Upokorzenie smakuje tak samo w ustach każdego człowieka.
Czy to łóżko należy do mężczyzny, którego ta gruba pani nie wpuściła do domu? Na myśl o tym przenika mnie dreszcz. Ale moje powieki są ciężkie i znów zasypiam. Jednak nie na długo. Nagle czuję dziwne łaskotanie na ciele, kłucie i pełzanie. Przerażona odrzucam kołdrę i szukam kontaktu, by zapalić światło. -Mama!!! - Co się tu znów dzieje - słyszę niegrzeczny głos pani profesor. Mama znajduje kontakt, zapala lampkę nocną. Podnoszę do góry moją koszulkę, by zobaczyć, co mnie tak swędzi. - Gewalt geschribenl - woła mama z przerażeniem i zakrywa twarz dłońmi. To było po żydowsku i oznacza coś strasznego. Patrzę po sobie. Przez moje ciało przebiega czarna ulica. Nic nie rozumiem, przyglądam jej się bliżej. Teraz widzę, że ta czarna ulica pokrywająca moje ciało porusza się. Składa się z wielu pojedynczych czarnych 74 punkcików, małych istotek, które po mnie pełzają i łażą. Chcę je strząsnąć, ale one się mocno trzymają... -Mamo!!! - Już dobrze dziecinko, bądź cicho, pomogę ci... zaraz je zdejmę, one się mocno wpiły... nie bój się... Mama pochyla się nade mną blada z obrzydzenia, w gwałtownym pośpiechu, jak gołąb, który wydziobuje okruchy, szybko i celnie odrywa swymi ostrymi paznokciami pluskwy z mojego ciała, a następnie rozgniata je butem na podłodze. To jest milcząca, zacięta walka, przerywana jedynie gburowatymi odzywkami pani profesor, która skarży się na moje jęki bólu i na zapalone światło. Wreszcie we wczesnych godzinach porannych mama skończyła. Całe moje ciało jest czerwone i spuchnięte. Nie mamy odwagi zgasić światła, bo pluskwy pojawiają się w ciemnościach. Pani profesor znów zasnęła. Leżymy z mamą cichutko koło siebie, cienki strumień szarego, porannego światła pada na nasze umęczone twarze. Nie ma co teraz myśleć o spaniu. — Opowiedz mi dalej o miłości - szepczę. Mama wzdycha. — To było tak dawno temu - mruczy pod nosem. Mama Tosi wkrótce zauważyła, że jej córka ma jakąś tajemnicę, że nadzwyczaj często spaceruje sama po ogrodzie, a przy stole nie tyka nawet swego ulubionego strudla z jabłkami i rodzynkami, a jednak uznała, że mądrzej będzie na razie nic na ten temat nie mówić i poczekać. W końcu tak samo postąpiła też jej własna matka, wtedy gdy przed wieloma laty zapoznała swą szesnastoletnią córkę Annę z młodym Jakubem Abrahamerem, którego rodzina wybrała dla niej starannie. Miłość - o tym Anna była od tamtego czasu przekonana - była raczej sprawą praktyczną. Rosła z upływem lat jak drzewka śliwkowe w ogrodzie, wymagała od czasu do czasu troski, wydawała od czasu do czasu owoce, ale nie było żadnego powodu, by na jej temat tracić zbyt wiele słów. 75 TajemnicaTosi wyjaśniła się wcześniej, niż można się było tego spodziewać, ponieważ dziewczyna, która miała już dość zabawy w chowanego, postanowiła odważnie zaprosić do domu swego ubóstwianego chłopca. - A poza tym, przyjdzie też do mnie na herbatkę tańcującą Dawid Liebling - rzuciła po kolacji przez ramię i szybko pobiegła schodami w górę do swego pokoju, by nie musieć patrzeć na reakcję rodziców. Jakub Abrahamer wyjął z ust cygaro i spojrzał pytająco na żonę. Anna skinęła głową. - Wszystko na to wygląda - westchnęła. - Pozostaje jednak dla mnie zagadką, skąd ona wzięła tego Dawida Lieblinga. Mogę mieć jedynie nadzieję, że pochodzi z przyzwoitej rodziny... ale to się przecież niedługo okaże. W sobotę Dawid zjawił się na herbatce tańcującej punktualnie o piątej. Miał świeżo wykrochmaloną, białą koszulę i nowiuteńki słomkowy kapelusz. Dla Anny Abrahamer przyniósł bukiet kwiatów. Był uprzejmy i szarmancki, a panią domu pocałował w rękę. Ale na nic się to wszystko nie zdało. - On pochodzi z niemożliwej rodziny! - tłumaczyła Anna swej córce, kiedy ostatni goście opuścili dom. - Wykluczone, Teofila, byś miała za niego wyjść za mąż! Tosia wybuchnęła płaczem. Nie żeby jej się Dawid już oświadczył; rozczarowała ją reakcja rodziców. Nazwali ją Teofila jak siostry zakonne w szkole - jakby była obcą osobą. Nie mieli pojęcia \ o świecie uczuć swej córki i nie mieli pojęcia o miłości. Byli tępi i pozbawieni serca. Ale ona, Tosia, jeszcze im pokaże! Od tego dnia przestała jeść. Siedziała w milczeniu przy stole i nie tykała swego talerza. Traciła na wadze, była coraz chud- sza i miała coraz większe cienie pod oczyma, w których płonął opór. ': - Zjedz coś wreszcie! - zaklinała Anna swą najstarszą córkę. - Trzeba jeść, aby żyć! 76 Ale Tosia nawet o tym nie myślała. Jeśli nie mogła mieć Dawida, nie chciała żyć. Pomimo swego pochodzenia Dawid przychodził teraz każdej niedzieli w odwiedziny. Jego maniery były bez zarzutu, a jego koszule zawsze świeżo wyprasowane. Kształcił się, założył firmę budowlaną i poprosił Jakuba Abrahamera o rękę Tosi. Jakub Abrahamer zamknął z rozwagą drzwi do salonu, poczęstował Dawida kieliszkiem śliwowicy i cygarem. Nawet Sabina, która miała wprawę w takich sprawach, nie była w stanie dowiedzieć się przez dziurkę od klucza czegoś istotnego. Jej jedyną zdobyczą było kilka strzępów zdań, które udało jej się z trudnością usłyszeć. - Mówią o tobie - powiedziała z naciskiem do Tosi, która i tak to podejrzewała i blada z przejęcia siedziała w swoim pokoju przy biurku nad podręcznikami szkolnymi. Kiedy po dobrej godzinie drzwi do salonu zostały otwarte, Jakub Abrahamer i Dawid Liebling zawarli już układ. Jak to było dawniej rzeczywiście w zwyczaju u rodzin żydowskich, Dawid będzie musiał czekać siedem lat na swoją Tosię i w tym czasie zatroszczy się o to, by stworzyć swej przyszłej rodzinie solidne podstawy materialne. Obaj mężczyźni uścisnęli sobie dłonie. Kiedy Dawid włożył kapelusz i wyszedł, Tosia zakradła się do kuchni i wepchnęła sobie do ust wielki kawał jabłkowego strudla... — I rzeczywiście czekaliście siedem lat? - pytam wstrząśnięta, chociaż pod tym pojęciem czasu nie umiem sobie wyobrazić nic konkretnego. W każdym razie wydaje się to długo. — Tak- mówi mama cicho, a przez jej twarz przebiega uśmiech. - Kiedy się w końcu pobraliśmy, miałam dwadzieścia trzy lata, zdałam maturę i zdobyłam wykształcenie zawodowe. — Wykształcenie zawodowe? -W ogóle nie wiedziałam o tym, że mama miała jakiś zawód. — Właściwie to chciałam zostać lekarką - mówi nieco smutna - ale Dawid nie zgadzał się na to, by jego żona pracowała. Chcieli- 77 śmy mieć dzieci, wiesz. Najmniej piątkę... poszłam do szkoły sclawtarek. Tam się uczy pisania listów na maszynie i stenografii. Uważam, że pisanie listów brzmi nudno. Bycie aktorką jest o wiele ciekawszym zajęciem. Ale to z tymi dziećmi daje mi do myślenia. Bardzo chciałabym mieć rodzeństwo. Zawsze jestem taka samotna. .-.. - Tak bym chciała mieć małą siostrzyczkę! - wybucham. Mama głaszcze mnie po głowie i cicho wstaje z łóżka. - To samo powtarzałam zawsze mojej mamie, kiedy byłam mała - wzdycha - a co się potem wydarzyło, opowiem ci kiedy indziej. Teraz powinnyśmy się stąd wreszcie ruszyć i zdobyć coś do jedzenia... Na palcach opuszczamy ciemny pokój