Upokorzenie smakuje tak samo w ustach każdego człowieka.
Tytułem dla was, że nie tutejsi jesteście. Jeśli jutro Brühl wam da miejsce, na których nie zbywa, cóż dalej, kawalerze de Simonis? Komu się .sprzeniewierzycie? Nielitościwe dziewczę mówiło z coraz większym zapałem i niemal ironiczną pogardą. . Pod pręgierzem jej oczów stał nieszczęśliwy wijąc się i męcząc. — Pani — zawołał — nic się jeszcze nie stało! Ja jutro zaprezentuję się ministrowi, a wieczorem opuszczę. Drezno. Dziewczę spojrzało nań. — O! Tej siły mieć nie będziecie — rzekła. — Cóż mnie do tego, radziłabym wam tymczasem tylko jedną obrać drogę i prostą, bo dwoma nigdzie nie zajdziecie. To mówiąc odwróciła się szybko i przeszła w drugi koniec salonu. Simonis, odebrawszy tę naukę, stał w milczeniu ponurym. Kilka razy spojrzał ku niej, ale jej oczów nie spotkał. Unikała widocznie wejrzeń jego, patrząc po ścianach i przyglądając się ze zbytnią uwagą sylwetkom na nich pozawieszanym. Kawaler się namyślał, co ma począć, i już nawet zabierał się do wyjścia, nie czekając przebudzenia baronowej, gdy drzwi od drugiego pokoju otworzyły się powoli. Wtoczył się najprzód tłusty Fidel, a za nim zdziwiona nieco gośćmi, którzy czekali w salonie, staruszka. Zobaczywszy synowicę w jednym końcu pokoju, a kawalera u okna, parsknęła — śmiechem i załamała ręce. — A cóż to za skromna i grzeczna młodzież, że się nawet bez pozwolenia starszych zbliżyć nie śmie do siebie! — poczęła staruszka. — Doprawdy! Oczom mi się wierzyć nie chce! Miałaż bym wnosić z tego, że się państwo aż nadto blisko wprzódy spotkali i chcecie tylko starego gderliwego oszukać Argusa186? Pepita przyszła wesoło pocałować w rękę staruszkę, rzucając z ukosa szyderski wzrok na kawalera. — Obawialiśmy się rozmową przerwać sen baronowej! — rzekła. — I dawnoż to trwała ta cicha zabawa? — Przybyłem przed kwadransem — odezwał się kawaler. — A ja przed pół godziną — dodała Pepita. — Cóż słychać u królowej? — spytała baronowa ciekawie. — Ty wiesz, jak ja plotki lubię, a nigdzie ich nie ma tyle jak u Najjaśniejszej Pani. — Nic, oprócz że znowu Żydóweczkę z Lipska chrzcić będziemy. — Któraż to od przeszłego roku? — zapytała staruszka. — Zaraz, zaraz! W marcu w roku przeszłym chrzciliśmy matkę z córkami, pamięta stryjenka? Zaraz po śmierci księżnej Lubomirskiej187, w czerwcu parę znowu, we wrześniu dziewczynkę, a w grudniu po narodzinach naszego księcia Antoniego188 jeszcze jedne. — I królowa to wszystko wyposaża? — Nie sądzę, żeby jej to za złe wziąć można — odparła Pepita. — Tak! — mruknęła staruszka cicho. — Nawróconych obsypują złotem, a z biednych chrześcijan ostatni grosz ciągną. — Ale nie królowa — szepnęła Pepita. Baronowa zamilkła, Simonis patrzał się w okno, ażeby się do rozmowy nie mieszać. — A wy, kawalerze — spytała gospodyni — jakże się tam wam powodzi? — To ja stryjence powiedzieć mogę — odezwała się Pepita. — Wy, a to skąd? — My u królowej wszak wiemy wszystko. Kawaler de Simonis dziś z rana miał szczęście prezentować się hrabinie Brühl, a jutro ma się przedstawić ministrowi. Jeżeli się nie mylę, czeka go na dworze Jego Ekscelencji świetna kariera. Baronowa spojrzała zdziwiona, jakby żądając potwierdzenia. Simonis stał ze spuszczonymi oczyma. — Ale, kochana stryjenko — dodała głośno Pepita, patrząc z boku na delikwenta — dziwne mi się to wydaje. Kawaler de Simonis przybywa z Prus, jakże tak od razu nawykłemu do berlińskiego powietrza ważyć się na karmienie saskim, które jest zupełnie inne? Jak o tym stryjenka trzyma? Baronowa kiwała głową. — Ty bo jesteś złośliwa i długojęzyczna, ty żmijko — rzekła zmieszana — gdybyś nie była moją synowicą, nienawidziłabym cię, ale że kochać muszę… wybaczam tę paplaninę. — Właśnie przybyłem tu — odezwał się Simonis — aby prosić o radę pani baronowej. Kazano mi się prezentować ministrowi. — Więc już o was wiedział? Cóż by to znaczyć miało? — niespokojnie spytała staruszka. — A! W tym nie ma nic dziwnego — odezwał się Maks — niespodzianie wcale zastałem tu, oprócz innych ziomków moich, także przyjaciela lat młodych, niejakiego Blumli, który jest sekretarzem przy ministrze. Czasem tacy gorliwi bardzo przyjaciele niewygodni bywają. On mnie wprowadził wczoraj do kiosku i zaprezentował ministra żonie, i on, nie pytając mnie wcale, wyrobił na jutro audiencję u ministra. — A o czym pan nie wiesz, a co już u królowej po obiedzie wiedziano, to że hrabina wstawiała się do męża, aby pana wziął do swego boku. I Pepita uśmiechnęła się szydersko. Stara baronowa dziwnie pokręciła głową. — Teraz, proszę stryjenki pozwolić mi puścić trochę cugle wyobraźni — mówiła Pepita. — Pan kawaler de Simonis nie na próżno rok jakiś przeżył w Berlinie, musi tam mieć dobrych znajomych, serdecznych przyjaciół, ziomków. Musi też do nich pisywać! To rzecz naturalna! Będąc u tego boku ministra, z którego wiele widać, nuż się wypisze w liście do Berlina z jaką wiadomością ciekawą! Ponieważ w Wiedniu wiedzą wszystko, co kto czyta w Berlinie, list przyjdzie w kopii do Kaunitza, od niego do Flemminga, od tego do Brühla i kawaler de Simonis dostanie bezpłatnie pokoik w Königsteinie. To mówiąc dygnęła i rozśmiała się głośno. Kawaler de Simonis stał ze spuszczoną głową, stara zacisnęła usta i zamyśliła się głęboko, nie mówiąc słowa. Pepita zaś, wypaplawszy się z tym, co na sercu miała, zbliżyła się do ściany i zaczęła pilnie bardzo przypatrywać się sylwetkom. Milczenie trwało chwilę. Dziewczę, które czuło, jakie wrażenie— uczynić musiało, udało, że nie przywiązuje wagi do słów swoich, i zwróciło się do stryjenki. — Ten rok już nie dorównywa przeszłemu — rzekła