Upokorzenie smakuje tak samo w ustach każdego człowieka.
- Sally Turystka. - Snob. Roześmiał się tylko. - No dalej, ty też sobie kogoś wybierz. Rozejrzała się po pokładzie. - Mmm... Biorę tego. Tom Wspaniały. Luke łypnął spode łba na wysokiego, opalonego, jasnowłosego oficera, prezentującego się olśniewająco w śnieżnobiałym mundurze. - No, skoro gustujesz w takich typach... - Gustuję - westchnęła przesadnie. - O, tak. Patrz, idzie Mouse. Mouse, jak ci się tu podoba? - Ale fajnie. -Jego okrągła, blada twarz była zarumieniona z zachwytu. Pod kwiecistą koszulą, którą kupiła dla niego Lily, napinały się imponujące mięśnie. - Pozwolili mi wejść do maszynowni. Teraz muszę przygotować rekwizyty i dekoracje, ale później tam wrócę. - Mają tam jakieś kobietki? - W maszynowni? - Mouse roześmiał się, zmieszany. - Nie. Tylko na plakatach. - Trzymaj się mnie, kolego. Znajdę ci jakąś prawdziwą. - Zostaw go, ty rozpustniku - ujęła się za Mousem Roxanne i nagle pisnęła. Pokład zakołysał się pod jej stopami. - Odbijamy! - Spójrz na górny pokład - powiedział Luke. Roxanne uniosła głowę. Przy balustradzie stał Max w białej marynarce i granatowych spodniach, a obok niego Lily w powiewnej sukience. Towarzyszył im wierny jak cień LeClerc. - Wyzdrowieje - szepnął Luke, ujmując dłoń Roxanne. - Oczywiście - pokiwała głową, usiłując zdusić w sobie wątpliwości. - Chodźmy do nich. Zrobimy parę zdjęć. Miały to być bardzo pracowite wakacje. Pierwsze służbowe zebranie pozbawiło ich nadziei, że przez najbliższych sześć tygodni będą mieli po prostu darmową wycieczkę. Tego wieczora dali krótki występ na powitanie pasażerów. Zaprezentowali się również inni artyści - francuska pieśniarka, komik, żonglujący podczas wygłaszania monologów oraz sześcioosobowa grupa wokalno-taneczna. Oprócz występów, mieli w swoich obowiązkach towarzyszenie pasażerom w rozmaitych rozrywkach, od gry w bingo po wycieczki do miast portowych. Kiedy okazało się, że Roxanne mówi biegle po francusku, natychmiast przydzielono ją do pomocy dwojgu tłumaczom, zatrudnionym na statku. Obowiązywały ich także pewne zasady. Mieli odnosić się do pasażerów uprzejmie, ale bez poufałości. Nie wolno było przyjmować napiwków, źle widziano picie podczas pracy. Wydawano im posiłki dopiero wtedy, gdy pasażerowie dostali swoje porcje. A w razie katastrofy członkowie załogi i personelu mogliby zająć miejsca w szalupach na końcu, kiedy wszyscy pasażerowie byliby już bezpieczni. Kiedy wręczono im tygodniową pensję, wśród tych, którzy wcześniej brali udział w rejsach, rozległy się jęki. Kierownik wycieczki, Jack, uciął te protesty. - Jeśli potrzeba wam czegoś, zwróćcie się do mnie. I nie zwracajcie uwagi na tych malkontentów. Większość waszych obowiązków to po prostu zabawa. - On to nazywa zabawą - wysoka, smukła blondynka o imieniu Dori spojrzała ze współczującym uśmiechem na Lukea. -Jeśli będzie potrzebna jakaś pomoc, służę. - Uśmiechnęła się też do Roxanne, podkreślając, że zaproszenie dotyczy również jej. - O wpół do czwartej mamy próbę w sali kinowej. To na pokładzie spacerowym, na rufie. - Pierwsze przedstawienie jest o ósmej - ogłosił Jack. - Rozejrzyjcie się przez ten czas po statku. Roxanne otrzymała różowy podkoszulek z napisem "Yankee Princess", identyfikator oraz przyjacielskiego klapsa na szczęście. Chodziła po statku, brała udział w próbach i znowu chodziła po statku, odpowiadając na pytania pasażerów, uśmiechając się do nich i życząc im dobrej podróży. Kiedy nadeszła pora występu, ściągnęła z bufetu jabłko i kilka plasterków sera i poszła do kajuty, służącej jej i Lily za garderobę, a jednocześnie pełniącej rolę magazynu. - Ich jest za dużo - mruknęła z ustami pełnymi jabłka. - Wszystko by chcieli wiedzieć. - Ale są tacy mili. - Lily uniknęła zderzenia z jednym z rekwizytów i wśliznęła się w swój kostium. - Są tu chyba ludzie z całego kraju. Jak miło być znowu w drodze! - Maxowi też się tu podoba, prawda? - Bardzo. Już teraz jest zachwycony. Roxanne poczuła, że robi jej się niedobrze. Złapała się za brzuch. - Myślisz, że to potrwa dłużej? - Co, kochanie? - To kołysanie. - Odetchnęła głęboko. Odłożyła jabłko i sięgnęła po kostium. - A, statek? To jakby kołyska, prawda? Takie kojące. - Aha - Roxanne przełknęła ślinę. Przetrwała jakoś pierwsze przedstawienie, ale kojąca kołyska wykończyła ją zupełnie. Zaraz po występie rzuciła się pędem w stronę swojej kabiny. Właśnie skończyła wymiotować, kiedy do maleńkiej łazienki wszedł Luke. - Zamknęłam drzwi na klucz - oświadczyła z całą godnością, na którą stać jest osobę siedzącą na podłodze pod umywalką. - Wiem. Otwierałem je prawie trzydzieści sekund. - Skoro je zamknęłam, to chyba znaczy, że chciałam być sama. - Mhm. - Podstawił ręcznik pod strumień zimnej wody