Upokorzenie smakuje tak samo w ustach każdego człowieka.
– O ja pierdolę! – Ned opadł na swój fotel z pobladłą twarzą. – To zadanie nie jest niemożliwe. To jest niewykonalne, panie generale. Niech profesorek sam tam jedzie i użera się z węszącymi wszędzie bachorami... – Musicie się oswoić z ich obecnością zanim zbliżycie się do Hitlera. – ten odparł. – Dzieci Goebbelsa są małe, wredne, głośne, zepsute do niemożliwości oraz przede wszystkim wyjątkowo złośliwe. Pyskują do wszystkich i nie słuchają się dosłownie nikogo. To hałaśliwa, wścibska, sześcioosobowa, poruszająca się jak tornado, trwoga. Groza w najczystszej postaci. Kompletnie nieprzewidywalna. Poznajcie w pierwszej kolejności ulubiony teren służący im do zabaw i omijajcie go z daleka jak skażony. To podstawa. Dopiero jak już dacie sobie radę z dzieciakami wygłówkujcie na chłodno i spokojnie jak wcielić się w położenie pozostałych ludzi zamieszkujących budynek i postawcie się dokładnie na ich miejscu po to, aby analiza była potem możliwie wierna. Potem powinno być z górki. Kiedy rozgryziecie już do czego zmierzają, przede wszystkim wszyscy najważniejsi w Kancelarii gracze, wracajcie i meldujcie natychmiast do Centrali to co wiecie. Nie ulega najmniejszej wątpliwości, że każdy z nich nade wszystko pragnie się w jakiś sposób wyślizgać z pułapki i zagarnąć możliwie największy kawałek tortu dla siebie, ale bez jakichś konkretów niczego przeciw nim nie zdziałamy. – Czy...? – Ned zaczął niepewnie. – Połamcie karki. Transportowiec czeka. * * * Thompsontown, Mars 30 lipca 2765 – Kwatera Główna Operacji Schmaterling – Dlaczego mówiąc im o Kancelarii nie wspomniał pan nawet słowem o obecności w niej owczarka niemieckiego? – po ich wyjściu zapytała van Holda Uli. – Cóż, już nie miałem serca jeszcze bardziej ich pognębiać. Chłopcy wyglądali na wystarczająco podłamanych, kiedy usłyszeli o obecności tam Goebbelsowych dzieci. – Kiedy po przybyciu stwierdzą na własnej skórze obecność owczarka, nie będą faktem tym uszczęśliwieni. – Tak sądzisz? – Jestem tego raczej pewna, panie generale. Pamiętam jak po pierwszej misji Ned przez dziesięć minut powtarzał w kółko tylko jedno zdanie: nienawidzę owczarka niemieckiego, nienawidzę. – Naprawdę? – Nawet zestaw doktora nie był w stanie wymazać incydentu z owczarkiem z jego pamięci. – To prawda. – potwierdził Baddoc skrobiąc się po brodzie. – Blizny mu natychmiast zestaw usunął ale uraz w psychice powędrował głęboko aż do podświadomości i nigdy się nie zabliźni tak do końca. Ten pacjent posiada podświadomą fobię i alergię na owczarki. – Poradzą sobie. To zdolni i już nieźle zaprawieni w terenie agenci. – westchnął van Hold wzruszając ramionami. – W końcu to jedyni, którzy ukończyli jako żywi nasz kurs wychodzenia cało z sytuacji beznadziejnych. – Mówiąc nasz, ma pan na myśli oczywiście ten swój, leśny zrzut w Dolnej Germanii? – Dokładnie. – ten przyznał bez najmniejszego skrępowania. – Wszyscy inni nie wydostali się z tego przykrego kontynentu bez przynajmniej dwukrotnego klonowania. Oni jako jedyni opuścili go wciąż żyjąc po raz pierwszy. Z owczarkiem zatem też sobie jakoś dadzą radę o ile rzecz jasna, nie wpadnie im do głowy jakoś go prowokować. – Miejmy nadzieję, że tak będzie. – westchnęła Uli. – Miejmy nadzieję. – Do cholery z nadziejami. Będą musieli coś wymyślić, ponieważ nie ma innej rady. – rzucił van Hold dolewając sobie kawy. * * * Pojawili się w jednym z dwóch niezamieszkałych pomieszczeń, jakie znajdowały się na poziomie górnym Kancelarii. Tym razem Jong do swojej działki porządnie się przyłożył, bowiem koordynaty były nadzwyczaj precyzyjne i podczas lądowania znaleźli się na samym środku pomieszczenia na nic nie wpadając. Pojawili się około dziesięciu centymetrów nad podłogą, toteż pojawienie zaliczyli jednomyślnie do bezbolesnych i udanych. Pokoik, chociaż niewielki, mieścił całą zapasową elektrownię budynku. Wszystkie ściany wypełniały poukładane aż pod sam sufit zapasowe akumulatory. Środek pomieszczenia zajmowały natomiast wielkie diesle tuż obok których się zmaterializowali