Upokorzenie smakuje tak samo w ustach każdego człowieka.
- Chodź tu - rozkazał. Robot przez chwilę jakby rozważał zasadność tego polecenia Potem zbliżył się i zatrzymał metr przed Dennisem. - Co tam masz? - Dennis wskazał palcem. Robot coś trzymał w jednym ze swych manipulatorów. Był to kawałek połyskliwego metalu, z jednej strony zakończony zakrzywionymi szczypcami. - Czy to przypadkiem nie jest fragment innego robota? - spytał Dennis, mając nadzieję, że się myli. W porównaniu z niektórymi skomplikowanymi maszynami, z którymi Dennis miewał do czynienia, robot zwiadowczy nie był zbyt błyskotliwy. Rozumiał jednak proste polecenia i pytania. Zielone światło na jego kopulastym szczycie rozbłysło na chwilę potwierdzeniem. - Skąd to wziąłeś? Maszyna wahała się przez chwilę, potem odwróciła się i wskazała kierunek jednym ze swych pozostałych ramion. Dennis podniósł się i spojrzał we wskazaną stronę, jednak nic tam nie zauważył. Poszedł ostrożnie przez wysoką trawę, aż w końcu dotarł do płaskiej polanki, ukrytej częściowo przez rozrośnięte chwasty. Zatrzymał się i wytrzeszczył oczy. Pusta płaszczyzna wyglądała jak stepowy sklep z częściami zapasowymi... jak skład używanych komputerów Ponurego Frania... jak stoisko wymiany na wiejskim spotkaniu elektronicznych hobbistów... Jeden, nie, dwa instytutowe roboty zostały dosyć brutalnie rozczłonkowane, ich części leżały w starannych rzędach między kępkami trawy, najwyraźniej uporządkowane i posortowane według wielkości i kształtu. Dennis ukląkł i podniósł kopułę obserwacyjną. Została ona wyrwana z obsady, a jej części ułożone na ziemi jak towary na sprzedaż. Zdeptane błoto zarzucone było źdźbłami słomy, kawałkami i okruchami szkła. Dennis przyjrzał się temu wszystkiemu bliżej. Tu i ówdzie, pomiędzy śladami gąsienic robota i porwanymi kawałkami plastiku, widniały słabe, ale niemożliwe do pomylenia odciski stóp. * Dennis popatrzył jeszcze raz na równe rzędy przekładni, kół, paneli, obwodów drukowanych - na niewyraźne odciski stóp - i jedyną rzeczą, jaka przyszła mu do głowy, było epitafium przeczytane kiedyś na starym cmentarzu w Nowej Anglii. "Wiedziałem, że któregoś dnia to się stanie." Zawsze przeczuwał, że jego życiowym przeznaczeniem jest zetknięcie się z czymś naprawdę niezwykłym. I oto miał to przed sobą - namacalny dowód istnienia obcej inteligencji. Uspokajające poczucie "ziemskości" tego świata wyparowało do końca. Spojrzał na "trawę" i zobaczył, że w ogóle nie jest podobna do traw, jakie dotychczas zdarzyło mu się widzieć. Linia drzew przekształciła się w początek ciemnego, nieznanego, wypełnionego złowrogimi siłami lasu. Ciarki przeszły mu po plecach. Usłyszał trzask z tyłu i odwrócił się gwałtownie, znowu trzymając pistolet w dłoni. Jednak był to tylko ocalały robot, grzebiący w szczątkach swych rozłożonych na części pierwsze kolegów. Dennis podniósł z ziemi elektroniczną kartę. Z dużą siłą wyrwano ją z miejsca zamontowania. Mogła zostać odłączona za pomocą prostego śrubokrętu, a jednak została wyszarpnięta, jakby istota dokonująca rozbiórki nigdy nie słyszała o śrubkach. Zatem to wszystko było dziełem istot prymitywnych? Czy też kogoś z rasy tak rozwiniętej cywilizacyjnie, że zupełnie już zapomniała o prostych narzędziach, na przykład śrubokrętach? Jedna rzecz była pewna. Istota lub istoty odpowiedzialne za to, co tu się stało, nie miały zbyt wielkiego poważania dla cudzej własności. Roboty były wykonywane przede wszystkim z plastiku, miały też części metalowe. Dennis zauważył, że większości z tych części brakuje, jakby zostały celowo zabrane. Nagle przyszła mu do głowy bardzo nieprzyjemna myśl. - O nie - mruknął. - Proszę, tylko nie to! Wstał, czując tępy ucisk w żołądku. Poszedł z powrotem w stronę śluzy. Okrążył jej róg i zatrzymał się, jęcząc głośno. Drzwi części powrotnej śluzy zevatronicznej były szeroko otwarte. Skrzynka z elektroniką była pusta, jej delikatne komponenty leżały na ziemi, rozłożone jak na sklepowej półce. Większość z nich została zniszczona w stopniu najprawdopodobniej uniemożliwiającym naprawę