They seem to make lots of good flash cms templates that has animation and sound.
Linki

an image

Upokorzenie smakuje tak samo w ustach każdego człowieka.

Lecz wraz z nimi wleciało jeszcze coś, co ze świstem przeszyło powietrze. Blanka krzyknęła i zasłoniła twarz rękami. Jednocześnie uczuła, że coś dotknęło jej kolan. Spojrzała... Na szalu okrywającym jej kolana leżała niewielka, czarna strzała. „Ktoś chciał mnie zabić" - przemknęło jej przez myśl i w tej samej chwili dostrzegła kartę papieru przytwierdzoną do grotu. Drżącymi rękami rozwinęła ją i przeczytała. A gdy to zrobiła, ogarnęło ją szczęście trudne do opisania. A więc Gwalbert szuka jej i mimo wszystko znalazł sposób, by przekazać jej swe słowa. Blance wróciła cała energia i odwaga, bowiem wiedziała już co powinna robić, a zadanie to nie wydawało się jej zbyt trudne: wszak dosiąść konia to dla niej fraszka. Postanowiła jednak być ostrożną i rozważną, by nikt nie poznał jej zamiarów, nawet Czan- 56 ta. Więc tak, jak kazał Gwalbert, wrzuciła strzałę i list na żarzące się węgle. Buchnął jasny płomień i po chwili ze strzały pozostał tylko żelazny grot, który wyjęła z popiołu na pamiątkę. Nie spała tej nocy. Nad ranem burza ucichła, a niebo na wschodzie rozjarzyło się poranną zorzą. A gdy przyszedł grajek z posiłkiem, Blanka ledwie mogła ukryć swą radość i wesele, ale rzekła całkiem spokojnie: - Mój dobry Czanto, powiedz Zelmirze, że się nudzę. Ona wie, że lubię jeździć konno. Niech sprowadzi mi moją klacz Burzę, wszak to dla niej drobnostka. - Dobrze, panienko - odparł śpiewak. Wrócił jednak z odmowną odpowiedzią: - Pani rzekła, że Burzy nie sprowadzi, ale zezwoliła byś jeździła na innym koniu. A ja mam ci towarzyszyć. Od tego dnia Blanka co dzień była w stajniach. Jeździła na wybranym przez Zelmirę koniu, ale po kryjomu robiła przegląd całej stadniny. Jabłkowitego siwka nie było. Stwierdziła to ponad wszelką wątpliwość. Co robić? Minęło już wiele dni, a ona niczego nie zdziałała. Teraz dopiero zrozumiała, że zadanie które miała do spełnienia nie było wcale takie łatwe. Pewnego dnia będąc z Czantą na przejażdżce zebrała się więc na odwagę i rzekła: - Czanto, jeżdżę na koniu, który mi nie odpowiada, a chciałabym choć raz dosiąść Venturiana. Śpiewak zrobił wielkie oczy i szepnął: - Ciiicho... Skąd wiesz, księżniczko, że jest tu Venturian? - Wiem i już - odparła niefrasobliwie. - Czy to taka tajemnica? - Tak, panienko, tajemnica. Zelmira trzyma go osobno, to jest jej wierzchowiec. Nawet synom nie pozwala na nim jeździć. Tylko ja doglądam tego źrebca i nikt więcej. - Nie wiesz, Czanto, dlaczego tak go strzeże? Cóż to za nadzwyczajny koń? - pytała nadal Blanka nie dając po sobie poznać wstrząsu, którego doznała na wieść o tym, iż to Czanta jest strażnikiem Venturiana. - Oj, panienko, nadzwyczajny on jest prawdziwie i Zelmira 57 boi się o niego jak o źrenicę swego oka. Ale nie wolno mi o tym mówić, już i tak za wiele ci powiedziałem. - Nie zdradzę cię, mój śpiewaku, bądź spokojny. Choć szkoda, że nie możesz mi pomóc - westchnęła Blanka. - Jutro będę czyścić stajnię Venturiana - powiedział Czanta i zaśpiewał pieśń o stepowych rumakach. Ale Blanka słuchała tylko jednym uchem, myśląc o czym innym. A więc wystarczy śledzić Czantę, by poznać miejsce ukrycia rumaka. „Tak zrobię - postanowiła - a potem zdecyduję, co dalej". Jednak następny dzień przyniósł jej niemiłą niespodziankę. Oto Zelmira uznała, że dość już ukarała krnąbrną królewnę i wezwała ją do siebie od samego rana. - Blanko - rzekła - nie uchodzi, aby narzeczona mojego syna mieszkała na poddaszu. Zostaniesz w pałacu. Daruję ci twój postępek, zapomnijmy o nim. Ucałuj mnie i bądźmy znów przyjaciółkami. To mówiąc zbliżyła swój policzek do twarzy dziewczyny. Ale Blanka wyczuła niebezpieczeństwo. Może teraz pocałunki będą odbierać jej pamięć? - Ach, pani, spadła ci chusta - powiedziała i schyliła się, by ją podnieść. - Chusta jest dla ciebie - rzekła Zelmira ze złością. - Upnij ją sobie na głowie, aby nie widać było twych szkaradnych, obciętych włosów! Ach, o ileż Blanka wolała swoje skromne poddasze, gdzie miała większą swobodę i była sama. W pałacu bez mała cały dzień musiała towarzyszyć Zelmirze, która nie spuszczała z niej oka. A jednak wieczorem udało się dziewczynie wyjść na przechadzkę. Wtedy właśnie zobaczyła Czantę, jak z naręczem słomy zmierzał w stronę stojącego na uboczu żółtego budynku. Otworzył kluczem wrota, wniósł słomę, potem wygarnął starą ściółkę. - Tam, tam jest Venturian - szepnęła do siebie. - Wystarczy wejść... Ale jak? Trzeba się zastanowić. Wieczorem po raz drugi Zelmira prosiła Blankę, by ją pocałowała. I tym razem królewna zręcznie uniknęła niebezpieczeństwa. Ale gdy zasnęła, czarownica postawiła przy jej łożu pęk dopiero co rozkwitłych róż o odurzającym zapachu. Blanka obudziła się w nocy i długo nie mogła zrozumieć gdzie jest i co się z nią dzieje, czuła się zagubiona w niepamięci snu. Nagle poczuła silną woń. Zerwała się z posłania i zobaczyła białe światło księżyca kładące się na pąkach rozkwitłych róż, których długie łodygi jak żywe wyciągały się w jej stronę. Chwyciła bukiet wraz z wazonem i wyrzuciła przez okno. Brzęk tłuczonego szkła do reszty ją otrzeźwił. Naraz wszystko sobie przypomniała. „Och, trzeba stąd uciekać jak najprędzej, zanim stracę pamięć" - pomyślała. Snując plany ucieczki nie spała już do rana. Postanowiła wykraść Zelmirze klucz do stajni Venturiana. Jak - jeszcze nie wiedziała, ale wydawało się jej, że to jedyna droga. Wcześnie rano przyszedł do komnaty Czanta. - Wyrzuciłaś róże - powiedział - ale nie bój się, Zelmira nie dowie się o tym. Pozbierałem je z ziemi wraz ze skorupami flakonu, w którym stały