They seem to make lots of good flash cms templates that has animation and sound.
Linki

an image

Upokorzenie smakuje tak samo w ustach każdego człowieka.

Janice ze śmiertelną powagą traktowała swą pracę. Gdy zwolniła blokadę drzwi, oparła dłoń na kolbie czterdziestki piątki tkwiącej w dobrze naoliwionym olstrze umocowanym pod blatem biurka. Harry i Gib weszli do jej posępnego królestwa. - Dzień dobry, Janice - powiedział Gib z łobuzerskim mrugnięciem. On jeden pozwalał sobie przy niej na nieco wesołe To, że do tej pory nie został zastrzelony, uważał za dom iż kobieta darzy go głębokim romantycznym zainteresowaniem. - Zechcą panowie podejść do skanera. Harry i Gib posłusznie stanęli przed wmontowanym w ścianę wizjerem, oparli kciuki na płytkach z czara szkliwa i głośno wypowiedzieli swoje nazwiska. Komputer porównał charakterystykę wzroku, linii papilarnych i głosu z danymi zapisanymi w banku pamięci. - Harry Tasker. Jeden, zero, zero, dwa, cztery. - Albert Gibson. Trzy, cztery, dziewięć, dziewięć, jeden. Na ekranie błysnęło potwierdzenie ich tożsamości. Dopiero wówczas Janice odjęła rękę od pistoletu. - Dziękuję - powiedziała. Wręczyła mężczyznom plastikowe identyfikatory. - Od ilu lat z nami pracujesz? -spytał Gib. - Od dziesięciu, panie Gibson. - I w dalszym ciągu na mój widok kładziesz palec na spuście. - Tak jest. - Boże! Nie masz pojęcia, jak mnie to wkurza. Harry szarpnął przyjaciela za ramię i pociągnął w stronę ciężkich stalowych drzwi, które rozsunęły się z cichym sykiem. Znaleźli się w szczelnym, cylindrycznym pomieszczeniu, pełniącym funkcję przedsionka. Za plastikową osłoną stało nieruchomo dwóch żołnierzy piechoty morskiej z przygotowanymi do strzału automatami typu MP5. Na marmurowej posadzce widniał owalny symbol: tarcza strzelecka wpisana w omegę otoczoną słowami „Ostatnia linia obrony". Był to znak wydziału. Harry i Gib weszli do obszernej sali Wydziału Omega utrzymanej w odcieniach szarości i chłodnego błękitu. Tu, w odróżnieniu od fasadowego biura Tektelu stanowiska pracy tworzyły regularne półkola. Na każdej konsolecie znajdowało się kilka klawiatur, aparatów telegraficznych i telefaksów. Na licznych monitorach można było znaleźć niemal wszystko - od wiadomości CNN do trajektorii orbitalnych; od notowań giełdowych do kodów komputerowych. Nikt się nie śpieszył, a mimo to w powietrzu wyczuwało się nastrój podniecenia. Ledwo uchwytnemu wrażeniu utajonej siły towarzyszył cichy, jedwabisty szum nieprzerwanego strumienia terabajtów informacji. Na widok nadchodzących mężczyzn Fast Faisil odchylił się na krześle i ziewnął. - Chodź, Fize - powiedział w przelocie Harry. - Jesteśmy spóźnieni na nasiadówkę. Faisil spojrzał na niego. - Zaczekaj chwilę. Stary przyjmuje rekrutów. Będziesz musiał palnąć mówkę. Harry zerknął na zegarek, by sprawdzić datę. - Masz rację. Idziemy. Skierował się w stronę świetlicy. Faisil wziął kubek z kawą, wstał... - Włóż coś na grzbiet - zawołał do niego Harry Musisz świecić jakim takim przykładem. Fize chwycił marynarkę i pośpieszył za nimi. Trzej mężczyźni po cichu wsunęli się do świetlicy. Ceremonia była już w pełnym toku. Dwanaście młodych osób posłusznie powtarzało słowa recytowane przez wysokie szczupłego mężczyznę stojącego na podwyższeniu. Spencer Trilby, szef Wydziału Omega, był urodzony przywódcą. Jego orlą twarz przecinała na ukos czarna, choć dziwnie mała przepaska na oko. Druga źrenica jarzyła hipnotycznym blaskiem, jakby kumulowała w sobie energię obu oczu. Niewielu agentów Omegi potrafiło przez dłuższy czas wytrzymać przenikliwe spojrzenie zwierzchnika. Wrażenie potęgował miękki, łagodny głos, mający w sobie posmak kurtuazji zaprawionej cichą groźbą. Trilby kończył czytać rotę przysięgi. - „...i bezpieczeństwa mojego narodu. Tak mi dogom Bóg." - „...tak mi dopomóż Bóg" - powtórzyli rekruci. - Spocznij. Możecie usiąść. Młodzi ludzie westchnęli z wyraźną ulgą, wymienili ; zadowolone spojrzenia i zajęli miejsca w fotelach. Czujne oko Trilby'ego spoczęło z uwagą na każdej twarzy - Jesteście teraz pracownikami Wydziału Omega. I wszystkie możliwe sposoby będziecie zwalczać groźbę terroryzmu nuklearnego. Powtarzam: na wszystkie możliwe sposoby. Przerwał i znów potoczył spojrzeniem po sali. Harry, Gib i Faisil dobrze pamiętali napięcie, z jakim słuchali pierwszej przemowy szefa. Czuli wówczas poety prawdziwej wolności tłumiony jednak nieokreślonym uchem. Trilby robił pauzę po każdym zdaniu - nie tylko po to, by zwiększyć efekt swej wypowiedzi, lecz by podkreślić wagę odpowiedzialności spoczywającej na każdym. Mówił dalej: - Wydział Omega nie podlega Kongresowi. W żadnym roczniku statystycznym nie znajdziecie danych na temat wysokości naszego budżetu. Jesteście podporządkowani tylko jednemu człowiekowi. Mnie. Ja także odpowiadam tylko przed jedną osobą. Przed prezydentem. Oficjalnie nie istniejemy, lecz w chwili zagrożenia każdy z nas może bez wahania i zbędnych pytań przejąć dowodzenie nad dowolną jednostką sił zbrojnych lub agencją federalną. Rekruci, wybrani spośród najinteligentniejszych pracowników wywiadu, sił bezpieczeństwa, sądownictwa oraz NASA, słyszeli rozmaite pogłoski o działalności i kompetencjach Omegi, lecz po raz pierwszy dowiadywali się całej prawdy. Niektórzy byli zaskoczeni. Weszliście do grona najlepszych - ciągnął Trilby. Od dzisiaj zaczniecie zaawansowany trening, by stać się najlepszymi z najlepszych. Chcę teraz wam przedstawić starszego agenta, Harry'ego Taskera. -Skinął głową stronę siedzącego na końcu sali potężnego mężczyzny. Harry podniósł się z fotela. Groźnym błyskiem oczu odpowiedział na zaciekawione spojrzenia rekrutów. - Daj im popalić - szepnął Gib. - Harry jest pracownikiem wydziału od siedemnastu, to znaczy niemal od chwili jego powstania - mówił Trilby. - Jak wielu z was trafił do wywiadu wprost z sali wykładowej college'u. Dziś jest jednym z naszych najlepszych agentów. Zdobył dyplom z fizyki i mechaniki, mówi siedmioma językami i z sześćdziesięciu metrów potrafi trafić wronę w oko. Zszedł z mównicy, by zrobić miejsce dla Taskera. Harry nie pofatygował się na podwyższenie. Stanął przed pierwszym rzędem siedzących, a podczas przemówienia przechadzał się wolnym krokiem, przytłaczając słuchających swą imponującą postacią. Z początku mówił bardzo cicho, by zmusić ich do uwagi - Wasza praca musi opierać się przede wszystkim zrozumieniu przeciwnika