscy. Te objawy swej siły robotnicy tutejsi uruchomiają i organizują do rewolty przeciwko wszechwładzy patronatu burżuazji, która rozporządza się kapitałem i prawem do polityki. Czyż możliwą jest rzeczą, ażeby robotnicy polscy tutejsi nie stanęli ławą do współudziału? Wciąż wzbogacając funkcje tych swoich organizacji robotnicy wydzierają państwu jego prerogatywy. Przez strajki i propagandę strajku generalnego z godziny na godzinę wyszarpują kamienie z fundamentów gmachu kłamstwa. A cóż to chce czynić rękoma robotników to jakieś polskie zrzeszenie, ta "Praca"? Każe robotnikom przyjmować jałmużnę z ręki tej burżuazji polskiej, co tu w Paryżu od dziesiątków i dziesiątków lat trwoni pieniądze rękoma pracowników wydobyte z ziemi polskiej, każe przyjmować bony z rąk panów jak w instytucji dobroczynnej, umieszcza ich w fabrykach i warsztatach nie z poręki odpowiedniego syndykatu, lecz przez stosunki fabrykanta z jakimś panem z jakiegoś polskiego biura. Któż zaręczy, że w razie strajku i w razie strajku generalnego ci robotnicy polscy dla uzyskania kawałka chleba nie dadzą się użyć za narzędzie, nie staną ławą przeciwko robotnikom francuskim, nie powiększą armii łamistrajków? Przecież zapewnia odezwa "Jedności", przemawiająca w imieniu robotników, że oni nie staną do walki o wspólne robotnicze cele. Nade wszystko jednak - powtarzał - ta "Praca" jest szkodliwa jako taka, jako instytucja oparta na fałszu nowoczesnej demokracji, na jedności klas. Stwarza się przez powołanie jej do życia fałsz społeczny, jakieś polskie "getto" pospólne, nacjonalistyczne, kiedy robotnicy, którzy z ziemi polskiej przybyli na ziemię francuską, powinni przystać do odpowiednich syndykatów, powiększyć o swe piersi wypróbowane w walkach - armię walczącą proletariatu... Grono kilku osób, inicjatorów "Pracy", odpowiadało na te zarzuty i krytyki tłumacząc, że to stowarzyszenie założone zostało właśnie w tej myśli, ażeby zniweczyć i wysuszyć polskie "getto", które, od dawien dawna przez nikogo nie poruszane ani niepokojone w swym gniciu, w Paryżu istnieje. Udowadniano, że jest zamierzeniem "Pracy", ażeby wszyscy pracownicy polscy, którzy do Paryża i Francji w ogóle przybędą, przeszli przez jej księgi i zostali za jej pośrednictwem połączeni z francuską giełdą pracy i odpowiednimi syndykatami. Armia bowiem "żółtych" może się wytworzyć z żywiołu polskiego we Francji tylko w razie nieobecności takiego domu polskiego. Któż to ma skierować analfabetę polskiego, który nie włada językiem francuskim i nie zna tutejszych porządków, po jego przybyciu w granice tego kraju - do syndykatu? Czy to ma czynić urzędnik w Bibliotece orleańskiej, czy urzędnik w małej Czytelni, obadwaj zajęci umieszczaniem książek na półkach i w katalogach, a bynajmniej nie robotników w fabrykach i instytucjach? Na zarzut, że "Praca" podoba się magnaterii i burżuazji polskiej tylko dlatego, że chce krępować i wytępiać chodzików, odpowiadano pytaniem, czy nietykalność i prosperowanie chodzików tak są drogie dla krytyków "Pracy" - i z jakiej racji? Zapytywano również, czemu osoby, które tak doskonale widzą wady tej nowej instytucji, które tak nieomylnie wiedzą, co robić z pracownikami polskimi, nie zajęły się dotąd przyłączaniem ich do armii walczącego proletariatu francuskiego, najspokojniej cierpiały widok najpotworniejszego, najohydniejszego z handlów ludźmi i nie zajęły się nawet tym, żeby przy syndykatach francuskich utworzyć przynajmniej jakieś paralelki dla robotników polskich, gdzie by się ci ludzie mogli rozmówić i poinformować w zrozumiałym dla nich języku? Udowadniano przeciwnikom egzystencji "Pracy", że syndykaty francuskie nie mogą częstokroć dostarczyć roboty swym własnym członkom, tutejszym, czyli w skróceniu mówiąc, Francuzom. Pytano, do jakiego syndykatu przyłączyć robotników rolnych, kiedy we Francji syndykatów rolnych, po prawdzie, szczerze mówiąc, nie ma? Zapytywano wreszcie, gdzie podziać ludzi napływających wciąż z "ziemi polskiej", którzy są niejako bezklasowi i bezsyndykatowi, na przykład lokajów, stangretów, kucharzów, biednych muzyków, pracowitych włóczęgów bez określonego zarobku a gotowych wszystko robić, zgoła obdartusów do wszystkiego, którzy by przecie jeszcze pracować mogli i nieraz chcieli szczerze, w których się jeszcze ludzka dusza plącze?... Ale wówczas zerwała się burza. Robotnicy uświadomieni, dobrze jedzący, syci, nieraz wytwornie odziani, poczęli krzyczeć masowo, że oni nie chcą należeć do czegoś, co ma być towarzystwem dobroczynności, że nie myślą popierać tej "Pracy" i że się z niej wypisują. Ponieważ zaś to biuro mogło istnieć i mieć jakąś wartość o tyle, o ile by się przekształciło na instytucję robotniczą, a więc o ile by ogarnęło całość polskiego świata pracy i miało jego poparcie - inicjatorowie jego powstania zaproponowali, że skoro "Praca" obecna nie odpowiada życzeniom robotników, niechajże ją robotnicy sami wezmą w swe ręce, utrzymają i prowadzą, albo wreszcie niech ją rozwiążą i coś innego na to miejsce wytworzą. Ale niech co innego na pewno wytworzą! Niech zaraz określą, co wytworzą! Niech udowodnią, że zaczynają tworzyć niezwłocznie! Inicjatorowie założenia "Pracy" zaproponowali zerwanie stosunków z "Jednością", odrzucenie jej pomocy na dzierżawę lokalu i wydatki z istnieniem takiego biura związane oraz objęcie tejże "Pracy" przez samych robotników, skoro im spółka z tak zwaną "burżuazją" nie dogadza