Upokorzenie smakuje tak samo w ustach każdego człowieka.
Ale zło tego świata nie zna spoczynku, czy ma kto z nim walczyć, czy też nie. — Uśmiechnął się dobrodusznie. — Okay, zobaczmy, co mamy. Młody oficer skłonił się, a następnie odwrócił i podszedł do projektora, na którego powierzchni odczytowej umieścił trzymaną w dłoni wiotką, przezroczystą kartkę. Ścienny ekran nad jego głową rozbłysł natychmiast, ukazując dwóch mężczyzn przepychających się przez szeroki, zatłoczony korytarz. Kartę-taśmę skompilowano z fragmentów setek poszczególnych kart-taśm, które następnie zmontowano tak, by wydawało się, iż przez całą Promenadę podejrzanych śledziła jedna kamera. — Oto ci dwaj mężczyźni, sir. Do tego po lewej jego towarzysz zwracał się per „Jyan". Imienia drugiego nie znamy. Żaden z nich nie jest odnotowany w Centralnym Archiwum Bezpieczeństwa. Generał pociągnął nosem. — Zatrzymaj to na chwilę. Obraz zastygł. Za pierwszym z mężczyzn znajdowała się tablica z napi- sem „Poziom 11, Strefa Południowa 3, Kanton Monachium". Napisane było po angielsku czarnymi, kanciastymi literami, a poniżej w krwistoczerwonych mandaryńskich piktogramach. Promenada była zatłoczona. Drugi mężczy- zna — lepiej zbudowany od pierwszego, z kombinezonem wypchanym w pasie przez nóż o charakterystycznym kształcie — ukazał patrzącym lewy profil i odsłonił krótką bliznę na szyi, tuż pod uchem. — Ciekawe typy, co, Axel? Z Sieci. Bez dwóch zdań. Nawet jeśli Centrala Służby Bezpieczeństwa nic na nich nie ma, to i tak jestem przekonany, że to nasi ludzie. Czy wiadomo, skąd się tam wzięli? Axel postukał w klawisze. Obraz natychmiast zmienił się — teraz przedstawiał mniejszy korytarz; źle oświetlony, niemal pusty. — Gdzie to? — Pięć poziomów wyżej, sir. Poziom 16. To korytarz inspekcyjny. Niedostępny dla ogółu. Proszę patrzeć. W suficie opadła klapa włazu i na korytarz kolejno opuścili się dwaj mężczyźni. Dwaj Han z poprzedniego ujęcia. — Dokąd to prowadzi? — Około dwadzieścia ch'i od tego włazu jest długi pionowy szyb. Wychodzi na Poziom 41. Tam ich zgubiliśmy. — Dlaczego? — Niesprawna kamera. Wandalizm. Prawdopodobnie autentyczny wan- dalizm. Od paru tygodni mamy w tej strefie kłopoty. — Okay. Wróćmy więc na Poziom 11. Zobaczymy, z kim mamy do czynienia. Przez następne dziesięć minut w milczeniu obserwowali rozwój sytuacji. Widzieli potyczkę. Widzieli, jak Jyan wyciąga nóż i robi zeń użytek, a następnie jak wjeżdża wózkiem do windy. Wreszcie, w niecałą minutę później, ekran pociemniał. — To wszystko, co się zachowało, sir. Kiedy opadły pieczęcie kwa- rantanny, większość kamer wybuchła. To złożyliśmy z kopii z Centralnego Archiwum. Tolonen z zadowoleniem skinął głową. — Dobrze się spisałeś, Haavikko. Wytropienie tych dwóch nie powinno sprawić kłopotu. Jesteśmy w dobrych układach z niektórymi wodzami Triady pod Siecią. Znajdą ich dla nas. To tylko kwestia czasu. — A więc nie będziemy nic robić, sir? — Nic, dopóki nie otrzymamy wiadomości od łączników. Ale musimy być gotowi, a więc zarządziłem coś. Nasza drużyna będzie czekać pod Siecią w Kantonie Monachium na wiadomość. Dzięki temu będziemy mogli dobrać się do nich bez zwłoki. Dowództwo powierzyłem Festowi. Ma kategoryczny rozkaz wzięcia tych ludzi, w miarę możliwości żywcem. Reszta drużyny to ty i Hans Ebert. Haavikko zawahał się, po czym zapytał: — Co mamy robić tam na dole? Tolonen zaśmiał się. — Nic, dopóki nie otrzymacie od nas rozkazu. Możecie to potraktować jako płatny urlop. Ebert podobno nieźle zna te okolice. Niewątpliwie znaj- dzie wam jakąś rozrywkę. Ale kiedy nadejdzie rozkaz, macie wrócić na miejsce, i to szybko. W porządku? Haavikko skłonił głowę. — Czy to wszystko, sir? — Prawie. Jeszcze tylko jedno. Masz sporządzić spis. — Sir? — Spis wszystkich ludzi, którzy mogą być wmieszani w ten spisek. Nie tylko tych, którzy mieli po temu wyraźne motywy, ale wszystkich, którzy kontaktowali się z tymi, co nie trzeba. — Wszystkich? Generał surowo skinął głową. — Nikogo nie pomiń, choćby jego ewentualny udział w spisku wydał ci się absurdem. Młody oficer ukłonił się nisko i strzelił obcasami. — Sir. Po jego wyjściu Tolonen wstał i podszedł do okna. Znajdowało się ono wysoko ponad wypełnioną atramentową ciemnością fosą otaczającą koszary Służby Bezpieczeństwa. W słabym świetle brzasku dwie strażnicze wieże na drugim końcu mostu rzucały długie, wąskie cienie na lądowisko odległego portu kosmicznego. Nie będzie działać. Na razie jeszcze nie. Póki co, zaufa swemu instynk- towi i zostawi Wyatta w spokoju. Zobaczy, czy nazwisko Wyatta znajdzie się na liście Haavikko. Poczeka, aż DeVore przyniesie mu coś konkretniejszego od krążących po Górze plotek. Bo w głębi duszy Generał nie wierzył, by Wyatt był w to zamieszany. Odwrócił się do biurka i delikatnie złożył palce na klawiaturze inter- komu. Jego sekretarz zgłosił się natychmiast. — Panie Generale? — Nich mi pan jeszcze raz odtworzy tę taśmę. Major DeVore i Pod- sekretarz Lehmann. Fragment, w którym Lehmann mówi o duszeniu się i o złej krwi. Tylko te parę linijek. — Tak jest, panie Generale. Znów wyjrzał przez okno