Upokorzenie smakuje tak samo w ustach każdego człowieka.
.. pod szubienicą. Nie dosyć powiesić, trzeba wam wprzódy zhańbić i zesromocić ofiarę. Możecie obluzgać pamięć moją, ale ja sam przynajmniej się nie splamię. — Milczeć! krzyknął audytor gwałtownie tupiąc nogą. Naumów spuścił głowę na piersi, zamilkł i zamyślił się. — Hej rózeg! krzyknął rozsrożony urzędnik... Rozkaz ten najmniejszego na Naumowie nie uczynił wrażenia, uśmiechnął się i stał nieporuszony. — Prawdziwie, rzekł po chwili, straszycie mnie jak nieposłuszne dziecko... — To nie strach, to nie pogróżka, rozwścieklając się coraz bardziej i bijąc pięścią o stół krzyczał Moskal, ja was każę siec aż wy mi inaczej śpiewać będziecie. — Człowiecze, rzekli z politowaniem Naumów, wstyd mię za was, więcej mi serce boleje nad twem katowstwem, niż nad tem co sam cierpieć będę. Jakżeście wy mogli dla carskiej służby, dla łask, orderów i pieniędzy wyrzec się wszelkiego ludzkiego uczucia. — Rózeg! zakrzyczał powtórnie audytor, ja go tu nauczę! Na dany znak jeden z oficerów, wysunął się powoli z widoczną niechęcią, i przygotowani już żołnierze krokiem po- wolnym weszli z pękami brzozowemi do izdebki. — I wy i życie wasze w moim ręku! bełkotał zagniewany służalec carski — możecie tu skonać pod razami. Naumów milczał — Tą stoicką odwagą jeszcze bardziej zburzony audytor, wybiegł z za stołu i z pięściami porwał się prawie do twarzy nieszczęśliwej ofiary. Ale gdy się zamierzał go uderzyć, Naumów podniósł rękę skutą w kajdany i odtrącił go tak silnie, że urzędnik pchnięty w piersi, odleciał zataczając się na kilka kroków.Łatwo sobie wyobrazić następstwa tego wypadku. Nie są to, niestety, sceny wymarzone przez powieściopisarza, jest to historya tak prawdziwa, tyle razy powtórzona w tym nieszczęśliwym roku naszego męczeństwa, że mogliśmy ją byli ominąć raczej, tak w rzeczywistości została zużytą. Ale trzymając się w granicach prawdy i faktów, nie dodając nic do tego obrazu, którego szkaradę raczej osłabiać musiemy niż wzmacniać, aby go wiarogodniejszym uczynić, chwytamy wszystko po drodze, co posłużyć może do odwzorowania wiecznego wizerunku naszej niedoli. Naumów chciał się zrazu bronić, ale znękanego i osłabłego łatwo obalono na ziemię. Zawiązano mu usta, aby krzyk boleści nie dał się słyszeć w miasteczku i żołnierze poczęli się nad nim pastwić z tem dzikiem barbarzyństwem ludzi gminu, do którego mięsza się jakieś uczucie zemsty nad wyższym, ucywilizowanym człowiekiem i plemienna nienawiść. Z pod grubej chusty, jęk tylko i łkania dobywały się stłumione, lecz wkrótce i te ustały, ból zrodził to uczucie zaciętości, z jakiem męczennicy nieraz na stosach śpiewali pieśń zwycięzką. Co kilka minut pytano go, czy chce wyznać wszystko, a że milczał uparcie, rozpoczynano siec na nowo. Przymuszeni świadkowie tej ohydnej sceny, dwaj Oficerowie towarzyszący audytorowi, biedzi byli i pomieszani, on zaś widokiem tej męczarni exaltował się, gorączkował, burzył, rozwścieklał coraz bardziej. Nie uszło jego oka wrażenie przykre mniej obytych z tego rodzaju scenami oficerów, starał się więc trafnemi żarcikami ich rozweselić, ale uśmiech wywołany spodleniem na usta, był zimny i trupi. Nie mogąc wreszcie dobyć nic z Naumowa ani nawet krzyku i proźby o litość, obawiając się w końcu, aby ta próba sił jego nie przeszła, kazał poprzestać bijącym, zwinął papiery, ze złością, skinął na swoich towarzyszów i żywo wyniósł się z więzienia.Żołnierze na pół omdlałego złożyli na słomie i wyszli także. W pięć minut później szeptano już po całem miasteczku o tem straszliwem katostwie, podawano sobie do ucha szczegóły okrutnej indagacji, między oficerami panowało milczące oburzenie, wszyscy odsuwali się prawie od audytora i nikt mówić z nim nie chciał. On udawał wesołego i dowcipnego... Ani żołnierze użyci do bicia, ani Oficerowie, którzy byli świadkami męczarni, nie mogli się powstrzymać od opowiadań o heroicznem męztwie Naumowa, — o okrucieństwie kata. Blady, drzący, ale z ustami pełnemi żarcików przyszedł on do Jenerała, ale w początku mało mógł mówić, tak go upokarzało to nadaremne porwanie się na człowieka niezłomnego charakteru. Jenerał spojrzawszy nań już się domyślił, że śledztwo źle poszło, ale nie odgadł do jakich doprowadziło ostateczności. — No? cóżeście zrobili? spytał. — No nic, odparł audytor chmurno. twarda skóra. Zdaje mi się, że darmoby się zwlekało z tym człowiekiem, jest to uparty, zacięty, zapamiętały Zbrodzień.... Szubienicy dla niego za mało... Gadałem do niego z początku jak do honorowego... jak do obałamuconego... ale darmo psuć gębę z takiem bydlęciem..... — Nie mówi nic? zapytało prewoschodytelstwo. — No nie, ruszając ramionami, rzekł audytor i łaskatoli go napróżno. Jenerał słuchał zdumiony i zimny. — Spodziewam się, że wie co go czeka? rzekł. — Właśnie to może przyczyna, zawołał drugi, iż zdesperowany o sobie nie mając nadziei zaciął się i stoi przy swojem. — Trzebaż mu było zrobić nadzieję! — No tak, próbowałem, ale nie głupi! nie wierzył, niema co z nim mówić! — I nie myślicie już więcej próbować? — To próżno, rzekł audytor. Miałem ja już dużo różnych takich łajdaków w moich rękach... Ci co się mają później wygadać zawsze w początku plączą się łgą, bałamucą, on od razu zapowiedział, że nic nie wyjawi i choć go smarowali brzeziną, dotrzymał niegodziwiec. Kazałem go zbić na kwaśne jabłko, — no! ani pisnął fanatyk.. Jenerał pokiwał głową, nie było co odpowiedzieć — milczący zaczęli chodzić po pokoju. — Ot — każcie stawić szubienicę, rzekł w końcu audytor — i jutro go obwiesić.. — Ja myślałem, przerwał Jenerał, że należałoby go rozstrzelać jak wojskowego. — Rozstrzelać? to zanadto mało dla takiego zbrodniarza, krzyknął gniewny urzędnik, to jest honorowa śmierć, a taki podły Zbrodzień powinien kończyć jak rozbójnicy i złodzieje