Upokorzenie smakuje tak samo w ustach każdego człowieka.
Z trudem podniosła się do pozycji siedzącej i końcami palców otarła policzki. Widząc na dłoniach ślady makijażu, postanowiła wejść na górę, żeby przypudrować twarz, kiedy nagle wydało jej się, że słyszy samochód wjeżdżający na podjazd. Wciąż trochę skołowana, podniosła się z sofy, poprawiła żakiet i nieco chwiejnie przeszła do jadalni, by wyjrzeć przez okno. Srebrzysty cadillac z piskiem opon wyłonił się zza zakrętu. - A któż to mógł przybyć o tak wczesnej porze? - zastanowiła się na głos. Sprawdziła czas na eleganckim zegarku, który również był prezentem od ukochanego Erica, i ze zdumieniem stwierdziła, że jest już po dziewiątej. Samochód stanął; hamowanie było tak gwałtowne, że aż się zakołysał. Anne, ukryta w cieniu, patrzyła, jak drzwi się otwierają i zza kierownicy wyskakuje kobieta o twarzy wykrzywionej złością, zatrzaskuje drzwi i otwiera bagażnik. Rysy jej twarzy wydały się Anne dziwnie znajome, choć nie umiałaby powiedzieć, gdzie mogła ją wcześniej widzieć. Kobieta najwyraźniej coś mówiła, bo poruszała ustami. Czyżby to była Jilly? Miała jasne włosy, była wysoka i zgrabna, tak jak opisywała Carrie, ale z całą pewnością nie można o niej było powiedzieć, że jest piękna. Gdyby z jej twarzy nie biła taka 275 JULIE GARWOOD wrogość, gdyby się uśmiechała, chyba można by ją uznać za ładną, ale na pewno nie piękną. Miała doskonałą cerę. To Anne musiała przyznać. Z daleka wyglądała wręcz nieskazitelnie; Anne postanowiła ją spytać, jakiego toniku do skóry używa, że osiąga tak znakomity efekt. A może to był gruby makijaż? Tak, postara się pamiętać, by ją o to zapytać. Włosy miała trochę za krótko przycięte i sterczące, ale cudowne w kolorze. Anne zastanawiała się, czy ta niemiła kobieta zgodzi się wyjawić jej nazwisko swojego fryzjera. Wiele by dała za tak położoną farbę. Dotknęła głowy, uświadomiwszy sobie nagle, że jej własna fryzura musiała ucierpieć podczas drzemki. - O rany - wyrwało się Anne, gdy zobaczyła, że kobieta w jednej ręce trzyma czerwony kanister z benzyną, a w drugiej siekierę. - Co ona wyprawia? Nieznajoma miała opuszczoną głowę, więc jeszcze nie zauważyła Anne, ale kiedy podeszła do schodów, Anne przypomniała sobie, gdzie ją wcześniej widziała. Jej zdjęcie było w jednym z gazetowych wycinków, które znalazła w skrzyni. Tak, teraz już wiedziała. Ta kobieta walczyła z byłym mężem o prawo własności do tego domu. Anne pośpieszyła do holu i stanęła przed sięgającym podłogi oknem obok drzwi wejściowych. Stąd już było słychać, co kobieta mówi. Wypluwała z siebie istne potoki obrzydliwych przekleństw. Anne odruchowo uniosła dłoń do szyi, oburzona jej wulgarnością. Chyba z dziesięć razy padło pewne rynsztokowe określenie w od niesieniu do sędziego, który zadecydował o własności domu. Tak... teraz Anne rozumiała już wszystko. Dom został przyznany mężowi. Anne nie czuła dla złorzeczącej kobiety ani krzty współ czucia. Najwidoczniej nie była dobrą żoną. Czyż mąż nie miał prawa podejmować wszystkich ważnych decyzji? Zapłacił za ten dom, więc powinien go zatrzymać. Kobieta weszła na schody przed drzwiami wejściowymi, wrzesz cząc na cały głos. - Sukinsyn myśli, że zabierze mi dom i zostawi mnie bez 276 ZEMSTA MATKI centa? Pieprzony dureń! Myśli, że tylko go straszę! Powiedziałam mu, że nigdy tu nie zamieszka. Niespodzianka, niespodzianka, draniu. Jak skończę... - Urwała, zauważywszy Anne. A potem ryknęła: - Kim ty jesteś, do cholery, i co robisz w moim domu? - Witam! - zawołała do niej Anne przez szybę. - Co pani chce zrobić z tą siekierą i kanistrem? - Nie twój pieprzony interes! - Byłabym wdzięczna, gdyby pani nie używała wulgarnych słów w mojej obecności. To mnie obraża. Kobieta odstawiła kanister z benzyną, odrzuciła siekierę i sięg nęła do kieszeni po klucz. - Ten drań wynajął gosposię?! - zawołała głośno, żeby Anne mogła ją usłyszeć przez drzwi. - Zapewniam panią, że nie jestem gosposią. - Otwieraj te pieprzone drzwi! - Nie sądzę, żeby to był dobry pomysł. Kobieta wetknęła klucz do zamka i próbowała go przekręcić. Przekonawszy się, że to niemożliwe, wrzasnęła: - Niech go szlag trafi! Jak śmiał zmienić zamki? Wiedział... Miał tego sędziego w kieszeni. Do diabła z nim. - Cisnęła bez użytecznym kluczem o ziemię. - Jeśli nie otworzysz drzwi, użyję tej siekiery. Lepiej mnie nie wkurzaj, suko! Nie dzisiaj! - Czy pani mi grozi? - Otwieraj te cholerne drzwi! Tego było już za wiele. Z oczyma pełnymi łez, Anne otwarła drzwi i zmuszając się do uśmiechu, powiedziała: - Może pani wejdzie? Upłynęła sekunda, podczas której kobieta zdążyła odepchnąć Anne na bok i przestąpić próg. Siła wybuchu oderwała połowę piętra. 24 Niełatwo było dotrzymać kroku Jilly, ale Monk wcale nie narzekał. Od lat nie czuł się taki ożywiony. On był tym, który dbał o zachowanie środków ostrożności, podczas gdy Jilly z en tuzjazmem nowicjuszki planowała swój wielki spisek, nie prze jmując się drobnymi potknięciami, jak choćby tym, że FBI wy śledziło jedną z użytych przez nią kart kredytowych. Nie winił jej za ten błąd. Sam czuł się winny, jako że powinien był zniszczyć karty zaraz po wykorzystaniu. Trzymał w portfelu wszystkie swoje karty kredytowe, wystawione na różne nazwiska i adresy, i Jilly po prostu wzięła pierwszą, jaka jej wpadła w rękę. Skutki okazały się jednak nie takie fatalne, jak można było oczekiwać. Do akcji wkroczył John Paul Renard, co Monka bardzo ucieszyło. Wiedział, że Renard próbuje go wyśledzić od ponad roku. Udaremnił kilka śledztw, które Renard wszczął w porozumieniu z różnymi agencjami w Europie, a teraz miał okazję pozbyć się wroga, zanim ten narobi mu prawdziwych kłopotów... i przy okazji sprawić przyjemność Jilly