They seem to make lots of good flash cms templates that has animation and sound.
Linki

an image

Upokorzenie smakuje tak samo w ustach każdego człowieka.

Wiedział, że właściciela jednego z motocykli znajdzie wewnątrz. Dana dopiero co usadowił się w spelunie. Miejsce wyglądało jak wizerunek piekła, ale przynajmniej żarcie było dobre. Obok niego siedzieli dwaj tędzy kierowcy nad swoimi paprykarzami, spychając czapki na tył głów. Trzech facetów ubranych w obdarte wycieraki grało na automatach, puste puszki po piwie stały na krawędzi maszyny. Właścicielem kajpy by Lloyd, tłusty, starzejący się gbur w poplamionym fartuchu, który stał nadąsany za barem. W dalekim końcu sali trwała zaimprowizowana gra w karty pomiędzy gadającymi kierowcami, którzy chcieli przeczekać mgłę. Dana podniósł wzrok, gdy podeszła kelnerka. Natychmiast zlustrował jej rysy z zainteresowaniem. Za dużo makijażu. Może pięć stóp i trzy lub cztery cale. Przypuszczalnie dwadzieścia funtów nadwagi. Ale dźwigała je w większości z przodu i to całkiem nieźle. Dana lubił to co widział. I to bardzo. I żuła gumę z tym sennym wyrazem twarzy, który wskazywał na to, że chyba oglądała za dużo kiczowatych seriali w telewizji. Łatwa zdobycz. Jego gatunek kobiety. Gdyby jeszcze nie miał kobiety. Poczucie winy wzrastało i starał się opanować rosnące pożądanie myślą o swojej żonie. Carla była kobietą religijną, która brała przysięgę małżeńską bardzo poważnie. Zwłaszcza część o wierności. Gdyby odkryła, że ją zdradził, zabiłaby się. Ale był żonaty z Carlą od sześciu lat. Znał każde wgłębienie i wypełnienie na jej ciele, i - co gorsza - znał każdy gest i słowo, które wypowiadała w łóżku. Życie seksualne z Carlą stało się jak oglądanie powtórki "I love Lucy" po raz dwudziesty: wygodne i nudne. Ostatnio myśl o nowym "terenie" wprawiała go w obsesję na każdym kroku. Stał się boleśnie świadomy, że połowę rasy ludzkiej stanowią kobiety. Obce kobiety. Rozkosznie obce kobiety. Jak na przykład ta kelnerka. Na jej wizytówce było imię Claudia. Powitał ją, kiedy wręczyła mu wybrudzone menu. Oddała mu uśmiech z lubieżnym mrugnięciem oka i potoczyła się z powrotem do kuchni. Dana zatrzymał wzrok na jej tyłku, który toczył się i falował, kołysząc kokardą fartucha jak kołyską. Westchnął, pozwalając swej wyobraźni nasycić się tym obrazem. Jego świadomość potępiała zaczątek spisku na miarę Machiavellego, który miałby ukryć wymarzoną zdradę przed Carlą, a jednocześnie jego dusza napawała się zmysłowym obrazem jego prywatnego filmu porno. Był tak pogrążony w owocach swej pracy, iż nie zauważył, jak otworzyły się drzwi wejściowe i wtoczył do środka goły facet. Wszyscy inni ujrzeli, jak facet spokojnie przespacerował przez pomieszczenie, wzrokiem bez wyrazu omiatając klientów z pozornie niewielką ciekawością. To, co widział "mężczyzna", było cyfrowym zapisem sali, składającym się z czterdziestu tysięcy punktów, pokrytym alfa-numerycznymi danymi, które zmieniały się szybciej niż ludzkie oko by je zauważyło. Twarze gapiących się kierowców, zdumiona kelnerka, właściciel z szeroko otwartymi oczami, były elektronicznie podzielone na fragmenty i każdy sektor zanalizowany, aby zinterpretować ich stan emocjonalny i przewidzieć możliwe wrogie zachowanie. Nikt się nie poruszał, z wyjątkiem jednego z motocyklistów. Robert Pantelli zjadał śmierdzące sprawy na śniadanie i wypluwał kłopoty na lunch. Większość rzeczy w życiu nie dziwiła go. Z wyjątkiem tego, na co patrzył teraz. Przestał się zaciągać swoim śmierdzącym cygarem, powoli opuścił je i ciemny uśmiech rozchylił jego wilgotne usta. Nagi człowiek ujrzał pulsujący elektroniczny zarys formujący się wokół ciała Roberta. Tysiące szacunkowych pomiarów błyskawicznie pojawiało się i znikało w wewnętrznym ekranie radaru. Ubranie motocyklisty zostało natychmiast zanalizowane i skojarzone ze współczesnym motocyklowym ekwipunkiem... Dla Roberta trwało to tylko dwie sekundy. Pokazał swoje ohydne zęby, poza kilkoma brakującymi z przodu. Pod wpływem alkoholu jego mowa była niewyraźna: - Ten facet wie, jak pokonać upały. Dwaj kumple zaśmiali się nerwowo. Mężczyzna z pozoru nie reagował przez moment, potem powiedział pustym, neutralnym tonem, który nie wskazywał na żadną emocję: - Potrzebuję twojego ubrania, twoich butów i twojego motocykla. Robert zwęził oczy, potem zerknął na kumpli. Spoglądali na niego wyczekująco. Robert zdecydował się. Pokaże im, co potrafi. Zaciągnął się cygarem, rozżarzając końcówkę do czerwoności, po czym zwrócił się do obcego: - Zapomniałeś powiedzieć: proszę. Kumple Roberta zachichotali znowu, głośniej i z większą swobodą tym razem. Wyczuli, że ten facet nie podejmie walki. Mimo swojego rzucającego się w oczy, potężnie rozwiniętego ciała, stał głupio w tym samym miejscu, z pustym spojrzeniem na gębie. Chyba urwał się z czubków, czy co. Robert nie lubił czubków. Przypominali mu o jego kretyńskim ojcu. A poza tym chciał prowadzić dalej swą grę. Podniósł więc cygaro i wcisnął je w pierś przybysza. Delikatnie zaskwierczało, jak bekon smażący się na ruszcie. Potem - gęsta cisza... Wytrąciła ona Dane z rozmarzenia. Spojrzał przed siebie i zauważył ze zdumieniem nagiego klienta. W jego piersi dymiła jeszcze dziura. A mimo to nie okazywał żadnych oznak bólu. Dana prawie nie wierzył w to, co widział. Nagle nagi człowiek wyciągnął rękę i chwycił miękkie ramię Roberta w mocarny, hydrauliczny blok. Motocyklista czuł, jak jego ciało gniecione jest przez niewiarygodnie silne palce niczym stalowymi obcęgami i wrzasnął z całych sił. Jeden z jego kumpli chwycił kij bilardowy za cieńszy koniec, niczym wybijak do palanta. Cięższy koniec zaświstał i pękł na dwie części na potylicy przybysza. Niesamowite, ale golas chyba tego nawet nie zauważył. Nie zwalniając Roberta z uchwytu, wystawił rękę do tyłu i chwycił Bilardowego Palanta za przód jego kurtki, a następnie wywalił masywnie zbudowanego motocyklistę przez najbliższe okno. Szkło posypało się, kiedy szybował na chodnik, padając ciężko jak wołowina z haka. Następnie przybysz podniósł Roberta, dwieście trzydzieści funtów żywej wagi, nad barem i przerzucił przez okno w ścianie kuchni, gdzie ten wylądował na dużym, płaskim grillu. Para zasyczała, gdy gorący metal przeszył momentalnie jego skórę. Robert zawył, drgając i podskakując, dopóki nie stoczył się na podłogę; dymiąca masa