Upokorzenie smakuje tak samo w ustach każdego człowieka.
Dlaczego nie otrzymała żadnego znaku od totemu, który potwierdziłby właściwość jej decyzji pójścia z Jondalarem do jego domu? Nie znalazła żadnego przedmiotu, który mogłaby interpretować jako znak od totemu, od czasu gdy opuściła Mamutoi. - Nie ma wielu Zelandonii, którzy mieliby osobisty totem -powiedział Jondalar - ale niektórzy mają. Na ogół uważa się, że to przynosi szczęście. Willomar ma. - To jest towarzysz życia twojej matki, prawda? - Tak. Thonolan i Folara urodzili się przy jego ognisku i tak zawsze traktował również mnie. - Jaki jest jego totem? - Złoty Orzeł. Kiedy był niemowlęciem, złoty orzeł rzucił się w dół i złapał go, ale matka chwyciła go, zanim orzeł zdążył się unieść. Nadal ma na piersi blizny od szponów. Ich Zelandoni powiedziała, że orzeł rozpoznał w nim swojego i dlatego po niego przyszedł. Marthona myśli, że to dlatego tak lubi podróżować. Nie umie latać jak orzeł, ale odczuwa potrzebę oglądania świata. - To potężny totem, jak Lew albo Niedźwiedź Jaskiniowy -skomentowała Ayla. - Creb zawsze mówił, że nie jest łatwo żyć z potężnym totemem, i to jest prawda, ale tak dużo zostało mi dane. Nawet ciebie mi przysłał. Myślę, że miałam dużo szczęścia. Mam nadzieję, że Lew Jaskiniowy również tobie przyniesie szczęście. Teraz jest także twoim totemem. Jondalar uśmiechnął się. - Już mi to mówiłaś. - Lew Jaskiniowy cię wybrał i masz blizny, którymi to możesz udowodnić. Tak samo jak Willomar został zaznaczony przez swój totem. Jondalar myślał przez chwilę. - Chyba masz rację. Nigdy o tym w ten sposób nie myślałem. Nagle pojawił się Wilk, który przedtem buszował po okolicy. Szczeknął, żeby zwrócić na siebie uwagę Ayli, i pobiegł obok Whinney. Patrzyła na niego, jak z jęzorem zwieszającym się z jednej strony pyska i nastawionymi uszami biegł naturalnym, niestrudzonym wilczym chodem przez suche trawy, które go czasami całkowicie zakrywały. Wydawał się zadowolony i pełen energii. Uwielbiał odchodzić na samodzielne wyprawy, ale zawsze wracał, co z kolei uszczęśliwiało ją. Szczęśliwa była również z tego, że obok niej jedzie mężczyzna na ogierze. - Z tego, co o nim opowiadasz, wydaje mi się, że twój brat był podobny do mężczyzny swojego ogniska - powiedziała, na nowo podejmując rozmowę. - Thonolan także lubił podróże. Czy wyglądał jak Willomar? - Tak, ale nie przypominał go tak bardzo, jak ja przypominam Dalanara. Wszyscy na to zwracają uwagę. Thonolan miał w sobie dużo więcej z Marthony - Jondalar uśmiechnął się - ale nigdy nie został wybrany przez orła, więc to nie tłumaczy jego namiętności do podróży. - Uśmiech zniknął. - Blizny mojego brata zostały mu po nieobliczalnym włochatym nosorożcu. Ale Thonolan też był zawsze trochę nieobliczalny. Może to był jego totem. Nie przyniósł mu jednak szczęścia, chociaż Sharamudoi istotnie nas znaleźli. Nigdy też nie widziałem, żeby był tak szczęśliwy jak po spotkaniu Jetamio. - Nie myślę, że Włochaty Nosorożec jest totemem, który przynosi szczęście - zauważyła Ayla - ale Lew Jaskiniowy jest. Kiedy mnie wybrał, dał mi taki sam znak, jakiego klan używa dla totemu Lwa Jaskiniowego, żeby Creb wiedział. Twoje blizny nie są znakiem klanu, ale są wyraźne. Zostałeś naznaczony przez Lwa Jaskiniowego. - Z pewnością mam blizny na dowód, że zaznaczył mnie twój lew jaskiniowy, Aylo. - Myślę, iż duch Lwa Jaskiniowego wybrał cię, żeby duch twojego totemu był wystarczająco silny dla mojego i żebym któregoś dnia mogła mieć twoje dzieci - powiedziała Ayla. - Mówiłaś przecież, że to mężczyzna zaczyna rośniecie dziecka w kobiecie, a nie duchy. - To prawda, ale może duchy muszą pomóc. Ponieważ ja mam taki potężny totem, mężczyzna, który zostanie moim towarzyszem, także potrzebuje silnego totemu. Może więc Matka zdecydowała się powiedzieć Lwu Jaskiniowemu, by wybrał ciebie, żebyśmy mogli razem mieć dzieci. Jechali znowu w milczeniu, każde pogrążone w swoich myślach. Ayla wyobrażała sobie dziecko, które wyglądało jak Jondalar, tyle że była to dziewczynka, nie chłopiec. Nie miała szczęścia do synów. Może uda jej się zachować córkę. Także Jondalar myślał o dzieciach. Jeśli prawdą jest, że to mężczyzna rozpoczyna życie swoim organem, to z pewnością dali dziecku masę szans na poczęcie. Dlaczego więc Ayla nie jest w ciąży? Czy Serenio była ciężarna, kiedy odchodziłem? -zastanawiał się. Cieszę się, że znalazła kogoś, z kim jest szczęśliwa, ale szkoda, że nie powiedziała niczego Roshario. Czy są jakieś dzieci na tym świecie, które są częścią mnie? Jondalar próbował przypomnieć sobie kobiety, które znał. Pamiętał Norię, młodą kobietę Hadumai, z którą odbył Pierwszy Rytuał. Zarówno Noria, jak i stara Haduma były przekonane, że jego duch wszedł w nią i nowe życie się rozpoczęło. Miała urodzić syna z oczyma tak niebieskimi jak jego oczy. Nawet mieli go nazwać Jondal. Czy tak się stało? - zastanawiał się. Czy jego duch zmieszał się z duchem Norii, żeby zacząć nowe życie? Ludzie Hadumy nie mieszkają daleko stąd i ich tereny leżą na drodze ich wędrówki, na północnym zachodzie. Może mogliby się u nich zatrzymać na krótko, tyle że nagle zdał sobie sprawę z tego, iż nie wie, jak ich znaleźć. To oni przyszli do obozowiska jego i Thonolana. Ich jaskinie znajdowały się nie tylko na zachód od Siostry, ale również na zachód od Wielkiej Rzeki Matki, lecz nie wiedział, gdzie. Pamiętał, że czasami polowali w regionie między tymi dwiema wielkimi rzekami, jednak ta informacja na niewiele się zdawała. Prawdopodobnie nigdy się nie dowie, czy Noria urodziła to dziecko. Myśli Ayli powędrowały od konieczności czekania na dojście do domu Jondalara, zanim zaczną mieć dzieci, do jego ludzi i tego, jacy oni są. Zastanawiała się, czy ją zaakceptują. Po spotkaniu Sharamudoi czuła się nieco spokojniejsza, że gdzieś znajdzie się dla niej miejsce, ale nie była pewna, czy będzie ono wśród Zelandonii. Pamiętała, iż Jondalar zaregował silną odrazą na odkrycie, że wychowała się w klanie, i pamiętała jego dziwne zachowanie zimą, kiedy mieszkali z Mamutoi. Częściowo przyczyną tego był Ranec. Dowiedziała się tego, zanim odeszli, chociaż z początku nie rozumiała sytuacji. Nikt jej nie nauczył zazdrości. Żaden mężczyzna klanu nie okazałby zazdrości o kobietę, nawet jeśli ją odczuwał. Dziwne zachowanie Jondalara wypływało jednak częściowo z niepokoju, czy zostanie zaakceptowana przez jego ludzi. Wiedziała teraz, że - chociaż ją kochał -wstydził się jej życia z klanem, a szczególnie wstydził się jej syna. To prawda, nie wydawał się tym już więcej przejmować