They seem to make lots of good flash cms templates that has animation and sound.
Linki

an image

Upokorzenie smakuje tak samo w ustach każdego człowieka.

Panowie siedzieli w końcu sieni przy stole suto zastawionym winami i często spoglądali na obie przechadzające się panienki. Ryszard był najweselszy, czasem nawet zbyt hałaśliwy. Major Hartmann nie osiągnął jeszcze szczytu dobrego humoru, a Marmaduk przez szacunek dla pastora hamował swe z natury wesołe usposobienie i nie pozwalał sobie nawet na niewinne żarty. Tak upłynęło z pół godziny po zamknięciu okiennic i zapaleniu świec, do chwili kiedy wejście Beniamina uginającego się pod ciężarem wiązki drew przerwało względną ciszę. — Panie Pomp! — ryknął świeżo upieczony szeryf — u Boga Ojca, czy przy tej odwilży nie wystarcza nam na rozgrzewkę najlepsza madera sędziego? Pamiętaj, chłopie, że pan sędzia już teraz się trzęsie 136 . /. obawy, czy aby nie zabraknie w górach tak cennych klonów i buków! Cha, cha, cha! Duku, muszę oficjalnie przyznać, że z ciebie dobry i uczynny krewniak, ale masz swoje dziwactwa. Wesoło, hej! A z trosk się śmiej. Nucił coraz ciszej, a Beniamin tymczasem złożył swój ciężar i z najpoważniejszą miną zwrócił się do Ryszarda: —; Być może, panie Ryszardzie, że stół stoi w ciepłych szerokościach, chociaż to, co na nim widzę, nie mogłoby mnie rozgrzać. Na to trzeba prawdziwego jamajskiego rumu oprócz suchego drzewa lub newcastelskiego węgla. Jeśli się jednak choć trochę znam na pogodzie, warto by się wygodnie roztasować, szczelnie pozamykać drzwi i podsycić ogień. Chyba nie na darmo, panowie, spędziłem dwadzieścia siedem lat na morzach, a siedem — w tej puszczy. — Beniaminie, czy coś wróży zmianę? — zapytał Marmaduk. — Wiatr zmienia kierunek, wielmożny panie — odparł stary marynarz — a w tym klimacie to zawsze niesie odmianę. — Co się tam dzieje na dworze — przerwał Marmaduk. —- Na dworze? Ano wiatr cały czas dmuchał z południa, .teraz zaś mamy ciszę, jakby kto siadł na miechy. Lecz na północy, nad górami, widać wąziutki pasek, nie szerszy od pańskiej dłoni. Chmury pędzą pod pełnymi żaglami, a gwiazdy migocą tak jasno jak światła kierunkowe i boje. Ostrzegają, że czas gromadzić opał. Tak, panie sędzio, jeśli się choć trochę znam na pogodzie, trzeba dołożyć do ognia, bo mróz rozsadzi panu z połowę butelek porteru i karafek z winem w kredensie, nim ranna wachta wejdzie na pokład. — Przezorny szyldwach z ciebie — rzekł sędzia. -— Użyjże sobie na drzewie przynajmniej^ dzisiejszego wieczoru. Beniamin zrobił, co mu kazano, i w niecałe dwie godziny potem przekonano się, że miał rację. Wiatr południowy istotnie ucichł, a to zapowiadało poważną zmianę pogody. Na długo przed rozejściem się towarzystwa mróz zaczął brać porządnie. A gdy pan Le Quoi odchodził do siebie przy pełnym blasku księżyca, musiał poprosić o koc i owinąć się nim, mimo że przezornie ubrał się ciepło. Pastor z córką pozostał na noc u sędziego. Panowie zmęczeni wczorajszą hulanką na długo przed północą rozeszli się do swych pokojów. Elżbieta i Luiza nie zdążyły jeszcze zasnąć na dobre, gdy zerwał się północno-zachodni wicher. Wyjąc przeraźliwie wokół domu powiększał tylko uczucie błogiej przytulności, jaką w taką pogodę daje ciepły dom, v szczelne okiennice, ogień na kominku i puchowe kołdry. Zanim Elżbieta na dobre zamknęła oczy, wicher przyniósł jej długie, płaczliwe wycie, zbyt dzikie jak na psa, a jednak podobne do głosu tego wiernego stworzenia. Tak odzywa się pies, gdy noc zaostrzy jego czujność. Luiza bezwiednie przytuliła się do Elżbiety, która widząc, że jej towarzyszka nie śpi, powiedziała cicho, by nie psuć nastroju: — Ładne jest to odległe wycie, choć płaczliwe. Czy to mogą być psy z chaty Skórzanej Pończochy? — To wilki, które zapędziły się z gór nad jezioro — szepnęła Luiza. — Nie podchodzą do osady, bo się boją światła. Pewnej nocy głód przygnał je pod nasze drzwi. Cóż to była za straszna noc! Ale tu się nie dostaną. Płoty, drzwi i zamki bogatego dworu to za wielka dla nich przeszkoda. — Innowacje wprowadzone przez ojca ucywilizują puszczę — zawołała Elżbieta odrzucając kołdrę i siadając na łóżku. ^— Jakże szybko cywilizacja wdziera się w królestwo przyrody! — ciągnęła rozglądając się po swym już nawet nie komfortowym, lecz luksusowym pokoju i pilnie przysłuchując się odległemu i częstemu wyciu znad jeziora. Ale " powoli i ją zaczął ogarniać lęk, więc za przykładem Luizy położyła się i niebawem usnęła zapominając o wszystkim. Rankiem obie panny zbudziła służąca, która przyszła rozniecić ogień. Wstały więc i szybko ubrały się w chłodnym pokoju, bo mróz zdołał przeniknąć nawet do ciepłej sypialni. Elżbieta, chcąc spojrzeć na osadę i jezioro, rozsunęła kotary i otworzyła okiennice. Zamróz na szybach przepuszczał wprawdzie światło, ale zasłaniał widok. Uniosła więc górną ramę i zamarła z zachwytu. Śnieg zniknął z jeziora. Pokryła je gruba warstwa ciemnego lodu, w którym poranne promienie słońca odbijały się jak w lustrze. Oblodzone domy skrzyły się niczym polerowana stal. Z dachów zwisały olbrzymie sople: każdy słał drugiemu brylantowe błyski. Lecz największą uwagę zwracały dalekie, bezgraniczne lasy, stopniami pnące się ku szczytom gór. Wszystko wkoło, góry, jeziora, osada i lasy jaśniało i skrzyło się swym własnym, odmiennym blaskiem. — Patrz! — - zawołała Elżbieta. — Patrz, Luizo! Chodź tu do okna i spójrz, co za cudowna zmiana! ' 138 *.........i jWt^^^^^^B^^^^^M^^^BłtefitMliliteitffi^H^^ilklili3a^ Luiza usłuchała. Wychyliła się z okna, chwilę milczała, a potem powiedziała cicho, jakby się lękała własnego głosu: — Doprawdy, cudowna zmiana! Dziwię się, że potrafił jej tak s/ybko dokonać. Elżbietę zaskoczyła ta niezwykła uwaga jej bądź co bądź inteligentnej towarzyszki