Upokorzenie smakuje tak samo w ustach każdego człowieka.
Mało mówić, zwłaszcza o polityce, często rozmyślać o śmierci. Z okna mego pokoju tu, u ojców jezuitów, obserwuję co wieczór, jak na Bosforze gromadzą się łodzie. Wyłaniają się dziesiątkami, setkami ze Złotego Rogu, zbierają się na oznaczonym miejscu, potem zapalają na nich światła, jedne żywsze, drugie słabsze, a wszystko razem tworzy wspaniałą wizję barw i świateł. Myślałem, że są to uroczystości na morzu z powodu święta Bairam, przypadającego w tych dniach. Tymczasem jest to zorganizowany połów wielkich ryb, zwanych palamite, które podobno przypływają tutaj z odległych stron Morza Czarnego. Przez całą noc płoną światła i słychać radosne głosy rybaków. Ten widok mnie wzrusza. Zeszłej nocy, około godziny pierwszej, lało jak z cebra, lecz rybacy trwali nieustraszeni przy swej ciężkiej pracy. O, jaki to wstyd dla mnie, dla nas księży, którzy jesteśmy "rybakami ludzi" (Mt 4, 19), wobec takiego przykładu! Przechodząc od przenośni do rzeczy samej: co za perspektywy pracy, gorliwości i apostolstwa dla nas się tu otwierają! Z Królestwa Jezusa Chrystusa niewiele tu zostało: relikwie i posiew. Lecz ile dusz, błądzących wśród tego morza islamizmu, judaizmu i prawosławia, można by pozyskać dla Chrystusa! Naszym poważnym i świętym obowiązkiem jest naśladowanie tych rybaków z Bosforu, w pracy dniem i nocą, z zapalonymi pochodniami, każdy na swej małej łodzi, wszyscy podporządkowani przywódcom duchownym. Moja praca w Turcji nie jest łatwa, lecz idzie mi dobrze i daje duże zadowolenie. Widzę, że kwitnie miłość Chrystusowa i jedność wśród duchowieństwa oraz w stosunkach między nimi a ich nędznym pasterzem. Sytuacja polityczna nie na wiele pozwala, lecz uważam, że już to będzie pewien powód do zasługi, jeśli z mojej winy nic się nie pogorszy. Natomiast jakże jest uciążliwa moja misja w Grecji! Właśnie dlatego jeszcze bardziej jest mi droga i postanawiam wypełniać ją nadal, z coraz większą gorliwością, starając się przezwyciężyć wszelkie wewnętrzne opory. Została mi powierzona, więc spełniam ją w posłuszeństwie. Przyznam, żebym się nie martwił, gdyby ją powierzono komu innemu, lecz póki ja tu jestem, chcę ją wypełnić jak najlepiej, za wszelką cenę. "Którzy sieją ze łzami, będą żąć z radością" (Ps 125, 5). To nic, że kto inny będzie zbierał owoce. Tego roku miałem krótkie wakacje, do tego zakłócone myślą o konieczności szybkiego powrotu. W zamian spotkałem się z niesłychanie życzliwym przyjęciem w Rzymie - u Ojca Świętego, w Sekretariacie Stanu i Kongregacji dla Kościoła Wschodniego. Dziękuję za to Bogu. To przewyższa moje zasługi. Co prawda, nie pracuję dla pochwał ludzkich. "Pan dał". Gdyby miało nastąpić to, o co bardzo łatwo: "Pan wziął" - chwaliłbym jednakowo Pana (por. Hiob 1,21). 37. MISERERE! Rok 1940 był świadkiem błyskotliwych zwycięstw armii hitlerowskiej w Europie. Najeźdźcy niemieccy zajęli Danię, Norwegię, Belgię, Holandię i wreszcie zadali niesłychaną klęskę Francji. Zdawało się, że Anglia lada moment podzieli okrutny los państw podbitych przez wojska hitlerowskie. Na świat padł blady strach. Wśród ludzi myślących szlachetnie powstawała panika. Wydawało się, że Hitler wnet zdobędzie wymarzone panowanie nad całym światem. I wtedy dołączył się Mussolini: wypowiedział wojnę Anglii i konającej Francji. W kołach dyplomatycznych Turcji wrzało. Pewien siebie,, z głową wysoko uniesioną, z triumfem w oczach przechadzał się ambasador niemiecki von Papen. Podobnie nosił się i ambasador włoski. ' Delegat papieski Roncalli, chociaż Włoch, nie podzielał radości faszystów swojego kraju. Za dobrze znał historię, aby nie wiedział, że ta "zabawa" faszystów źle się skończy. Czuł wewnętrzną odrazę do Hitlera i Mussoliniego, do ich błazeńskich wystąpień, które jednak chwytały umysły niewybredne. Rola fuhrera i duce była w oczach Roncallego zaprzeczeniem roli ojca, o jakiej marzył dla siebie i dla tych, którzy mienią się przywódcami narodów. A już w żadnym wypadku nie mógł aprobować metod faszyzmu pełnych kłamstwa, oszczerstwa, podłości, morderstw i siania dookoła siebie strachu. Po prostu Roncalli nie wierzył w zwycięstwo kłamstwa i nienawiści nad prawdą i miłością. W tych ciemnych i tragicznych czasach, jakie zawisły nad światem, zachował pełną równowagę, ducha. Stał się jeszcze bardziej powściągliwy i ostrożny w słowach. Gdzie tylko mógł, niósł pociechę i konkretną pomoc skrzywdzonym przez wojnę. Uważał, że teraz cały świat przeżywa swoje gigantyczne Miserere. Dołączył do niego i swoje osobiste Miserere i sądził, że w tej dziejowej chwili każdy chrześcijanin powinien to zrobić, aby oczyściwszy swoje wnętrze, oczyścić świat i budować wspólny dom dla jednej ludzkiej rodziny. Wykorzystał swoje rekolekcje roczne, które odprawiał w dniach od 25 listopada do 1 grudnia 1940 r. w domu zakonnic "Naszej Pani ze Syjonu", aby na tle uniwersalnego płaczu narodów samemu płakać nad własną duszą. W Dzienniku duszy pozostawił z tego okresu jedną z najpiękniejszych i najgłębszych medytacji psalmu 50 Miserere. Równocześnie rozważał zaistniałą sytuację światową i swoją osobistą. Oto co notował: Odłożyłem zwykłą metodę ćwiczenia umysłu, a wziąłem jako przedmiot rozmyślania psalm Miserere, opracowując cztery wersety dziennie. Wziąłem sobie do pomocy - bo temu, kto się starzeje, potrzebny jest w tych rzeczach jakiś przewodnik - obszerny i rozumowy komentarz o. Paola Segneri, pisarza, którego bardzo cenię. Zbyt obszerny jak na moje wymagania, i przeładowany rozumowaniem, stąd nieco sztuczny i barokowy. Lecz jest to prawdziwa kopalnia myśli i wskazówek. Podczas rozmyślania wypisywałem na maszynie to, co mi się wydawało bardziej interesujące i praktyczne. Będę powracał do tych notatek dla mego postępu duchowego. Tego roku Opatrzność włożyła mi w ręce poważną sumę pieniędzy. Stanowiły one moją prywatną własność. Rozdzieliłem je częściowo między biednych, częściowo na moje potrzeby i wspomożenie rodziny, lecz główną część przeznaczyłem na odnowienie delegatury Apostolskiej i niektórych pokoi moich księży u Świętego Ducha. Według osądu świata, który także do środowisk kościelnych przenika, według kryteriów roztropności ludzkiej - postąpiłem jak głupiec. Oczywiście, jestem teraz znowu ubogi. Niech Bogu będą za to dzięki. Wydaje mi się, że dzięki Jego łasce, dobrze postąpiłem. A na przyszłość polecam się znowu jego dobroci. "Dawajcie, a będzie wam dane" (Łk 6, 38). Wczoraj wieczór Ojciec św. Pius XII wezwał cały świat do łączenia się z nim w błagalnym śpiewie litanii do Wszystkich Świętych i psalmu Miserere. I wszyscy, z Zachodu i Wschodu, łączymy się z nim i jego modlitwą