Upokorzenie smakuje tak samo w ustach każdego człowieka.
– Jestem znużony, szedłem przez cały dzień, umieram z głodu i pragnienia. Nie będę mógł nawet dosiąść konia. Stary pan odpiął od pasa srebrną, cynkowaną manierkę i podał ją Pecopinowi. – Napij się. Pecopin podniósł łapczywie manierkę do ust. Zaledwie wypił kilka łyków, poczuł, że nabiera animuszu. Był młody, zwinny, silny, potężny, wyspany, najedzony, syty napoju. Wydało mu się nawet, że za wiele wypił. – Chodźmy – powiedział. – Chodźmy, spieszmy, polujmy całą noc! Z miłą chęcią! Ale czy ujrzę znów Baldurę? – Kiedy skończy się ta noc, o wschodzie słońca. – A co, panie, zaręczy mi spełnienie tej obietnicy? – Moja obecność. Pomoc, której ci udzielam. Mogłem zostawić cię tutaj, żebyś umarł z głodu, znużenia i biedy, porzucić na pastwę karła, co przechadza się wokół jeziora Roulon, ale ulitowałem się nad tobą. – Idę z tobą, panie – powiedział Pecopin. – A więc umówiliśmy się: o wschodzie słońca w Falkenburgu. – Hej, hej, na łów! – zawołał myśliwy, z trudem natężając swój starczy głos. Kierując ów okrzyk w stronę zarośli, odwrócił się, a wówczas Pecopin zauważył, że myśliwy jest garbaty. A potem, gdy zaczął iść, Pecopin spostrzegł, że kuleje. Na wezwanie starego pana z głębi lasu wynurzyła się gromada jeźdźców odzianych jak książęta i dosiadających iście królewskich rumaków. W głębokim milczeniu ustawili się obok starca, który wydawał się ich panem. Wszyscy byli uzbrojeni w noże lub oszczepy; on jeden miał róg. Zapadła noc; ale wokół owych szlachciców stanęło dwustu pachołków z dwustu pochodniami. – Ebbene – powiedział starzec – ubi sunt los perros? Ta mieszanina włoskiego, hiszpańskiego i łaciny nie spodobała się Pecopinowi. Ale starzec powtórzył niecierpliwie: – Psy! Psy! Ledwo to rzekł, a okropne ujadanie napełniło polanę; ukazała się sfora psów. Była to sfora wspaniała, prawdziwie cesarska. Pachołkowie w żółtych fraczkach i czerwonych pończochach, psiarczykowie o groźnych obliczach i całkiem nadzy Murzyni mocno trzymali psy na smyczach. Nigdy jeszcze psie zgromadzenie nie było pełniejsze. Były tu wszelkie łowcze psy połączone w zła je i podzielone w smycze według ras oraz temperamentów. Pierwsza grupa składała się ze stu dogów angielskich i stu chartów łańcuchowych, dwunastu par arlekinów i dwunastu par milczków berberyjskich. Druga grupa składała się z białych, czerwono podpalanych gryfonów berberyjskich, dzielnych, odpornych na hałas psów, które do trzeciego roku życia są łagodne i służą do zaganiania bydła, a potem dopiero używa się ich do wielkich łowów. Trzecią grupę stanowiło mnóstwo psów norweskich; były to psy płowe, o sierści barwy dość jaskrawej, wpadającej w rudą, z białą plamą na łbie lub na karku, obdarzone dobrym węchem i odwagą, szczególnie przydatne na jelenie; dalej psy szare, cętkowane na grzbiecie jak leopardy i z łapami tak uwłosionymi jak łapy zająca, albo pręgowane, w czerwonorude i czarne pasy. Dobór był nienaganny. Nie było wśród tych psów ani jednego mieszańca. Pecopin znał się na tym dobrze: nie dostrzegł wśród płowych ani jednego znaczonego plamami żółtymi albo szarymi, a wśród szarych ani jednego, który miałby plamy srebrzyste albo łapy płowe. Wszystkie były czystej krwi i bardzo śmiałe. Czwarta grupa była groźna: stanowiła zwartą, gęstą, zbitą ciżbę owych potężnych, niezbyt szybkich, o krótkich łapach czarnych psów z opactwa Saint-Aubert-en-Ardennes, z których wywodzą się owe tak groźne ogary, co z furią osaczają dziki, lisy i wszelką zwierzynę wydzielającą woń cuchnącą. Tak jak i norweskie psy, były wybornej rasy, istna psia szlachta, i musiały oczywiście ssać matkę blisko serca. Łby miały średniej wielkości, raczej wydłużone, pyski czerwone, podgardle czarne, a nie rude, duże uszy, lędźwie wypukłe, podpalane, muskularne bary, uda podkasane o prostych tylnych łapach, grube ogony osadzone blisko lędźwi, kształt w całości smukły, uwłosienie pod brzuchem ostre, palce zwarte w kształcie lisiej łapy, zakończone potężnymi pazurami. Piątą grupę stanowiły psy wschodnie. Musiały kosztować krocie; były wśród nich psy z Palimbotry, atakujące bawoły, psy z Cintiqui, używane do polowania na lwy, psy z Monomotapy, wchodzące w skład ochrony cesarza Indii. Wszystkie, angielskie berberyjskie, norweskie, ardeńskie i hinduskie, ujadały okropnie. Mówcy w parlamencie nie robiliby większego hałasu. Sfora ta olśniła Pecopina. Obudziły się w nim wszystkie pragnienia łowcy. A przecież owa sfora przybyła tu nie wiadomo skąd i Pecopin zaczął się zastanawiać, że skoro psy szczekały tak wściekle, powinien był je usłyszeć, zanim się ukazały