They seem to make lots of good flash cms templates that has animation and sound.
Linki

an image

Upokorzenie smakuje tak samo w ustach każdego człowieka.

Za polem biegła rozpadlina, opasująca mnie ze wszystkich stron jak fosa. Po przeciwnej stronie dostrzegałam rysującą się mgliście drogę, samochody, ludzi - pod błękitnym niebem w promieniach żółtego słońca podążali oni spokojnie do swoich zajęć. Wśród nasilającej się szarości zbliżyłam się do brzegu fosy i usiłowałam przez nią przeskoczyć. Zginałam nagi w kolanach i wymachiwałam ramionami, jak przy skoku w dal. Ugięcie się i zamach, ugięcie się i zamach - ale nie mogłam skoczyć. Nagle czerwone słońce zaszło, ciemność pochłonęła wszystko dokoła, a ja poprzez wieczność zginałam się i kołysałam na brzegu nicości. Potrząsnęłam gwałtownie głową. Usłyszałam siebie mówiącą: "Nie, nie, nie, nie" - coraz głośniej i głośniej. Wówczas coś się do mnie zbliżyło i unieruchomiło mnie. Obudził mnie uspokajający głos Heleny i jej mocne dłonie, które przytrzymywały moją głowę między workami z piaskiem. "Wszystko w porządku - rzekłam - miałam po prostu zły sen". "Wiem o tym. Mówiłaś: "Nic nie widzę, nic nie widzę!" Najnormalniejsza reakcja na uzasadnione obawy. Czy w tej chwili ból dokucza ci bardzo?" Szorstka odprawa, jaką Helena dała moim snom, uspokoiła mnie. Ale nie chciałam przyznać się do rozmiaru bólu. "To przejdzie. Boli pewnie dlatego, że przez sen podnosiłam głowę". "Kiedy zrobiono ci ostatni zastrzyk?" - z naciskiem dopytywała się Helena. "Nie wiem. Chyba ze trzy - cztery godziny temu". "Czy nie jest już pora na następny zastrzyk?" "Nie. Chciałabym teraz pogadać z tobą przez chwilę." Usłyszałam, że Helena naciska guzik dzwonka, przywołując pielęgniarkę. "Jakże można ci dopomóc, skoro sama sobie tej pomocy odmawiasz. Jeżeli odczuwasz ból, przyznaj się do tego. Żądaj lekarstw, jeśli są ci one potrzebne". Po zastrzyku poprosiłam Helenę, by usiadła koło mego łóżka i pogwarzyła ze mną, "Nie - odrzekła - musisz mieć spokój, by zastrzyk podziałał. Mamy przed sobą dużo czasu na rozmowy. Jeśli nawet nie będziesz mogła usnąć, leż spokojnie. Staraj się nawet nie myśleć". Helena mogła wymóc na mnie milczenie lub powstrzymać mnie od wiercenia się w łóżku, ale nawet ona nie była w stanie zahamować gonitwy moich myśli. Miałam wreszcie raz w życiu czas na rozmyślanie. Od całego szeregu dni żyłam w świecie, który kołysał się jak wahadło między narkotycznym snem a agonią. Stopniowo wahnięcia te stawały się coraz krótsze i coraz mniej gwałtowne. Zaczęłam wykorzystywać wydłużające się stale okresy stanu normalnego, badając to, czego dawniej, kiedy moje oczy były otwarte, z braku czasu nie zdołałam zgłębić: samą siebie. Oto jestem, trzydziestodwuletnia kobieta, tak nieświadoma samej siebie, jakby w skórze mojej tkwił obcy, nieznany człowiek. Dlaczego osiągnęłam takie powodzenie w pracy, a tak pokpiłam sprawę mego małżeństwa? Dlaczego lgnęłam do ludzi, a później odtrącałam ich od siebie? Dlaczego nieustannie karałam sama siebie, ignorując zmęczenie, ból, chorobę? Czy w życiu byłam kobietą, która prowadzi, czy też taką, która jest prowadzona? Kiedy zatem powstała osobowość Thelmy Keitlen? Co mnie tutaj sprowadziło? Dokąd zmierzam? Rozdział 3 Powrót w przeszłość W moim najwcześniejszym wspomnieniu widzę siebie wyglądającą przez okno saloniku w naszym dwupiętrowym, pokrytym stiukiem domu w Hartford w Stanie Connecticut. Przyglądam się mojej starszej siostrze, Eleanorze, jak wędruje do przystanku trolejbusowego, by spotkać się z ojcem, kiedy wraca on po pracy do domu. Ojciec mój wyskakuje z trolejbusu, a na widok siedzącej na krawężniku Eleanory jego twarz rozjaśnia uśmiech. Przyglądam się im, jak trzymając się za ręce idą razem ku domowi, śmiejąc się i gawędząc. Później ojciec mój przekracza próg mieszkania i jego uśmiech znika. Zastanawiałam się czasem, czemu to i ja nie wybiegam naprzeciw memu ojcu, by zdobyć jego uśmiech. Nigdy tego jednak nie robiłam. Wywierałam za to na siostrze swoją dziecinną zemstę, przeciągając sznurek wzdłuż "małżeńskiego łoża", które dzieliłam z Eleanorą, zmuszając ją w ten sposób do pozostawania na swojej części. Ojciec mój był przystojnym mężczyzną i nosił się godnie. Był lekarzem i wiele godzin pracy poświęcał swej pomyślnie rozwijającej się praktyce. Nie odnosiło się wrażenia, bym mu była niezbędna. Nie byłam chyba również potrzebna ani mojej matce - pięknej, chwiejnej i dyletanckiej - ani pewnej siebie siostrze, ani wreszcie memu starszemu bratu Robertowi. Jedyna osoba w naszym domu, której byłam potrzebna, to moja młodsza siostra Phyllis. Żyła tylko cztery lata, a na skutek odniesionego przy urodzeniu urazu mózgu nigdy nie osiągnęła pełnego rozwoju fizycznego i umysłowego. Odczuwałam stale potrzebę przebywania z nią i roztaczania nad nią opieki. Odwzajemniała mi się takimi przejawami miłości, na jakie ją było stać: uśmiechem, radosnym bełkotem, podnieconym wierzganiem nóżek. Do momentu śmierci Phyllis nie wymówiła ani jednego słowa, ale gdy ta chwila nadeszła, powiedziała jeden wyraz: "Thelma". Uznano, że jestem za mała, by pójść na pogrzeb. Pamiętam, jak ojciec przytrzymywał mnie ze wszystkich sił, kiedy znoszono małą trumienkę po stopniach ganku. Wyrwałam się i pobiegłam za nią