Upokorzenie smakuje tak samo w ustach każdego człowieka.
Promieniał dumą, spoglądając raz po raz na jajo, jakby było bezcenną nagrodą, o której marzył od bardzo dawna. - Peckhum powinien być zachwycony! - odezwał się w pewnej chwili, przenosząc spojrzenie z Jainy na Jacena. - Będzie wiedział, co z nim zrobić. Do niego przychodzą wszyscy, którzy poszukują czegokolwiek w tych podziemiach. - Jeszcze raz spojrzał kątem oka na Jacena. - Możesz się o nie nie martwić - dodał. - Znajdziemy dla niego dobry dom, jak obiecałeś jego matce. Specjalista zoolog nie powinien mieć kłopotów z zatroszczeniem się o to pisklę, aż się wykluje.. Tenel Ka chrząknęła i zauważyła złowieszczo: - Jeżeli doniesiemy je na powierzchnię. Jaina uświadomiła sobie nagle, że powrócili na opuszczone poziomy, upstrzone znakami młodzieżowego gangu. Tereny Zagubionych. Końce krzyża zamkniętego we wnętrzu trójkąta odcinały się teraz od tła chyba jeszcze wyraźniej niż poprzednio. Jaina zastanawiała się, czy w tak krótkim czasie, jaki upłynął od pierwszego pojawienia się młodych Jedi, członkowie gangu mogli oznaczyć swoje terytorium na nowo. Jeżeli młodociani uciekinierzy tak bacznie obserwowali wszystko, co dzieje się na ich terytorium, było możliwe, że już wiedzą o wizycie pięciorga nieproszonych gości. Zapewne obserwują ich z kryjówki za mrocznym rogiem jakiegoś gmachu... Tenel Ka napięła mięśnie i wyciągnęła mały sztylet, przeznaczony do rzucania. Stała, niespokojnie rozglądając się na boki. Sprawiała wrażenie gotowej w każdej chwili stanąć w obronie przyjaciół, ale mimo to Jaina wcale nie czuła się pewnie. Zmysły Jedi informowały ją o niebezpieczeństwie. Dziewczyna czuła ciarki, przechodzące wzdłuż kręgosłupa. - Jeżeli Zagubieni są tacy bezwzględni i potężni, jak to możliwe, że ani razu o nich nie słyszeliśmy? - zainteresował się Jacen, także rozglądając się nerwowo, kiedy przechodzili przez skrzypiące, cuchnące pleśnią budynki. - Ponieważ nigdy przedtem nie schodziliście do podziemi - wyjaśnił Zekk. - Ilekroć mieliśmy się spotkać, zawsze prosiliście, żebym przyszedł do Pałacu Imperialnego. Czasami umawialiśmy się w jakimś pomieszczeniu na najwyższych, bezpiecznych poziomach. Założę się, że wasi rodzice wściekliby się, gdyby wiedzieli, gdzie jesteśmy w tej chwili. - Potrafimy dawać sobie radę - błyskając ostrzem sztyletu, odezwała się Tenel Ka, ale chyba bez większego przekonania. - Wielkie nieba, na pani miejscu nie byłbym tego taki pewien - zapiszczał Em Teedee, przypięty do pasa Lowiego. Młody Wookie głośno jęknął. Zekk lekko się uśmiechnął. - Dopiero teraz widzicie, jak żyję w tych podziemiach. Nie mam nikogo, kto troszczyłby się o mnie czy przyrządzał posiłki. Nie stać mnie także na luksus zastanawiania się, co zrobić, by zabawić się albo rozerwać. Każdego dnia muszę schodzić na dół i szukać... ale na szczęście mam dryg do znajdywania różnych rzeczy. Jaina ze zdziwieniem stwierdziła, że w słowach przyjaciela słyszy nutę urazy. - Zekku, jeżeli czegokolwiek potrzebowałeś, wystarczyło najzwyczajniej w świecie poprosić - powiedziała. - Znaleźlibyśmy ci nowe mieszkanie i dalibyśmy trochę kredytów, żebyś mógł kupić to i owo... - A kto powiedział, że właśnie tego pragnę? - przerwał szorstko chłopak, cedząc słowa przez zaciśnięte zęby. - Nie potrzebuję niczyjej łaski. Żyję tu jak wolny człowiek. Robię to, na co mam ochotę. A poza tym wolę polegać na własnym sprycie niż być ciągle psuty i rozpieszczany. - Coś takiego, panie Zekku! - zapiszczał Em Teedee, wtrącając się do rozmowy. - Może zainteresuje pana, że nie każdemu przeszkadza, kiedy jest psuty i rozpieszczany. Jaina zignorowała uwagę androida-tłumacza i zaczęła się zastanawiać, czy naprawdę Zekk mówił poważnie. - Nie chodzi mi o was - odezwał się po chwili starszy chłopak, wzruszając ramionami. Popatrzył na rysunek trójkąta otaczającego krzyż celowniczy. - Nie zamierzam także zostać członkiem gangu