Upokorzenie smakuje tak samo w ustach każdego człowieka.
Chłopcy podzieleni zostali na cztery grupy, po trzech chłopców każda i każda taka grupa miała przez jeden dzień dyżur. Dyżur wyglądał następująco: Rano grupa wstawała najwcześniej i gotowała dla wszystkich śniadanie. Potem myła naczynia i rozpoczynała przygotowania do obiadu. Każda grupa wiedziała już w domu, jakie potrawy będzie tu gotować i dlatego doskonale się ich nauczyła. Nosili i rąbali drzewo. Po obiedzie myli znowu naczynia, sprzątali koło kuchni, Pakowali niepotrzebne zapasy, przygotowywali drzewo na wieczór) wybierali spod kuchni popiół, chodzili do odległej osady po chleb, mleko i inne najniezbędniejsze artykuły, a wieczorem gotowali kolację. Ną drugi dzień dyżurowała następna grupa. Ale również chłopcy nie mający dyżuru nie próżnowali. Rćino przez kwadrans ćwiczyli wraz z Rikitanem w samych kąpielówkach. Potem szybko do wody, porządnie się 110 wypluskać i wyczyścić zęby. Wtedy już zazwyczaj wołała „służba" od strony kuchni, że śniadanie gotowe. Natychmiast po umyciu garnuszków z kakao, chłopcy brali udział w apelu porannym. Przy tej ceremonii stali na baczność, śpiewali hymn państwowy, a jeden z nich wciągał powoli sztandar na szczyt masztu. Do godziny ośmej trzeba było posprzątać namioty i zasłać łóżka. Rikitan był pod tym względem bardzo wymagający i codziennie kontrolował namioty, czy są czyste i posprzątane. Niektórzy chłopcy nie mogli z początku przyzwyczaić się do porządku. Co rano Rikitan znajdował u nich coś, z czego nie był zadowolony. Raz były to zabłocone trzewiki, innym razem nieumyta miska lub niedojedzone kawałki chleba. Następnie przychodziła kolej na emocjonujące gry, których Rikitan miał niewyczerpane zasoby, za każdym razem nowe, ponieważ sam je wymyślał, a dalej na różne zawody, składanie boberków lub awanturnicze wyprawy w tajemnicze ostępy leśne. Tak oto płynęło życie w Słonecznej Zatoce pięknie dzień po dniu i byłoby tak płynęło dalej, gdyby nie wypadek, który poruszył całą Słoneczną Zatokę wraz ? zamieszkującym ją plemieniem i zamącił jej spokój. Chłopcy doprawdy nie mogli się uskarżać na nudy. A wszystko przeplatane było takim mnóstwem wesołych przygód i figli, że śmiechom nie było końca. Czy potrafisz wyprać sobie koszulą? Czy umiesz ugotować zupę ziemniaczaną za chorą matkę i załatwić jej zakupy? Czy potrafisz umyć porządnie naczynie, zasłać ??? i wyszorować podłogę? Czy też jesteś tylko ugniecioną z papieru lalą, wyper-fumowaną, z białymi rączkami, która nie umie nawet przyjrzeć się porządnie robocie? 112 36. Wyprawy w głąb lasu — Dziś zbadamy tę stronę — rzekł pewnego popołudnia Rikitan i wskazał na najgęstszą część lasu, dokąd chłopcy nigdy jeszcze przedtem nie chodzili, chyba tylko kilka kroków z samego brzegu. — To rozumiem! — krzyknął radośnie Pędziwiatr, który nade wszystko lubił tego rodzaju wyprawy. Również reszta chłopców była uradowana i szybko przygotowała się do drogi. Niektórzy nieśli ze sobą siekiery do karczowania gąszczy, a Rikitan zabrał swoje długie lasso. Dziewięć Szram otrzymał zadanie pilnowania Słonecznej Zatoki; służba ta przekazana mu została w ten sposób, że Tropiciel przyprowadził go na środek placyku obozowego, zmusił go do zajęcia pozycji siedzącej, a następnie pogroził mu palcem. A kto spojrzał na kły Dziewięciu Szram, musiał uwierzyć bez zastrzeżeń, że pies wywiąże się z tej służby zadowalająco. Następnie wyruszyli na wyprawę badawczą. Plątanina powalonych pni, gąszczy i wysokiej trawy oraz zasp suchych liści i igliwia szybko ich pochłonęła. Otoczył ich zielony, tajemniczy półmrok. Chwilami gdy gąszcz był zbyt niedostępny, używali siekier. — Przypomina mi to, jak znaleźliśmy Parów Przymierza — rzekł Grizzly. Pozostawiali za sobą wykarczow-aną ścieżkę, czy raczej coś w rodzaju tunelu. Splecione gęsto korony drzew zasłaniały niebo. — Tu, gdyby ktoś zabłądził, to żywy by nie wyszedł — rzekł Pirat. — Wygląda tu naprawdę jak w puszczy — zauważył Rikitan. — Nigdy nie spodziewałbym się czegoś podobnego. Od czasu do czasu wychodzili z gęstwiny i zbiegali jakimś wąwozem na pół zasypanym igliwiem, po czym znowu pogrążali się w niedostępnych gąszczach. Chłopcy znad Rzeki Bobrów — 8 113 Droga zaczęła powoli opadać w dół. Było tu coraz wilgotniej. — Mam wrażenie, że dojdziemy do jakiejś wody — wnioskował Rikitan. Nie mylił się. Wkrótce gęstwina poczęła rzednąć, a zdziwionym oczom chłopców ukazała się zielona powierzchnia. Były to wielkie moczary. Pomiędzy wysokimi wznoszącymi się nad nimi drzewami przeświecało niebo, a słońce rzucało tu i ówdzie na trzęsawisko płatki swego złota. Ziemia zaczęła uginać się chłopcom pod nogami. — Torfowisko! Nie chodźcie dalej — krzyknął ostrzegawczo Rikitan. Mirek podniósł z ziemi kamień i rzucił go na moczary. Upadł głucho na zieloną pokrywę i za chwilę pogrążył się w zielonkawym trzęsawisku. Cuchnąca masa dotykała niemal nóg chłopców. — Gdyby któryś z was tam wpadł, byłby zgubiony — rzekł Rikitan. — Ciekaw jestem, czy w nocy tańczą tu również światełka? — zapytał Okruszek. — Zupełnie możliwe — zgodził się Rikitan — że z trzęsawiska uchodzi gaz bagienny, który świeci w nocy. Ale widzę z drugiej strony spróchniałe drzewo, a ono świeci w nocy na pewno. — Pokazał chłopcom czerwonawy, spróchniały pień. Okruszek chciał zaraz pobiec po kawałek, ale Rikitan go zatrzymał. — Znajdziemy gdzieś jeszcze na pewno inne, po co narażać się na niebezpieczeństwo utopienia się w bagnisku. — Patrzcie — tam — jęknął nagle z przestrachem Tropiciel i pokazał ręką bardziej na prawo w kierunku brzegu trzęsawiska. — Nie wygląda to tam w bagnie jak stercząca, uschła ręka? — Będzie to prawdopodobnie jakaś gałąź, która spadła z drzewa nad bagniskiem i mająca kształt otwartej ludzkiej 114 / dłoni — uspokajał chłopców Rikitan. Następnie zagrodził dostęp do moczarów w ten sposób, że oparł o dwa drzewa powalony pień, a na tej prymitywnej bramie zatknął dwanaście suchych równych gałęzi. Chłopcy byli tak poruszeni dziwnym przedmiotem w trzęsawisku, wyglądającym z daleka jak sczerniała ręka ludzka, że na zabiegi Rikitana nie zwrócili nawet uwagi. — Patrzcie — powiedział Rikitan — przekonamy się, czy macie taką odwagę jak Roy