Upokorzenie smakuje tak samo w ustach każdego człowieka.
Drgnął nagle. Tuż obok niego pojawiła się lekko przygarbiona sylwetka profesora. Nie słyszał jego kroków. Corton podszedł do balustrady, pochylił się i nie odwracając głowy powiedział: - Jesteś zmęczony, Pawle. Powinieneś się przespać. Kulski milczał. Corton... bardziej przyjaciel niż przełożony, profesor. Zwykł mawiać: „Co, Pawle, nie wiesz, czy jesteś zadowolony? To ja ci powiem...” Teraz Kulski wyczytał w jego zmizerowanej twarzy, że wszystko, co miałby mu do powiedzenia profesor, już wie, że trawi go ten sam ogień, taka sama samotność... - Może rzeczywiście za wcześnie... - mruknął, nieoczekiwanie dla samego siebie Kulski. Corton przysunął się bliżej. - O czym myślisz? Kulski zreflektował się. - Myślę, że upojeni naszą epoką, wie pan, profesorze, co chcę powiedzieć, zapomnieliśmy, że wciąż jeszcze jesteśmy w połowie drogi... - Jak to rozumiesz? - Całkiem zwyczajnie. Tak jak profesor Sakadze. Powiedział mi to w dniu startu Uzbekistanu. - Tak powiedział...? - Corton zamyślił się. Zapadło milczenie. Kulski chciał jeszcze powtórzyć słowa Sakadze o ludzkości, która za wcześnie rozgrzeszyła się ze swojej przeszłości, oddając ją ze spokojem w wyłączne władanie historykom - ale zrezygnował; Profesor z pewnością zrozumiał. - Ja wiem - odezwał się wreszcie Kulski - przecież to moja specjalność. Pana także, profesorze. Ale w rzeczywistości jesteśmy tylko geometrami, mierżącymi drogi przeszłości. Aktualizujemy, nanosimy poprawki. To tak jakby na suwaku, przedstawiającym wieczność, nieustannie przesuwać wskazówkę wytyczającą czas bieżący. Teraźniejszość - a za nami i przed nami - dwie nieskończoności. Sakadze powiedział mi także coś więcej. Ale ja myślę... - zawiesił głos. - Mów, Pawle - upomniał go po chwili Corton. - To wszystko nie ma sensu - obruszył się nagle. - Ale skoro już zacząłem... Myślę, że to nie ludzkość odżegnała się za wcześnie od wszystkiego, co doskwierało jej w dawnych czasach. To my, historycy, za wcześnie pozwoliliśmy jej o tym zapomnieć. To nasza wina. A teraz, proszę... - zatoczył ręką łuk, jakby chciał wskazać wszystkie zamieszkałe doliny globu. - Co teraz? - spytał szybko Corton. - Przecież pan wie. Oszustwo. Ukartowane przez areopag uczonych, którym ludzkość ufa jak nikomu innemu. Czyż nie było naszym obowiązkiem, pana i moim... - Nie - przerwał ostro Corton. - Nie było. Kulski uniósł głowę i otworzył usta, chcąc coś powiedzieć, ale profesor niecierpliwym gestem nakazał mu milczenie. - Jesteś naprawdę zmęczony - powiedział. - Musisz odpocząć. Nie przerywaj - rzucił widząc, że Paweł kręci głową na znak protestu. - Będę już musiał iść - dodał, spoglądając na zegarek - za kilka minut transmisja. Zastąpię cię dzisiaj. Ale zanim pójdę, muszę ci coś powiedzieć. Popełniłeś dwa błędy: logiczny i rzeczowy. Zresztą, jeden wynika z drugiego - Corton uśmiechnął się i serdecznym gestem przyciągnął Pawła do siebie. Zaskoczony Kulski stracił równowagę, potknął się i całym ciężarem zawisł na profesorze. Ten ani drgnął. - Przede wszystkim - ciągnął - jeśli historia jak i czas, w którym się dzieje, są nieskończone, to nie można na nią patrzeć tak jak pies patrzy na własny ogon. Nie ucieknie, kiedy zaczniesz ją gonić. Gdybyś jednak chciał na zasadzie paradoksu. - powtarzam: paradoksu, bo przecież Einsteina zna każde dziecko - przyjąć tezę o niezmiennej nieskończoności czasu, to zgodzisz się, że jedynym logicznym wykresem takiej tezy byłaby linia prosta. A że każda linia prosta może mieć tylko jeden punkt, dzielący ją na dwie równe części, więc punkt ten musi się zawsze znajdować w jednym i tym samym miejscu. Czyli że koncepcja „ruchomej” połowy wieczności, przemieszczającej się z upływem czasu, jest nie do przyjęcia. To oczywiście żarty... A teraz poważnie. Wiem, o co ci chodzi. Niektóre kryteria, jakie uważałeś za niewzruszone dla historii i nie tylko historii, okazały się nieco mniej niewzruszone. To był szok. Zresztą - puścił ramię Kulskiego, odsunął się i oparł ciężko o balustradę - mogę ci powiedzieć, że sam przeżywałem to nie mniej... mniejsza z tym. Otrząsnąłeś się z pierwszego oszołomienia i zacząłeś myśleć. Uznałeś zdaje się, że wobec tego, co zaszło, runie cały gmach nauk społecznych i trzeba będzie zaczynać od początku. Teraz... nie, nie tak. Bo to był twój pierwszy błąd. Zapędziłeś się za daleko w analogiach, pomyliłeś epoki. Rozumowałeś tak: kiedyś ludzie oszukiwali się, zabijali w bratobójczych wojnach. Po kilkudziesięciu tysiącach lat rozwoju cywilizacji wreszcie odnaleźli właściwy sens słów: Ziemia - i człowiek. I oto na ten świat pada nowy cień: kosmos. Przybywają obcy. Już pierwszy kontakt z pozaziemską cywilizacją - nawet nie z jej twórcami, a tylko wytworami wznieca wizję nowych tragedii. Czy tak musi być? Może taka jest prawidłowość, taki początek wszystkiego? Przed milionami lat każde przypadkowe spotkanie jaskiniowców z dwóch różnych rodów musiało się skończyć śmiercią jednego z nich... Czy nie tak myślałeś, Pawle? Poczekaj, nie przerywaj. Dalej... przypuśćmy, że po iluś tam latach uda nam się pokonać istoty, które zbudowały bazę na Marsie, Będą to jednak lata. Lata cierpień, tragedii, dezintegracji. Przecież już teraz, kiedy nic jeszcze nie wiemy, zaczęliśmy się oszukiwać. A potem, kiedy przebrniemy przez ten pierwszy kosmiczny kołowrót, czeka nas drugi, trzeci, następne... Wreszcie dojdziemy do porozumienia z wszystkimi rasami zamieszkującymi naszą galaktykę. Ale są przecież inne galaktyki. A po galaktykach..