Upokorzenie smakuje tak samo w ustach każdego człowieka.
Jeśli ktoś zechce dziś lub jutro do nich zajrzeć, odnajdzie takie bogactwo szczegółów z życia miasta, jakich nie zanotowała żadna z kronik. Stanisław Maria pracował najpierw w „Expressie Wieczornym", później musiał, jak kilku innych dziennikarzy, odejść. Zakotwiczył się w „Słowie Powszechnym". Ta praca dawała mu chleb, wykonywał ją skrupulatnie, sumiennie. Ale jego serce pozostało na dalekich morzach, a ich odprysk zamknął w literaturze, w książkach pełnych tajemniczości, egzotyki z pogranicza nieco mrocznego snu. Po roku 1956 zaczęły się one ukazywać dość często, cieszyły się czytelniczą popularnością. Jego literacki J dorobek uhonorowano nagrodą, której patronuje Mariusz Zaruski. I tę | nagrodę cenił Stanisław Maria szczególnie. Raz jeszcze połączyła go| z morzem. Czytam do dziś nie tylko Opowieści morskie, Pożegnanie z Pacyfikiem, alei La Palomę i Longplay warszawski. Poza ostatnim tomem wspomnień przypominają mi, że to właśnie Stanisław Maria odkrywał przede mną wspaniałości Conrada, dostarczał książki tego wyklętego wówczas pisarza, zanim przestał być „reakcyjny", zanim jego wielka twórczość stalą się dla mego pokolenia ogólnie dostępna. A Lorda Jima czy Freyę z siedmiu wysp czytam i dziś przez pryzmat tego wszystkiego, co wcześniej słyszałam w opowieściach Dziadzi. Pamiętan uroczystość wodowania M/S „K. I. Gałczyński" w maju 1964. Wzruszającą i jednocześnie sympatyczną. I cały podniosły ceremió-niał towarzyszący temu wydarzeniu. I przemówienia. I słowa mamy „Płyń po morzach i oceanach". I znajomość, a następnie przyjaźń z pierwszym kapitanem masowca M/S „K. I. Gałczyński" Ś Jerzym Sebastianem Kalwasińskimdo chwili, aż się też zabrałw swój najdłuższy rejs... I wreszcie miłą obecność Dziadzi, który w czasie uroczystego obiadu po całej ceremonii, podsunął mi kartonik po zapałkach. Przeczytałam na nim słowa: „27Y1964, godz. 16. Szczecin-Bankiet. O podobnym w rozdziale A w Posjecie pieją koguty". I tak się stało. To wszystko wspominam z rozrzewnieniem, z sympatią. Nie chcę jedynie pamiętać, że tę uroczystość, to wydarzenie wykorzystano dla doraźnych celów politycznych: „Oto tak nagradzać będziemy tych, którzy nie spiskują..." Ś mówiła ważna figura, nie pytając o zdanie nikogo. 84 Dziadzia lubił Szczecin. Mówił, że to miasto godzi go z Europą, której nie znosił. Po latach dopiero, w jakimś fragmencie jego prozy odnalazłam to szczere wyznanie: „Minęliśmy Świnoujście i weszliśmy na Kanał Piastowski... Przed dziobem motorowca otwierał się jeden z najwspanial-szych w moim życiu portów. Podejście w nocy do Szczecina mogę przyrównać tylko do podejścia w nocy we Władywostoku. Tam, przy zmianie kursu na nord-ost po ominięciu Przylądka Czurkina, otwierał się oczom niebywały widok, wręcz czarodziejski amfiteatr świateł rozrzuco-nych na górach. Tu, po minięciu trawersu Polic, otwierało się oczom czarodziejstwo świateł: port Szczecin..." Nie dożyję czasów, gdy na wody szczecińskiego portu zostanie zwodowana jakaś najmniejsza choćby pływająca jednostka, na burcie której zobaczę nazwę M/S „St. M. Saliński". Ale może na ulicę jego imienia, gdzieś w Szczecinie, kiedyś dotrę... Mój ojciec, jak pisałam, kochał go. Tę tkliwość zamknął w kilku pięknych wierszach. Oto jeden z nich: O najzgrabniejszy poruczniku ze sławnej szkoły Saint-Cyr! poruczniku o bielszych dłoniach niż dłonie lady Windermeer. Takiej brody tańczącej zazdrościłby ci szaman. Twoje wiersze Ś instrumenty pachnące, twoje wiersze Ś wielobarwna pijama. O, jakżeś piękny w redakcji, gdyś, wziąwszy pieniądze, zamilkł! Stanisławie, gdybyś nie był człowiekiem, byłbyś skrzypcami. Ustami do ust dotykasz, jak smyczek dotyka struny. Ty jesteś jak morze i muzyka błękitny. Od twoich to zaklęć szarlatana każda noc jak czerwona malaria. O, módl się do szatana za nas, o, Stanisławie Mario! 85 Pamiętam chętnie cytowaną przez Dziadzie przypowieść, którą pomie-ścił w książce Ptaki powracają do snów. Brzmi ona: „Udehejska legenda--baśń powiada: Raz pochwycone szczęście wraca jako cień-wspomnienie do snów człowieka