Upokorzenie smakuje tak samo w ustach każdego człowieka.
- Wstaliście? Myślałem, że zapadliście na śpiączkę. Zupełnie jakbyście całą noc balowali. No, chodźcie na śniadanie, a potem możecie zjeść tego białego amerykańskiego melona, jakiego nie ma nikt we wsi. Tego, na którym się obaj podpisaliście. Chłopcy parę dni wcześniej złożyli swoje autografy na wielkim białym melonie, a gdy on dojrzewał i rósł, rósł też ich podpis. - Wiesz co - powiedział mały przybysz - dziś cię zaprowadzę żeby ci pokazać, jak wyglądają nasi wrogowie. Na pewno przerażą cię swoim wyglądem. - Do czego są podobni? - Ach, tego nie mogę ci wyjaśnić. To musisz sam zobaczyć - powiedział mały przybysz. Gdy zjedli śniadanie, zabrali swoje wędki, pudełko z przynętą, wiaderka na ryby i poszli w stronę jeziora. - Cóż tam, rybacy - spytał dziadek. - Uważajcie, żeby znów nie było: „rybak mokre portki ma, ryby na to: cha, cha, cha.” - Nie martw się, dziadku - odpowiedział Ivan. - Musimy dziś dziadkowi przynieść ryb, on oczekuje tego od nas już od paru dni - powiedział mały przybysz. - Jeśli nie będziemy mogli ich złowić, to ja złapię. - Zdaje się, że tak właśnie będziemy musieli zrobić. Gdy dotarli do miejsca, gdzie powinien znajdować się pojazd, zatrzymali się. Powoli zaczęła ukazywać się kopuła, a potem mostek, przez który mieli wejść. Mali przyjaciele już wiedzieli, że nadchodzą. Gdy tylko weszli, otoczyły ich świecące kule i jedna po drugiej powoli przemieniały się w drużynę piłkarską Ivana. - No co tam, piłkarze - powiedział Ivan naśladując swego dziadka. - Kiedy znowu zagramy? Gdy Ivan rozmawiał z małymi przybyszami o piłce, jego przyjaciel przyszedł i zawołał: - Chodź tu. Teraz nie zobaczysz twojej ulubionej wodnej planety, ale naszych wielkich wrogów. Przygotuj się. Ivan podszedł do ekranu i wpatrywał się w niebo wypełnione gwiazdami. Jego przyjaciel zaczął powoli przybliżać ogromny gwiazdozbiór Łabędzia, który wyodrębnił się z bezkresnego nieba jak wielki krzyż. Potem usunął pozostałe gwiazdy, tak że na monitorze pozostała tylko jedna, która zaczęła zbliżać się z ogromną prędkością. Wtedy mały przybysz przycisnął jakąś zieloną płytkę i gwiazda znikła, a pokazało się stado świecących ciał nadlatujących z ogromną prędkością, które niczym drapieżne ptaki kierowały się w dół. - To oni - powiedział mały przybysz. Nagle Ivan wyraźnie zobaczył te dziwne latające obiekty o ostrych, paskudnych kształtach, które usiane były ogromnymi brodawkami, zupełnie przypominającymi przyssawki pijawek i które miały niezwykłe otwory, podobne do gardzieli luf armatnich. - Przez te lufy odpalają swoje energetyczne ładunki, którymi rozdzierają materię, a tymi wyrostkami wsysają rozdrobnione molekuły. - A dlaczego oni was ścigają? Tego mi nigdy nie mówiłeś. - Jesteśmy im potrzebni. To znaczy nasza energia życiowa mogłaby im zapewnić niemal na zawsze nieskończoną moc. Gdyby nas złapali, rozwiązaliby problem swego istnienia na wiele jeszcze miliardów lat, prawdopodobnie na zawsze. Tyle jest siły w każdym z nas. - A powiedziałeś, że się ich nie boicie. - Tak - powiedział mały przybysz. - Nie boimy się, bo możemy ich zniszczyć zawsze, gdy tego zapragniemy, ale to nie leży w naszej naturze. My właściwie prawie nie mamy siły, którą byśmy niszczyli innych. - A mnie groziliście. - Ciebie baliśmy się - powiedział mały przybysz. - A Harry’ego? - spytał Ivan. - Jego też. Długo nie mieliśmy do was zaufania. Obaj zaczęli się śmiać, zrozumiawszy, jak śmieszna i głupia była to sytuacja. Ivan dokładnie obejrzał latające przedmioty, które wyglądały coraz bardziej złowróżbnie. - Będziecie musieli ich zniszczyć, prawda? - spytał. - Bo oni mogliby was ścigać przez całe życie. Ogromne świecące przedmioty błyszczały w świetle gwiazd, które się w nich odbijały. Obiekty przemieszczały się jak ptaki, zmieniające miejsce na czele klucza, w którym leci stado. - Zobacz - odezwał się mały przybysz - jak zręcznie wykorzystują swoją energię. To, co pierwszy wypuszcza ze swoich dysz, przejmują pozostali jeden po drugim i wykorzystują aż do ostatniego w szeregu, póki nie zużyją każdej aktywnej cząstki. Oto dlaczego nas ścigają. Gdyby zdobyli naszą energię, byliby nieśmiertelni, jeśli można tak o nich powiedzieć. Ivan stał nieruchomo jak zahipnotyzowany. Patrzył na te okropne i paskudne maszyny, aż zobaczył, że pojawił się przed nimi duży, ciemny przedmiot, do którego pośpieszyły. - Zobacz, co się teraz stanie z tym asteroidem - powiedział mały przybysz. Niezwykłe stwory nagle skierowały się do asteroidu i otoczyły go niczym stado os. Przez chwilę widać było błysk i asteroid zniknął pomiędzy nimi rozdrobniony i wessany. - Zjadły go - wyszeptał Ivan