Upokorzenie smakuje tak samo w ustach każdego człowieka.
Z głębokim wzruszeniem zaczął przerzucać kartki zeszytu, zawierającego kilka rozdziałów, których nagłówki były wypisane czerwonym atramentem i nosiły tytuły: "Magiczny Krąg", "Formuły wzywania", "Koło duchów", "Mieszkańcy królestwa ciszy" itp. Morgan przestał czytać. Wydało mu się, jak gdyby chłodny powiew musnął jego włosy i czyjś lodo- waty oddech przebiegł mu po twarzy. Owładnięty przykrym uczuciem, zamknął zeszyt i rzucił go do szkatułki. Przeczyta to później, przy dziennym świetle, dokładniej i przejrzy listy i papiery znajdujące się w biurku. Zagłębiwszy się w fotelu Ralf, oddał się rozmyślaniom. Nie mógł w żaden sposób przyzwyczaić się do swego nowego położenia, wyrwany tak nagle z po- przedniej skromnej egzystencji i chorobliwego stanu. Bez najmniejszego trudu i żadnej z jego strony za- sługi znalazł się na pozycji, której by mu najwięksi mocarze świata pozazdrościć mogli. Zjawił się jakiś nieznajomy człowiek i jak czarodziej z bajki, zrobił z niego skromnego lekarza przy lecznicy umysłowo chorych, księcia miliardera a co najbardziej nieprawdopodobne - człowieka prawie nieśmiertelnego. Krańcowa zagadka wszelkiego życia - śmierć, ta wierna i straszna towarzyszka, a jednocześnie oswo- bodzicielka, była z jego drogi usunięta, jeżeli nie na zawsze - bo przecież Nara-jana umarł - to w każdym razie na czas nieograniczony. Śmierć więc nie będzie go podglądała, starość nie uczyni go niedołęż- nym, a choroby nie zamącą mu radości życia. Wstał i jął oglądać w lustrze swą postać w ten sposób, jakby oglądał kogoś innego. Człowiek, które- go odbicie wskazywało lustro, mógł być z siebie zadowolony. Ralf nie przypuszczał, że jest tak pięknym. Z dziecinnie naiwnym zadowoleniem uśmiechnął się do własnego obrazu w zwierciadle, przesunął ręką po gęstych włosach i znów usiadł. Teraz myśli jego skierowały się całkowicie ku tajemniczej towarzyszce, która mu się wraz z wszyst- kim innym dostała w spadku. Nie odrywając wzroku od stojącego na biurku portretu Nary, malowanego akwarelą, pieścił ją w myśli, a zarazem obawiał się jej: portret przedstawiał ją w stroju balowym, a orygi- nalna piękność i demoniczny wyraz jej oczu były uchwycone mistrzowsko. I ta dziwna zachwycająca istota będzie należała do niego; po ukończonym czasie żałoby zostanie jego prawną żoną. Przy myśli tej serce zabiło mu silniej; jakaś ognista struga przepłynęła mu po żyłach. Wybiła szósta godzina; dźwięk uderzeń zegara wyzwał Ralfa z zadumy; wstał i spojrzawszy jeszcze raz na podobiznę Nary, udał się na spoczynek. Wkrótce zasnął snem twardym. Gdy się obudził, było już późno. Z uczuciem błogości przeciągnął się na miękkim posłaniu, wodząc wzrokiem po bogatym komfortowym umeblowaniu. Naraz przypomniały mu się ostatnie miesiące w Lon- dynie, bezsenne noce, męczący kaszel i nieznośny ból w piersi; przypomniał sobie, z jakim niepokojem zrywał się z łóżka, ażeby się nie spóźnić do kliniki, i jak wracał do domu, zmęczony długą drogą, przeby- waną pieszo lub tramwajem. Przy myśli, że wszystko to minęło bezpowrotnie, westchnienie ulgi wyrwało mu się z piersi. Podniósł się szybko i nacisnął guzik elektrycznego dzwonka. Dwaj służący weszli bez szelestu i po- mogli mu się ubrać. A gdy już był gotów, zjawił się stary zarządzający pałacem z wiadomością, że księż- na prosi na śniadanie, pragnąc przy tym poznać go ze swymi gośćmi, którzy dowiedziawszy się o jej nie- szczęściu, przybyli wyrazić jej współczucie. Poszedł zaraz; u Nary zastał dwie panie i trzech panów. Wszyscy byli widocznie zasmuceni. Również i Nara miała wygląd stroskany. Podała Ralfowi rękę, po czym zaznajomiła go z obecnymi, należącymi do znakomitości weneckich, przedstawiając go jako brata nieboszczyka męża. - On - objaśniała - nosi również imiona Narajana Supramati, lecz dla odróżnienia go od nieboszczy- ka, nazywamy go tylko drugim imieniem. Życzliwość, okazana następcy zmarłego Księcia, była w najwyższym stopniu schlebiająca. Wszyscy na wyścigi zapewniali go o swej przyjaźni i szacunku. Z tych wyszukanie grzecznych zapewnień i po- chlebstw wyzierało tyle obłudy, że Morgan doznawał uczucia odrazy i z chłodną rezerwą przymował wy- lew na uprzejmości swych nowych znajomych. Po pewnym czasie przeszli wszyscy do wspaniałej jadalni, w staroweneckim stylu. Morgan nie bawił gości z tej racji, że oni go bawili. Podziwiał pewność siebie, z jaką Nara komponowała jego biografię i opisywała stosunki jego z bratem w dzieciństwie. 37 Opowiadała mianowicie, że urodzony z drugiego małżeństwa, Supramati był znacznie młodszy od nieboszczyka brata, lecz że wiązała ich najczulsza przyjaźń, jakkolwiek nie widzieli się przez kilka lat, bowiem młody książę podróżował dla rozrywki po wszystkich stronach świata. Zdziwienie Ralfa dosięgło szczytu, gdy Nara zaproponowała, by porównać ich podobieństwo. I rze- czywiście - obaj książęta byli do siebie podobni. Podczas gdy wszyscy obecni potakiwali, a damy znala- zły w jego oczach i uśmiechu rażące potwierdzenie tego podobieństwa, mało nie wybuchnął śmiechem; pochlebstwa te były mu niemiłe. Widocznie jego własna osoba znikała w aureoli przedstawiciela wielkich bogactw, a głucha i ślepa uniżność ludzka korzyła się przed tą górą złota. Spojrzał mimowolnie na Narę, usiłując przeniknąć jej myśli i z zachwytem przekonał się, że mimo jej westchnień i żalów, pałające oczy jej patrzyły nań z wyrazem, dowodzącym, że nie był jej obojętny. Gdy goście zaczęli się rozchodzić, Nara oznajmiła im, że nazajutrz wyjeżdża na kilka tygodni w celu uregulowania swych interesów. Nareszcie zostali sami. Morgan udał się za swą narzeczoną na duży balkon z widokiem na kanał. Nara leniwie rozparła się w niskim fotelu i spojrzała wesoło na Morgana, opartego o poręcz balkonu