Upokorzenie smakuje tak samo w ustach każdego człowieka.
Wybaczycie to, co się wówczas stało, a także słowa, które teraz padną! A domownicy – i jeśli jest tutaj ktoś nie wtajemniczony i nie wychowany – niechże zamkną swoje uszy na wszystkie zasuwy! Kiedy więc lampka zgasła i chłopcy wyszli, powiedziałem sobie: nie będę już wobec niego udawał, uczciwie wyłożę wszystko, co postanowiłem. Dotknąłem go lekko ręką i zapytałem: – Ty śpisz, Sokratesie? On na to: – Jeszcze nie! – Wiesz, co sobie umyśliłem? – Cóż takiego? – Wydaje mi się, że ty jeden byłbyś mnie godny. Ale mam też wrażenie, że coś nie kwapisz się z wyjawieniem swojego uczucia. A ja myślę, że to by było głupio z mojej strony, gdybym ci nie ofiarował nie tylko siebie, ale i wszystkiego, czego zechcesz, czy to z własnego majątku, czy też z majątku moich przyjaciół. Bo dla mnie najważniejsze jest – móc się doskonalić. A sądzę, że w tym nikt mi nie potrafi tak dopomóc jak ty. Toteż jeślibym ci nie uległ, wstydziłbym się wszystkich ludzi rozsądnych. I to bardziej, niż wstyd mi będzie wobec pospólstwa i głupców – jeśli ci ulegnę! On wysłuchał tego i zaraz powiedział bardzo ironicznie, a bardzo w swoim sposobie, jak to zwykle: – Mój miły Alkibiadesie, ty chyba naprawdę nie jesteś głupi, jeśli rzeczywiście ze mną jest tak, jak to mówisz: że jest we mnie jakaś siła, dzięki której mógłbyś stać się lepszy. Gdyby tak istotnie było, widziałbyś we mnie jakieś piękno niezmierne i całkowicie odmienne od twoich urodziwych kształtów. Chcesz więc wejść ze mną w spółkę i to swoje piękno zamienić na moje. Czyli zamyślasz zrobić na mnie dobry interes; za pozór piękna zyskać piękno prawdziwej Istotnie więc, jak to mówią, chcesz spiż na złoto wymienić! Przyjrzyj mi się jednak lepiej, mój najdroższy, żeby się nie ukryła przed tobą moja nicość. Bo tak to już jest, że bystrość rozeznania przychodzi dopiero wtedy, kiedy słabnie siła oczu. A tobie jeszcze daleko do tego! Ja mu na to: – Swoje już powiedziałem i nie było w tym nic, czego bym naprawdę nie myślał. A ty się zastanów, co uznasz za najlepsze dla ciebie i dla mnie! On zaś odparł mi spokojnie: – Dobrześ to powiedział. Później kiedyś naradzimy się nad tym i postąpimy tak, jak wyda się nam najlepiej. Zarówno w tej sprawie, jak i w innych. 52 * To „później” było tylko oględnym „nigdy”, przynajmniej jeśli wierzyć Platonowi. Zresztą wkrótce po owej nocy nie spełnionych marzeń doszło do ważnej odmiany w życiu obu, filozofa i pięknego dwudziestolatka. Obaj znaleźli się w wojsku, i to daleko od ojczyzny. Alkibiades należał już do tych roczników, które wysyłano na wyprawy wojenne w obce kraje, Sokrates zaś, choć zbliżał się do czterdziestki, jeszcze podlegał temu obowiązkowi. Właśnie w roku 433 rozpoczęły się działania wojenne pod murami Potidai na półwyspie Pallene; miały one trwać długo. Potidaja należała dotychczas do Związku Morskiego, usiłowała jednak z niego wystąpić. Na to Ateńczycy nie pozwalali nigdy. Przystąpili więc do oblegania krnąbrnego grodu. Mało kto zdawał sobie wówczas sprawę, że są to pierwsze płomienie wojny z Lacedemonem, która miała wybuchnąć wiosną roku 431. W piętnaście lat później, na uczcie u Agatona, Alkibades tak opowiadał o wojaczce swojej i Sokratesa: – Razem braliśmy udział w wyprawie przeciw Potidai. A żyliśmy tam razem pod jednym namiotem. Otóż odpornością na wszelkie trudy Sokrates przewyższał nie tylko mnie, ale też innych. A kiedy zdarzało że – jak to bywa na wojnie – odcięci, musieliśmy głodować, nikt nie mógł dorównać jego wytrzymałości. W czasie zabaw on jeden potrafił raczyć się każdą potrawą. Także w piciu – przymuszony, bo tak to w ogóle tego nie lubił – wszystkich przetrzymywał. A co najdziwniejsze, nikt nigdy nie widział Sokratesa pijanego! Zresztą wydaje mi się, że o tym będziemy mogli wnet się przekonać. Nieczułości na zimno (a mrozy tam są straszne) dawał dowody zdumiewające. Pamiętam, pewnego razu mróz był tak Ostry, że nikt na dwór nie wychodził. Jeśli już ktoś wyjść musiał, to wdziewał na siebie co tylko było można, nogi zaś owijał filcem i skórami. A Sokrates wychodził sobie wtedy w tym samym himationie, co zawsze. Przez lód łatwiej szedł boso niż inni w butach! Toteż żołnierze niechętnie na niego patrzyli, że to niby wszystkimi gardzi. Tak to właśnie było. Warto jednak, żebyście posłuchali, „co takiego dokazał i zdzierżył mąż twardy” w czasie owej wyprawy. Oto pewnego ranka zamyślił się nad czymś i przystanął. A ponieważ jakoś mu się nie wiodło w tym myśleniu, stał dalej i wciąż się zastanawiał. Było już południe, ludzie zwrócili na to uwagę. Jeden mówił drugiemu: – Sokrates już od samego świtu tak stoi i rozmyśla! Zaczęło zmierzchać. Po wieczerzy niektórzy wynieśli sienniki – bo działo się to latem – żeby spać na chłodzie. Zarazem dawali baczenie, czy i przez noc Sokrates będzie stał w tym samym miejscu. On zaś rzeczywiście tkwił tam aż do świtu